9.

431 18 24
                                    


Faustyna siedziała na krawędzi szpitalnego łóżka, wpatrując się w niewielkie okno. Odbicie jej twarzy było blade, zmęczone, ale w jej oczach można było dostrzec gniew, determinację i strach – mieszankę, która wydawała się teraz naturalnym stanem. Od tygodnia, odkąd niemal straciła życie przez zatrucie, miała tylko jeden cel: odkryć prawdę o swojej matce i o tym, co naprawdę się stało. Bartek stał przy drzwiach, opierając się o ścianę z rękami w kieszeniach. Oboje wiedzieli, że to nie koniec, a dopiero początek.

— Jesteś pewna, że jesteś gotowa? — spytał Bartek, jego głos był spokojny, ale widać było, że i on jest spięty. Cały ten czas milczał na temat tego, co się wydarzyło, ale oboje wiedzieli, że nie mogli już dłużej czekać. Prawda była bliżej, niż myśleli.

— Tak — odparła Faustyna, zakładając swoje buty. — Nie mogę tu siedzieć i czekać, aż znowu mnie dorwą. Trzeba działać.

Kiedy wychodzili z sali, Bartek podał jej kurtkę. **To było coś więcej niż gest opieki** – wiedział, że Faustyna musi czuć kontrolę nad swoim losem, nawet jeśli byli w samym środku koszmaru.

---

Szybko znaleźli się na ulicach miasta. Ich pierwszym przystankiem była niewielka kawiarnia, którą odkryli w jednej z ksiąg, którą znaleźli w bibliotece. Miała niewiele wspólnego z tradycyjnymi miejscami spotkań, ale miała szczególne znaczenie dla matki Faustyny. Wzmianka o tym miejscu była zapisana w starej księdze, której matka Faustyny regularnie używała, a według tego, co tam przeczytali, to właśnie tam miała spotkać się z kimś z mafii przed swoim zniknięciem.

Wchodząc do kawiarni, Faustyna poczuła dreszcz. Miejsce było proste, niepozorne, jakby wyrwane z innej epoki. Pachniało tu starym drewnem i świeżo parzoną kawą. Mimo to, atmosfera była napięta, jakby czas się tu zatrzymał. Kelnerka, starsza kobieta o zmęczonym spojrzeniu, podeszła do nich powoli.

— Czym mogę służyć? — spytała, patrząc na nich z lekkim podejrzeniem.

Bartek zamówił dwie kawy, ale to nie był cel ich wizyty. Spojrzał na Faustynę, która wzięła głęboki oddech i postanowiła mówić otwarcie.

— Szukam informacji na temat mojej matki. Chodziła tu wiele lat temu — zaczęła, a jej głos drżał, ale była zdeterminowana. — Nazywała się. Agnieszka. Agnieszka Fuginska.

Kelnerka na chwilę zawahała się, jakby to imię coś jej przypomniało. **Cisza była ciężka**, prawie namacalna. Kobieta przymrużyła oczy i powoli skinęła głową.

— Aga... Tak, pamiętam ją. Bywała tu czasami. Zawsze miała te swoje tajemnice — odpowiedziała ostrożnie, jakby wybierała każde słowo. — Ale po co jej szukacie?

— To długa historia — odparł Bartek, nie wdając się w szczegóły. **Nie ufali nikomu**, a tym bardziej nieznajomej kelnerce. — Ale wiemy, że miała coś wspólnego z pewną fabryką. Zna pani coś na ten temat?

Kobieta milczała przez chwilę, po czym spojrzała na nich uważniej.

— Może coś wiem, ale radzę wam trzymać się z dala od tego miejsca. To, co się tam dzieje, nie jest dla was. — Jej głos był ostry, niemal groźny.

Faustyna zadrżała, ale postanowiła kontynuować.

— To dla mnie ważne. Proszę, jeśli cokolwiek pani wie... — Faustyna miała w oczach błaganie, które nie pozostawiało miejsca na odmowę.

Kelnerka westchnęła ciężko, jakby właśnie podjęła decyzję, której później pożałuje.

— To stara fabryka na skraju miasta. Kiedyś produkowano tam maszyny, ale od lat stoi pusta. Od czasu do czasu ktoś tam krąży, ale to nie są ludzie, których warto spotykać.

I let the world burn Fartek Where stories live. Discover now