26. Przestań udawać, Rune

87 24 19
                                    

Pobrzmiewające ekscytacją rozmowy przekrzykujących się mężczyzn i kobiet przybierały na sile, by po chwili niemal umilknąć, gdy tubalny głos Dante raz za razem wypowiadał kolejne podziękowania za uczestnictwo.

I pożegnanie.

Nie powinni zwracać na siebie uwagi, a mimo to zebrali się w biały dzień w jednej z rezydencji, by zawiązać ruch oporu.

Rune przysiadł na samym szczycie schodów i z brodą wspartą na dłoniach, przyglądał się wychodzącym niespiesznie arystokratom Rågeleje.

Rebeliantom.

Stłumił w piersi westchnienie, obserwując najpierw ich stopy, którymi niecierpliwie przebierali w miejscu, żegnając się z ojcem i Dante. W końcu obracali się ku wyjściu i z każdym ich krokiem, obraz odsłaniał coraz więcej: Rune widział najpierw kolana, a potem uda i łokcie, gdy wyłaniali się zza schodów. Jednak niedogodna pozycja uniemożliwiała mu dojrzenie ich twarzy, nawet gdy wychodzili na zewnątrz wprost przez frontowe drzwi.

Cóż, tutaj musiał przyznać ojcu rację: opuszczenie rezydencji tylnym wyjściem wzbudziłoby ciekawość mieszczan i namiestnikowskiej gwardii.

Po kilkunastu minutach nerwowych pożegnań, gdy wypłowiałe futra w norek ostatniej pary mignęły w holu i zapadła cisza, Rune podniósł się ze stopnia. Z przyzwyczajenia otrzepał z tyłu spodnie i zgięty w pół, wyjrzał ostrożnie znad schodów, by upewnić się, że został sam. W końcu zszedł na parter i rozejrzał się po opustoszałym korytarzu w poszukiwaniu ojca albo Dante, ale jedynie dostojni przodkowie obserwowali każdy jego krok z pozłacanych ram.

Młody Koskela prześlizgnął się w cieniu przykurzonych stolików i marmurowych rzeźb wprost do salonu, w którym niedawno spiskowano przeciwko Acharelowi. Odruchowo zamknął za sobą drzwi i rzucił kątem oka na ulubiony fotel Jespera, ale nikogo tu nie zastał.

A przynajmniej tak mu się wydawało.

– Rune – Miękki głos Enzo postawił na baczność jasne włoski na karku Rune.

Dziedzic rodu Korhonen siedział na parapecie z widokiem na ogród Nerezzy i z dłońmi wspartymi na udzie obserwował Rune. Głód czaił się za blaskiem tryumfu w czarnych jak morska toń Uhyre oczach. To niezaspokojone pragnienie, które wydawało się nie mieć końca.

– Nie wiedziałem, że jeszcze tu jesteś – odpowiedział szybko Rune, odzyskując nad sobą kontrolę. Zacisnął dłoń w pięść, by ukryć jej drżenie i uśmiechnął się łagodnie. – A gdzie twoi rodzice?

– Wyszli. Narada się skończyła, ale powiedziałem, że dołączę do nich później. Chciałem się z tobą zobaczyć – wyjaśnił, stawiając stopy na podłodze. Ciemne loki zatańczyły na jego skroni, gdy niespiesznym krokiem obchodził kanapę. Przesuwał szeroką dłonią po oparciu, powoli, delektując się każdym wykonanym gestem pod czujnym wzrokiem Rune.

Każdy nerw w ciele Koskela palił skórę i ciało, ostrzegając, by dla własnego bezpieczeństwa wyszedł z pokoju albo zawołał Kohla. Kogokolwiek, byle by nie być sam z tym pewnym siebie, barczystym mężczyzną.

Rune posturą przypominał zwiewną sylwetkę swojej rodzonej matki, więc nieważne jak dużo ćwiczył szermierkę z Dante i Dorianem, mięśnie w jego ciele wydawały się ciasno przylegać do kości, zamiast budować imponującą muskulaturę. Z czasem się z tym pogodził, jednak Wielki Głód odebrał mu nie tylko urodę, ale i to silne ciało, które trenował latami, więc teraz, gdy został zamknięty w jednym pokoju z nadal postawnym Enzo, lodowaty dreszcz przebiegł mu pod skórą wprost do serca.

– Dawno się nie widzieliśmy. Twój ojciec mówił, że jesteś zajęty – dodał Enzo, stając naprzeciwko niego. Nadal znajdował się na tyle daleko, żeby Rune miał szansę umknąć, gdyby ten chciał go dotknąć.

Serce Boga Wojny [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz