4.

540 24 30
                                    

Wieczór w moim domu był wyjątkowo duszny. Czułam napięcie w powietrzu, jakby każdy ruch, każde słowo mogło wywołać burzę. Ojciec od początku patrzył na Bartka z nieskrywaną niechęcią. W jego oczach widziałam surowość, którą znałam od zawsze, ale teraz wydawała się bardziej intensywna, bardziej niebezpieczna. W jego spojrzeniu było coś, co przypominało nienawiść – nie tylko do Bartka, ale i do mnie.

— Więc to jest twój wybór? — zapytał, mrużąc oczy, jakby oceniał każdy centymetr Bartka. — Taki mężczyzna ma teraz opiekować się moją córką?

Cisza w pokoju była przerażająca. Miałam ochotę krzyknąć, powiedzieć coś, cokolwiek, żeby przerwać tę nieznośną atmosferę, ale Bartek przemówił pierwszy, swoim charakterystycznym tonem pełnym pewności siebie.

— Nie chodzi o to, czy pan mnie lubi — powiedział Bartek, patrząc bezpośrednio w oczy mojego ojca. — Chodzi o to, żeby Faustyna była bezpieczna. To jest mój priorytet.

Zacisnęłam pięści, bo choć słowa Bartka były zaskakująco odpowiedzialne, to ton, którym je wypowiadał, wywoływał we mnie gniew. Czułam się, jakby kontrolował sytuację lepiej niż ja sama. A to, jak patrzył na mojego ojca, z wyzwaniem i tą swoją arogancką pewnością siebie, sprawiało, że miałam ochotę coś zniszczyć.

Ojciec spojrzał na mnie. W jego oczach widziałam rozczarowanie.

— Faustyna, zawsze myślałem, że jesteś rozsądna — powiedział z chłodem. — Ale chyba się myliłem.

Słowa ojca uderzyły mnie mocniej, niż chciałam to przyznać. Czułam, jak ogarnia mnie złość, ale zamiast odpowiedzieć, spuściłam wzrok. Bartek położył mi dłoń na plecach, udając wsparcie, co tylko mnie bardziej irytowało. Wiedziałam, że to wszystko było tylko grą, ale w tym momencie czułam się jak marionetka w rękach obu mężczyzn.

— Wiesz co, tato? — w końcu przerwałam ciszę, unosząc głowę. Czułam, że moje słowa były gorzkie, ale musiałam je powiedzieć. — Nie musisz mnie rozumieć. Ale wiesz, że nie zmienię zdania.

Ojciec prychnął, jakby to, co powiedziałam, było dla niego kompletnie nieważne. Wiedziałam, że nie przekonam go do niczego, ale przynajmniej musiałam udowodnić sobie, że potrafię stawić mu czoła.

Po kilku godzinach, pełnych napięcia i milczenia, Bartek i ja postanowiliśmy opuścić dom. Mieliśmy zadanie – odnaleźć książkę, która mogła rzucić światło na zaginięcie mojej matki. Wiedziałam, że czeka nas długa noc, ale w tym momencie nie czułam ani zmęczenia, ani strachu. Byłam wściekła. Na ojca, na Bartka, na całą tę sytuację.

Weszliśmy do biblioteki, a cisza tam była wręcz przytłaczająca. Światło było przyćmione, a cienie tańczyły po ścianach, tworząc atmosferę jeszcze bardziej mroczną i tajemniczą.

— Wiesz, gdzie szukać? — zapytał Bartek, podążając za mną między półkami.

— Mam pewien pomysł — odparłam chłodno. Nie chciałam z nim rozmawiać, ale wiedziałam, że muszę.

Jego obecność za moimi plecami była ciężka, niemal namacalna. Czułam, jak patrzył na mnie, oceniał każdy mój ruch, a to tylko wzmagało moje zdenerwowanie. Bartek działał mi na nerwy od samego początku, a teraz, kiedy byliśmy zmuszeni współpracować, nienawidziłam go jeszcze bardziej.

— Co jest z tobą nie tak? — rzuciłam nagle, nie wytrzymując ciszy.

Bartek spojrzał na mnie z zaskoczeniem, ale zaraz potem na jego twarzy pojawił się ten cholerny uśmiech, który tak mnie wkurzał.

— Z czym masz problem, Fafiś? — zapytał, wyraźnie prowokując.

— Ty jesteś problemem! — syknęłam, odwracając się do niego z wściekłością. — Myślisz, że wszystko wiesz, że wszystko kontrolujesz. A tak naprawdę jesteś... jesteś...

I let the world burn Fartek Where stories live. Discover now