10.

418 16 10
                                    


**To była długa noc.**

Każdy krok, który stawiałam, wydawał się trwać wieczność, jakbym była uwięziona w czasie i przestrzeni, z której nie potrafiłam uciec. Biegłam, nie czując nawet zimna wieczoru, nie zauważając bólu w nogach czy oddechu, który zaczął się zrywać. **Adrenalina była jedynym, co mnie napędzało**. Tylko to, że musiałam biec – musiałam uciec.

Kiedy dotarłam do mieszkania Bartka, byłam cała roztrzęsiona. **Nadzieja**, że może wszystko to, co widziałam, było tylko snem albo koszmarem, tliła się we mnie jak płomień, który nie chciał zgasnąć. Próbowałam przekonać samą siebie, że kiedy otworzę drzwi, zobaczę go siedzącego na kanapie, z tym swoim ironicznym uśmieszkiem, jakby chciał mi powiedzieć, że to wszystko było tylko głupią grą.

Ale gdy weszłam do środka, **mieszkanie było puste**.

Stałam w progu, nie mogąc się ruszyć, jakby moje ciało odmawiało współpracy. W tej chwili **cisza była nie do zniesienia**. Nagle poczułam, jak serce wali mi w piersi, jakby próbowało wyrwać się z klatki. Usiadłam na podłodze, opierając się o ścianę, próbując zapanować nad oddechem. Ale to nic nie dawało. **Byłoby lepiej, gdyby tu był**, choćby tylko po to, żeby mógł powiedzieć coś sarkastycznego, byleby tylko przestać czuć to okropne uczucie pustki, które mnie ogarnęło.

Wzięłam głęboki wdech, ale łzy napłynęły mi do oczu, zanim zdążyłam je powstrzymać. **Nie miałam pojęcia, co teraz zrobić**. Bartuś... Został ranny, kazał mi uciekać, a ja po prostu go zostawiłam. Mówił, że sobie poradzi, ale jak? Czy naprawdę sobie poradził? A co, jeśli nie? **A co, jeśli go już nie ma?**

Myśli kotłowały się w mojej głowie, jakby próbując znaleźć jakiekolwiek rozwiązanie, jakikolwiek sposób, żeby to wszystko naprawić. Ale teraz byłam sama. **Sama z tym wszystkim**.

Czułam, że powinnam coś zrobić – cokolwiek. Ale moje ciało było jak z kamienia. Każdy mięsień, każda komórka mnie była sparaliżowana. Próbowałam zebrać myśli, znaleźć w sobie choć odrobinę siły, ale jej tam nie było. Nic nie zostało. Byłam wrakiem. Bez Bartka, bez nadziei.

— **Głupia** — wyszeptałam do siebie, przecierając rękawem oczy, jakbym chciała wytrzeć z twarzy ślady łez. **„Dlaczego myślałaś, że to będzie inne? Że będzie lepiej?"**

Spojrzałam na kanapę, gdzie spędziliśmy razem tyle wieczorów, gdzie przekomarzaliśmy się i żartowaliśmy, mimo że wszystko wokół nas się rozpadało. Te wspomnienia teraz mnie dusiły. **Byliśmy w tym razem**, a teraz... teraz musiałam radzić sobie sama.

Wstałam, choć nogi były jak z waty, i zaczęłam chodzić po mieszkaniu. Szukałam czegoś – nie wiem czego. Może jakiegoś znaku, że wróci. Może jakiejś wskazówki, co robić dalej. Ale mieszkanie było martwe. **Tak jak ja**.

Nie mogłam przestać myśleć o tym, co się stało w fabryce. O mafii, o tym, co nam zrobili. O Bartku. **Czy to już koniec?** Wpadłam na myśl, że może tak to się skończy. Może to ja powinnam teraz zrobić wszystko, żeby zakończyć ten koszmar.

**Nie mogłam polegać na nikim innym.** Nagle uderzyła mnie brutalna świadomość: **od tej chwili musiałam radzić sobie sama**. Bartek mnie chronił, walczył za mnie, ale teraz go nie było. I musiałam zacząć działać. **Zebrać się w sobie**.

Podeszłam do okna, patrząc na ciemną ulicę poniżej. Była pusta, tak samo jak ja. Ale gdzieś tam, za tą ciszą, **toczyła się walka**. Wiedziałam, że mafia się nie zatrzyma. Wiedziałam, że zagrałam w ich grę i teraz musiałam podjąć kolejne kroki. **Nie mogłam dłużej uciekać**.

Wzięłam głęboki oddech i chwyciłam telefon. Musiałam znaleźć jakiś trop. Cokolwiek. **Musiałam działać**. Bez Bartka, bez nikogo. Byłam sama, ale to już nie miało znaczenia. **Gra się rozpoczęła, a ja nie zamierzałam przegrywać**.

To, co wydarzyło się tej nocy, było początkiem końca. Nie mogłam go powstrzymać, ale mogłam kontrolować to, co zrobię dalej. Czułam, jak narasta we mnie determinacja. **Ból zamienił się w gniew**. Strach – w wolę walki.

**Zacznę od nowa**, krok po kroku. Zacznę od tego, co wiem. Może ta fabryka była kluczem, a może nie. Ale musiałam się tego dowiedzieć. Nie mogłam dłużej uciekać. **Czas na strach minął.**

Stałam przy oknie, patrząc na mrok za szybą, kiedy nagle poczułam, jak coś we mnie pęka. **Nie było już odwrotu**.

— **Muszę to skończyć.** — Wyszeptałam te słowa, czując, jak mój oddech się uspokaja, a serce, choć pełne bólu, powoli odnajduje nowe, chłodne rytmy.

**Od tej chwili byłam gotowa na wszystko.**

Nie było Bartka. Nie było nikogo. Ale byłam **ja**.

I let the world burn Fartek Where stories live. Discover now