12. Retrospekcja

421 18 19
                                    


Patrząc na nią teraz, trudno mi uwierzyć, że kiedyś było inaczej. Że był czas, kiedy Faustyna mnie unikała, jakbym był jakąś zakałą. A przecież znamy się od dziecka. Dosłownie, od piaskownicy, od wspólnych podwórkowych zabaw, od szkolnych ławek. Wtedy wszystko było prostsze. Nie rozumiałem tego, co się między nami zmieniło.

Faustyna... Zawsze mnie fascynowała. Od małego wiedziałem, że jest w niej coś wyjątkowego. Była inna niż reszta dzieciaków. Zawsze trzymała się z boku, cicha, ale nie w ten sposób, który sprawia, że ktoś ginie w tłumie. Nie, ona była inna — wyraźna, ale niedostępna. I to mnie przyciągało. Zawsze chciałem być bliżej, chciałem zwrócić jej uwagę. Może to dziecięca ciekawość, a może coś więcej, czego nie potrafiłem wtedy zrozumieć. Ale jedno było pewne — **zależało mi na niej**.

Pamiętam, jak zaczynałem ją zaczepiać, jeszcze jako dzieciak. Nie złośliwie, raczej dla zabawy. Szukałem pretekstu, żeby na mnie spojrzała, żeby coś powiedziała. Ale ona zawsze była chłodna, zdystansowana. Z początku tego nie rozumiałem. Myślałem, że może po prostu taka jest — zamknięta w sobie, nieśmiała. Ale później, gdy dorastaliśmy, zrozumiałem, że to nie tylko jej natura. To był dystans, który zbudował ktoś inny. **Jej ojciec.**

Pan Domański. Już na sam dźwięk jego nazwiska mam ciarki na plecach. Facet zawsze patrzył na mnie jak na śmiecia. Niby nic nie mówił wprost, ale w jego spojrzeniach zawsze czułem ostrzeżenie. Nie trzeba było słów, żeby wiedzieć, że uważał mnie za kogoś nieodpowiedniego dla jego córki. Że jestem dla niej kłopotem, zagrożeniem. No i ona... **Ona w to uwierzyła.** Ojciec jej to wbił do głowy, a ona, posłuszna, trzymała się ode mnie z daleka.

Czułem to. Każda próba zbliżenia się do niej kończyła się tym samym — milczeniem albo lodowatym spojrzeniem. A przecież chciałem tylko, żeby mnie zauważyła. I wtedy wpadłem na ten idiotyczny pomysł. Nazwałem ją **„Fafiś"**. Sam nie wiem, skąd mi się to wzięło. Może próbowałem zrobić z tego coś zabawnego, przełamać ten dystans, który między nami narastał. Zabawna ksywka, która miała rozśmieszyć, rozbroić tę jej chłodną obojętność.

Ale to nie działało. **Zawsze reagowała tak samo.** Zignorowanie, czasem wzrok pełen niechęci, a czasem nawet chłodna obojętność, która bolała mnie bardziej niż cokolwiek innego. Nie poddawałem się jednak. Dalej ją tak nazywałem. Głupio wierzyłem, że może któregoś dnia odpowie uśmiechem, może puści mi oko, coś w tym stylu. Ale nigdy tak się nie stało.

Z czasem zrozumiałem, że to, co czułem do niej, to coś więcej niż zwykła fascynacja. **Zakochałem się.** A ona? Trzymała się z daleka, wierząc w każde słowo, które mówił o mnie jej ojciec. Z czasem jej dystans zmienił się w coś więcej niż obojętność — w niechęć. Zacząłem to widzieć, czuć. Ale im bardziej się odsuwała, tym bardziej próbowałem się zbliżyć. **Jak głupi.**

Kiedy nazywałem ją „Fafiś", myślałem, że to tylko niewinny żart, który prędzej czy później nas do siebie zbliży. Ale z biegiem lat, z każdą jej chłodną odpowiedzią, zacząłem traktować to bardziej jak tarczę. Maskę, za którą ukrywałem to, co naprawdę do niej czułem. Żart, który miał zatuszować moją frustrację, to, że nie mogłem się do niej zbliżyć. **Była dla mnie nieosiągalna**, a ja nie mogłem się z tym pogodzić.

Zamiast wyznać jej prawdę, zamiast powiedzieć, co naprawdę czuję, coraz bardziej uciekałem w tę dziecięcą, głupią zabawę. A ona to znosiła, ale nigdy nie odwzajemniała. Każdy mój uśmiech spotykał się z jej chłodnym spojrzeniem, a każde słowo, które do niej kierowałem, wracało do mnie pustką. Czasem nawet czułem, że traktuje mnie jak kogoś, kogo trzeba unikać za wszelką cenę. I to bolało. Jak cholera.

Ale to „Fafiś" zostało. Dla mnie to był symbol naszych prób, naszych spotkań, tych wszystkich chwil, kiedy próbowałem się do niej zbliżyć, ale zawsze lądowałem na marginesie jej życia. Dla niej to chyba była tylko przypomnienie, że **nie powinna mi ufać**.

Kiedy teraz na nią patrzę, **wspomnienia wracają**. Wraca ta frustracja, ten żal, że wszystko poszło nie tak, że nigdy nie udało mi się zburzyć muru, który między nami istniał. Ale jest coś jeszcze. Ta iskra, która tliła się we mnie przez te wszystkie lata. Ta część mnie, która wciąż wierzy, że mogło być inaczej. **Że mogło się udać**, gdybyśmy oboje inaczej podeszli do tej sprawy. Ale to już przeszłość.

Zawsze się zastanawiałem, czy kiedyś się przełamię, czy powiem jej, co naprawdę czułem przez te wszystkie lata. Ale patrząc na nią teraz, wiem, że to było tylko marzenie. To „Fafiś" stało się symbolem wszystkiego, czego między nami nie było — a powinno.

———————————————
Pozdrawiam tini_2115 hahahaha lovcia tak samo Nati_057

Girl i love u more than myself
Przy tobie się czuję najlepiej

Dajcie znać jaki rozdział jest waszym ulubionym póki co i na jaki czekacie hahaha ⭐️

I let the world burn Fartek Where stories live. Discover now