~Gavi~
Jak się okazało, to był Ferran. Któż by się tego spodziewał.
— Drogie gołąbeczki, trener wzywa. Ma jakąś motywacyjną przemowę, a przy okazji jest kolacja — rozległ się głos Torresa przez głośnik telefonu, bo był na głośnomówiącym.
— Kurwa, wybrali sobie godzinę — westchnął Pedri.
— Czyżbyśmy w czymś przeszkodzili? Na przykład w... no wiesz, ruchaniu ? — zaśmiał się do słuchawki.
— A co, zazdrościsz? — zaśmiałem się do telefonu.
— Przeszkadzacie, jak zawsze — zaczął Pedri.
— Pan maruda. A tak swoją drogą, nie zazdroszczę. Ja już z Ansu miałem swo... — nie dokończył, bo nagle zdał sobie sprawę, co mówi, i ugryzł się w język.
— HA! KURWA, WIEDZIAŁEM! — krzyknąłem do słuchawki.
— Dobra, nie zesrajcie się, tylko chodźcie — powiedział, po czym natychmiast się rozłączył.
— Win— zaśmiałem się.
— Win, dopięliśmy swego — zaśmiał się Pedri, po czym na chwilę zamilkł, jakby nad czymś myślał.
— Hm? — westchnąłem pytającym tonem.
Chłopak zbliżył się do mnie, czując jego oddech na swojej szyi. Przeszył mnie dreszcz.
— Pedri? — wyszeptałem jego imię.
— Ciągle ktoś nam przeszkadza... ale wynagrodzę ci to mi amor, jak opuścimy ten hotel po zwycięstwie Hiszpanii~ — szepnął to tak pewnie, że znów przeszedł mnie dreszcz, a moje policzki i czubki uszu zaczęły się robić czerwone.
Pedri oczywiście to zauważył. Uśmiechnął się chytrze, po czym złapał mnie za podbródek i połączył nasze usta w pocałunku.
Zaśmiał się pod nosem, a potem odsunął.
— A teraz chodźmy, bo czekają — rzucił, a ja szybko założyłem górę piżamy. Już nie opłacało się przebierać, skoro był wieczór.
Przeszliśmy znów tę samą drogę co zwykle - długi korytarz, winda, skręt w lewo, a potem dotarliśmy do celu: jadalni.
Wszyscy już byli na miejscu, co oznaczało, że przyszliśmy jako ostatni.
— Widzę, że nasi spóźnialscy już dotarli — pokręcił głową Luis, ale nie wyglądał na złego. — Siadajcie.
Zrobiliśmy, co powiedział. Zostały idealnie dwa miejsca między Torresem, a Rayą.
Usiedliśmy. Ja obok Ferrana, a Pedri obok Davida.
Trener zaczął swoją przemowę, a ja poczułem ekscytację, jakbym zaraz miał wyjść na boisko. Ciężko mi jednak było się skupić, bo Pedri dyskretnie przesuwał opuszki palców po moim udzie.
—Drużyno! Już jutro jest ten dzień, na który czekaliśmy. Wszystko, nad czym pracowaliśmy – każdy trening, każde poświęcenie – doprowadziło nas do tego momentu. To nie jest zwykły mecz. To jest ten mecz. Moment, w którym każdy z was może pokazać, z czego jest zrobiony. Dotarliśmy do finału, bo jesteśmy silną drużyną, a teraz nadszedł czas, aby to udowodnić—przerwał na chwilę i wział wdech.
—Chcę, żebyście zapamiętali jedno: to my kontrolujemy nasz los. To my decydujemy, jak ten mecz będzie wyglądał. Nie przeciwnik, nie kibice, tylko my. Każdy z was ma swoje zadanie, swoją rolę, ale razem tworzymy coś większego. Tylko jako drużyna jesteśmy niepokonani.
Na boisku nie ma miejsca na strach. Jest tylko miejsce na walkę, na determinację, na serce. Pamiętajcie, że każdy z was walczy nie tylko za siebie, ale za każdego kolegę obok. Walczymy o coś większego niż wygrana – walczymy o naszą dumę, o nasze marzenia—mimo powagi sytuacji, uśmiechnął się znacząco.—Nieważne, kto stoi po drugiej stronie boiska. Wierzę w was, wierzę w każdy talent, ale nie tylko talent, a sama ciężka praca, każdą umiejętność, którą tu wnieśliście. I wiem, że możecie to zrobić. Nie ważne jaki wynik, pamiętajcie że jestem z was dumny że tu dotarliśmy. Jutro wychodzimy tam po zwycięstwo! Dajcie z siebie wszystko, zostawcie serce na boisku i niech nikt nie ma wątpliwości, kto zasługuje na ten puchar!Do boju, drużyno!—wyjrzyknął kończąc swoją wypowiedź na co uzyskał odpowiedź od drużyny w postaci wiwatu.
Następnie wszyscy zaczęli zajadać się kolacją. Po skończonym posiłku trener poprosił, abyśmy dobrze się wyspali i jutro byli w pełni skoncentrowani. Po tych słowach wyszedł.
Atmosfera była dość ożywiona. Każdy rozmawiał o jutrzejszym dniu.
— Idziemy? — zapytałem Pedriego, a on kiwnął głową na "tak".
— Tylko się tam nie ruchajcie, bo my chcemy spać — zaśmiał się Ansu, wspominając, że pokój Torresa, w którym przesiadywali, jest obok naszego.
— Stwierdzam, że to powinno być skierowane do was. A bardziej do ciebie Ferran. Musisz być w pełni sił, to nie my jutro gramy mecz — Pedri ledwo powstrzymał się od śmiechu, widząc wkurzoną minę Fatiego.
— Dobranoc — powiedziałem z nutką rozbawienia, wychodząc z Pedrim z jadalni.
Ci, którzy to usłyszeli, odpowiedzieli na pożegnanie, a reszta, zajęta swoimi rozmowami, kontynuowała rozmowy dalej.
~~~~
XD nie umiem być motywacyjną, więc szukałam na necie przemów motywacyjnych i się na nich wzorowałam.
![](https://img.wattpad.com/cover/351523524-288-k222986.jpg)
CZYTASZ
|â¢ððð°ð¬ð³ð, ð§ð¢ð ðšð³ð§ððð³ð ð§ð ð³ðð°ð¬ð³ðâ¢| ðððð«ð¢ ð± ððð¯ð¢
Fanfictionððð£ðððð ð£ð ðÄððð£ððÄ ððÄ ð£ ðððð ðð ðð£ððÅ, ðððð£ ðððÄ ð ððððÅÄ ðððÄ ðÅðð ð "ðð ð£ðð ðð£ð?" ð¶ððð ðð ðððððð£ðð ð ðððð ðð ð£ðððð ðð ð ðððð ððððð ððÅŒððð ðÅðð ððð¢ ï¿œ...