– Jesteś lodowaty – stwierdził beznamiętnym głosem namiestnik i nim Rune zdążył zareagować przesunął dłonią po jego piersi. Smukłe palce zahaczyły o twardy sutek otulony jedynie cienką, jedwabną koszulą. Spomiędzy warg Rune uleciało ciche westchnienie, które natychmiast przerwał. Nie mógł tak na niego reagować. Chciał się odsunąć, a wtedy Acharel przeciągnął dłonią z powrotem do góry i zacisnął palce wokół jego sutka, znów go drażniąc.
Nie tak sobie wyobrażał to spotkanie, nie tak to się miało potoczyć.
– Nie jest mi zimno – wycedził Rune, próbując zmusić nieposłuszne ciało do ruchu, ale gdy czarnowłosy poruszył palcami, świat zawirował mu przed oczami.
– Teraz już chyba nie tak bardzo – wyszeptał wprost do jego ucha, przyciskając go mocniej do swojej piersi. – Nie chcę, żebyś był chory. Jesteś zbyt słaby, Rune.
– Nie jestem słaby – wydusił Koskela, nadal trzymając się prosto, choć Acharel ciągnął go powoli do tyłu, milimetr po milimetrze. Ogień w lędźwiach przybierał na sile, nieważne co powtarzał sobie Rune, jak bardzo starał się być silny. Ciało i serce reagowały wbrew umysłowi.
– Oczywiście – odpowiedział cicho z nieskrywanym rozbawieniem Acharel. Blondyn sapnął rozdrażniony i oparł się mocno na dłoni, by obrócić się w jego stronę, ale silne ramiona otuliły go mocniej. Chwilę później jego ciało przeszyła fala bólu, gdy Acharel ścisnął mocno jego wrażliwy sutek. – Rozepnij pasek, Rune.
– Acharel...
Rune mógłby przysiąc, że cały śnieg w Rågeleje zaczął topnieć, zaczynając od tego otaczającego Loppukanave. Serce zatrzepotało w jego piersi na myśl, że Acharel czekał na tę chwilę tak samo, jak on, że to wszystko była prawda, że...
– Pasek. Rozepnij go. Teraz. Nie lubię się powtarzać – wyszeptał wypranym z emocji głosem, nadal mocno zaciskając palce na sutku.
Rune przez krótką chwilę walczył ze sobą, ale gdy fale bólu zmieszane z rosnącą przyjemnością znów ześlizgnęły się po jego kręgosłupie, sięgnął drżącymi dłońmi do paska. Powoli, oddychając płytko, wyciągnął go ze szlufek i opuścił na poduszki tuż obok nich.
– Rozepnij spodnie.
Tym razem Rune usłuchał bez szemrania. Sny, które go wybudzały w środku nocy od niemal roku, wreszcie się ziściły i ta wizja sprawiła, że Rune myślał tylko o tym, co się dzieje tu i teraz. Konsekwencjami zajmie się później, jak zawsze.
Jęknął głośno, opierając potylicę na ramieniu Acharela, gdy mężczyzna wprawnym ruchem wsunął dłoń w jego bieliznę i chwycił nabrzmiałego penisa. Smukłe palce drażniły spragnioną dotyku skórę, gdy Rune wypychał biodra do góry, oddychając coraz głośniej w ramionach kochanka.
– Acharel... – wydusił, całkiem ignorując pogardę jaką do siebie poczuł, gdy usłyszał w swoim głosie błagalną nutę.
– Zsuń spodnie.
Rune z trudem stłumił w piersi chrapliwe oddechy, gdy oparł się całym ciężarem o pierś Acharela i nerwowo zsunął spodnie aż do połowy ud, uwalniając prężącą się w dłoni namiestnika męskość. Acharel wprawnymi ruchami pieścił trzon, drażniąc opuszkami placów jego jądra i zahaczając kciukiem o lśniącą główkę. Słodka pieszczota wdzierała się w Rune, szarpiąc zmysły i napinając wszystkie mięśnie.
Spodziewał się bolesnego tarcia, ale z niezrozumiałych dla Rune powodów jego penis pod dotykiem Acharela lśnił przeźroczystą substancją. Nie powinno tak być, nie mogło. Jednak pragmatyczna część jego umysły umilkła równie szybko, jak się odezwała, gdy Acharel zwinnym ruchem dłoni przesunął zdecydowanie po całym trzonie od jąder aż po sam czubek prężącego się penisa.
– Lubisz tak, Rune? – zapytał miękko Acharel i zatrzymał się nagle, zaciskając mocno dłoń na jego jądrach. Rune jęknął głośno, przekręcając się sztywno w jego ramionach, by na niego spojrzeć. – Powiem ci, kiedy możesz się spuścić.
– Co? – zachrypiał z niedowierzaniem, odginając rękę by otoczyć nią kark Acharela. – Nie wytrzymam już...
– Nie lubię się powtarzać – rzucił, pociągając Rune na siebie. Tym razem opadł na niego całym ciężarem, łapiąc spazmatyczne oddechy. Chciał dojść. Chciał się spuścić wprost na jego rękę, ale nie znoszący sprzeciwu głos Acharela, zablokował go, jakby miał nad nim władzę. – Powiedz.
– Co?!
– Pozwalam ci zdecydować, Rune. Powiedz mi, jak chcesz skończyć – wyszeptał i przesunął czubkiem nosa, po jego uchu i czule przycisnął go mocniej do swojej piersi. – Chcesz sam skończyć?
– Nie!
– A więc? – drażnił go dalej. Co do jednego miał rację, Rune płonął. Ogień pożądania przegnał ostatnie podszepty zimna z jego ciała.
– Szybko – wyjęczał Rune, kładąc swoją dłoń na jego. W tej szalonej chwili było coś magicznego, gdy doprowadzony na skraj wytrzymałości Koskela, wytyczał rytm końcowej pieśni, a tak mu się przynajmniej zdawało, dopóki Acharel nie strącił jego dłoni, uśmiechając się szelmowsko.
– Szybko i ostro, tak? Tak lubisz? – szeptał, pocierając członka coraz mocniej. Rune jęknął po raz kolejny, próbując sięgnąć za plecy, żeby dotknąć Acharela, ale byli zbyt mocno do siebie przyciśnięci, żeby mógł włożyć mu rękę między nogi. Dłoń mężczyzny ślizgała się wprawnie po naprężonym penisie. Rune nie mógł usiedzieć, wiercił się, jakby mógł znaleźć dogodne miejsce, jakby to pomogło mu szybciej znaleźć ulgę.
Nie mógł dojść. Nie wiedział dlaczego, ale pulsujący słodkim bólem penis nie znalazł ukojenia, choć Rune już dawno przestał się wstrzymywać.
Acharel jeszcze przyspieszył i długi jęk ekstazy opuścił gardło Rune. Unosił biodra i opuszczał, wijąc się w żelaznym uścisku namiestnika, aż w końcu napięcie eksplodowało i sperma trysnęła, brudząc poduszki i dłoń namiestnika.
Wycieńczony Rune patrzył nieprzytomnym wzrokiem, jak Acharel unosi dłoń i przesuwa językiem po swojej skórze, zagarniając białe nasienie pomiędzy kształtne wargi.
Rune był stracony.
CZYTASZ
Serce Boga Wojny [boyxboy]
Fantasy♛ Erotyk dark fantasy BxB ♛ Port Rågeleje to spowita niekończącą się zimą perła Grævlingehøj - największego kontynentu, na którego czele od setek lat stała Rada Śnieżnej Zamieci. Tak było do czasu, gdy podczas corocznych obchodów Przesilenia Zimoweg...