Blade światło księżyca wślizgiwało się przez rozsunięte zasłony do przestronnej sypialni wprost na szerokie łóżko z czterema kolumnami i rozciągniętym na nich bordowym baldachimem. Czające się w kątach cienie zafalowały łagodnie, jakby poruszone tym samym wiatrem, który szarpał obmarzniętymi krzakami róż w wymarłym ogrodzie pod oknami prywatnych pokoi nowego pormestari Rågeleje.
Kruk o czarnych piórach lśniących w gęstym mroku przysiadł na czubku szafy tuż pod sufitem. Przekrzywił głowę i zamrugał paciorkowatymi ślepiami. Przyglądał się śpiącemu w jedwabiach niemal jeszcze chłopcu o delikatnych rysach. Ptaszysko otworzyło dziób, ale żaden dźwięk nie przerwał ciszy. Bezgłośnie uniósł i opuścił skrzydła, gdy do sypialni wszedł wysoki mężczyzna o włosach w kolorze węgla opadających na czoło. Przybysz uniósł głowę. Spojrzał wprost na uplecionego z cieni nocnego stróża. Kruk przygiął cienkie nóżki, skulił głowę i wcisnął dziób między pióra. Z każdym uderzeniem serca kurczył się w sobie coraz bardziej i bardziej, aż wchłonął go mrok. Nie pozostało po nim nawet blade wspomnienie.
– Słodki Rune – wyszeptał pod nosem Acharel, podchodząc powoli do łóżka. Stanął tak blisko, że opierał się kolanami o drewniany stelaż. Z rękoma zwieszonymi wzdłuż boków, przyglądał się rozpogodzonej twarzy tego pełnego pasji człowieka.
Człowieka.
Acharel przyklęknął jedną nogą na materacu i oparł rękę obok bezwładnej dłoni Rune.
Tak delikatny.
Tak kruchy.
A pod bladą skórą szalał ogień. Namiętność życia i nieskończone łaknienie tajemnic, które skrywał świat poza Rågeleje.
Namiestnik pochylił się i delikatnie, by nie przerwać głębokiego snu Rune zbyt wcześnie, odgarnął mu pojedynczy kosmyk z bladej skóry. Obserwował, jak złoty pukiel zsuwa się po porcelanowej skórze. Długie, gęste rzęsy drgnęły na policzku i Rune westchnął głęboko, przesuwając rękę nad głowę. Kołdra ześlizgnęła się nieco w dół, odsłaniając obojczyki.
Zasłony upięte przy zamkniętych okna zafalowały łagodnie. Ciemność skryta za meblami, z dala od srebrnobladych promieni księżyca cofnęła się pod ścianę, jakby wciskała się w szczeliny między deskami. Pulsowała delikatnie. Drewno pod stopą Acharela zajęczało cicho, belki w ścianach zaskrzypiały ostrzegawczo, gdy sufit pochylił się odrobinę ku podłodze. Sypialnia namiestnika kurczyła się w sobie, kontury traciły na ostrości, a po chwili mury znowu wracały na swoje miejsce. Macki utkane z cieni wspinały się pod zdobną tapetą w górę, ciągnęły ku sobie, tworząc ciernisty kokon nad łożem z baldachimem.
Acharel musnął opuszkiem palca wskazującego wyraźnie zarysowaną linię karminowych ust. Rune instynktownie rozchylił wargi, jakby nawet w głębokim śnie potrafił rozpoznać dotyk kochanka. Wołał do siebie, prosił w ciszy o rzeczy, których Acharel nie mógł mu dać.
Nie powinien mu dać.
Namiestnik stłumił w piersi westchnienie i oderwał stopę od miękkiego dywanu. Niespiesznie, nie spuszczając nawet na chwilę wzroku z bladej twarzy na swojej poduszce, podciągnął się głębiej na materacu. Deski w szerokim łożu nawet nie skrzypnęły, jakby był duchem spowity z mroku, który nic nie ważył.
Palce Acharela powędrowały w dół. Z delikatnością płatka róży porwanego przez lodowaty wiatr Rågeleje zsunął dłoń na drobną brodę, a w końcu na smukłą szyję. Zamarł w bezruchu. Sycił się tą chwilą. Kciukiem zatoczył koło, badał krew przepływającą wąskimi żyłami pod cienką skórą.
Tak kruchy.
Powoli zacisnął zimną dłoń na wiotkiej szyi. Rune uchylił sennie powieki, spoglądając nieprzytomnie wprost na Acharela. Światło księżyca błysnęło w oczach w kolorze lodu skuwającego brzegi morza u stóp Rågeleje.
![](https://img.wattpad.com/cover/374214051-288-k456414.jpg)
CZYTASZ
Serce Boga Wojny [boyxboy]
Fantasi♛ Erotyk dark fantasy BxB ♛ Port Rågeleje to spowita niekończącą się zimą perła Grævlingehøj - największego kontynentu, na którego czele od setek lat stała Rada Śnieżnej Zamieci. Tak było do czasu, gdy podczas corocznych obchodów Przesilenia Zimoweg...