6. Piękno furii

160 31 48
                                    

– Pihla Järvinen na prawo. – Rzucony zimnym głosem rozkaz wdarł się do uszu Rune, wyrywając go z letargu. Odepchnął od siebie wspomnienie Acharela i zerknął przez ramię na idącego za nim chłopaka niewiele młodszego od siebie. Strach w oczach towarzysza odbijał jego własny, pożerający duszę kawałek po kawałku. Nawet teraz, w ostatnich minutach nie pozwolili im zostać razem.

Woda spływała z ciężkich futer, pozostawiając po sobie mokre ślady błyszczących marmurach.  Rune zagryzł wargę, z całych sił powstrzymując w piersi krzyk żalu i frustracji. Strach rozgrzewał każdy kawałek jego ciała równie mocno, jak niedźwiedzie okrycie na jego ramionach. 

Kolejne osoby odsyłano do komnat rozstrzelonych po wschodnim korytarzu, ale gęsta ciemność wijąca się wokół nich, nie pozwalała Rune zorientować się gdzie są. Znał Loppukanava dość dobrze, a mimo to wydawało mu się, że rzucono go na ulice podrzędnej dzielnicy w nieznanym mieście.

– Onni Salo na lewo – huknął żołnierz tuż obok ucha Rune.

Obaj podskoczyli, ale podzwanianie broni przy pasie żołnierzy i błysk drobnych metalowych elementów pistoletu skałkowego w słabym ogniu pochodni, skutecznie sznurował im usta. Mijali kolejne drzwi, a potem kolejne i Rune wydawało się, że zawracają do sali balowej. Kobieta przed nim, której imienia także nie znał, została wezwana do pomieszczenia po prawej, tuż przed kolejnym zakrętem.

Bała się. Ociągała się, zanim jeden z żołnierzy stracił cierpliwość i wepchnął ją do środka, a ta szamotanina dała Rune wystarczająco czasu, by zajrzeć do środka. Na środek pokoju wyciągnięto jeden z eleganckich stołów, przy którym postawiono dwa krzesła. Naprzeciwko drzwi, po drugiej stronie blatu siedział żołnierz w czarnym mundurze z przyczesanymi na gładko kasztanowymi włosami.

W sercu Rune pojawiła się iskierka nadziei. Przesłuchania.

Przez te trzy miesiące, gdy pokazywał Acharelowi port i opowiadał o arystokratach, dał mu tyle informacji, że po raz kolejny mógł się okazać cennym informatorem dla Nowej Republiki. Czy wezwani z Rune ludzie, także bezwiednie oddawali nieznajomemu wówczas wojskowemu tajemnice śmietanki towarzyskiej i miasta?

Wykluczone. Acharel spędzał z Rune niemal każdą minutę, przecież wtedy młody Koskel oszalał na jego punkcie do tego stopnia, że zaniedbał wszystkie obowiązki wobec rodziny i firmy. Jedli razem, śmiali się, rozmawiali... tylko spali u siebie, a i tak któryś z nich zawsze odprowadzał drugiego do domu...

– Wchodź – rzucił jeden z żołnierzy. Rune drgnął, zdając sobie sprawę, że jest ostatnim z pochodu wezwanych. Wziął głęboki wdech, błagając w duszy wszystkich bogów, by za drzwiami nie czekał na niego ten sadysta o złotych włosach, który towarzyszył Acharelowi w sali balowej.

Mundurowy nacisnął klamkę i pchnął drzwi, zza których wylało się mocne światło. Blask świec, dużo jaśniejszy niż w innym pokojach przesłuchań oślepił Rune do tego stopnia, że przeszedł przez próg, niemal niczego nie widząc.

Zamek kliknął za jego plecami, ale mroczki nadal tańczyły w oczach. Stanął prosto, czekając, aż usłyszy jakikolwiek rozkaz albo gdy leniwie falujące płomienie przestaną go tak bardzo drażnić. Jednak przez dłuższą chwilę nic się nie działo, do jego uszu nie dobiegł nawet szelest munduru.

– Rune.

W jednej chwili lód skuł ciało Rune, by po chwili rozpalić je do czerwoności. To ten głos wdzierał się do jego duszy każdego dnia, każdej nocy, każdej minuty. Pieścił jego skórę, rozgrzewał zmysły.

Rune uniósł dłonie do oczu i przetarł je, by przyzwyczaić się do jasności, a gdy znów je opuścił, wydawało mu się, że śni. Na środku skąpanego w złocie saloniku stał Acharel. Ubrany w długą do kolan czarną tunikę, poprawiał mankiet koszuli, nie spuszczając wzroku z Rune.

– Rune – powtórzył Acharel i zrobił krok do przodu. Ciało Koskela zareagowało natychmiast: cofnął się, by utrzymać między nimi dystans. Mężczyzna westchnął, ale uszanował to i zatrzymał się.

Zapadła między nimi niezręczna cisza, której Rune nie zamierzał przerywać. Zagryzł wargę, mierząc go buntowniczym spojrzeniem. Wiedział, że zachowuje się jak dziecko, ale to było silniejsze od niego.

– Wiedziałem, że sobie poradzisz – podjął po kilku chwilach Acharel. Odzyskał panowanie nad sobą i przeszedł na drugi koniec saloniku, gdzie na podłużnym stole stały potrawy, o których Rune od miesięcy nie śmiał nawet śnić. Ślina napłynęła mu do ust, a zdradliwy brzuch zabulgotał głośno. Kiedy ostatnio coś jadł? Bochenki chleba, które udało mu się zdobyć w południe leżały w skrytce pod łóżkiem rodziców. – Chodź, zjedz coś.

– Zamierzasz mnie zabić? Przesłuchać? Miejmy to za sobą, Acharelu – odpowiedział, uparcie ignorując drżące dłonie.

– Nie uważasz, że po tylu miesiącach rozłąki pytanie, czy chcę cię zabić, jest... osobliwe?

Rune prychnął, nie hamując złości. Miesiącach rozłąki... Beznadziejnie zakochane serce Rune spragnione jego bliskości, wyłapywało każde słowo, które mogło, chociażby sugerować tęsknotę. Nadal chciał wierzyć, że to, co mieli nie było złudzeniem. Potrzebował to usłyszeć.

– Nie uważasz, że po tym, jak zniknąłeś z mojego życia, zaproszenie do jedzenia jest, co najmniej, nie na miejscu? – odbił piłeczkę, mrużąc wściekle oczy.

Śledził pilnym wzrokiem Acharela, który niespiesznie nalał wina do kielicha i uniósł go do ust. Rune z trudem stłumił westchnienie, gdy karmazynowy płyn dotknął kształtnych warg. Nawet jeżeli Acharel był świadom spojrzenia Rune, nie dał tego po sobie poznać. Odstawił kryształowe naczynie, by niespiesznym gestem wziąć złotych talerzyk z soczystymi truskawkami.

Bogowie, truskawki...

Rune uwielbiał truskawki i świadomość, że Acharel o tym pamiętał była jak cios w żołądek. Mężczyzna zbliżył się do niego na tyle, że gdy się zatrzymał, znaleźli się na wyciągnięcie ręki od siebie.

– Najpierw cukier – powiedział spokojnie i ująwszy długimi palcami czerwony owoc, uniósł go z talerzyka. Rune zaparło dech w piersiach, nie mógł się ruszyć. Wściekłość i żal zniknęły pod naporem delikatnej woni głogu, która otuliła jego zmysły. – Otwórz usta, Rune – dodał, unosząc truskawkę. – Otwórz usta i ugryź. Nie kłóć się ze mną, nie tym razem.

I wbrew podszeptom rozsądku Rune rozchylił wargi, nie spuszczając rozwścieczonego spojrzenia ze złotych tęczówek.

Kiedy one zmieniły kolor?! Czy to w ogóle możliwe? Wykluczone, że zawodzi mnie pamięć...

Acharel wsunął słodki afrodyzjak w jego wargi, nie spuszczając z niego wzroku. Śledził każdy jego ruch, najdrobniejszy gest. Rune był pewien, że mężczyzna chciał tym coś osiągnąć, ale otumaniony jego bliskością, miał tylko pustkę w głowie. Opuścił gardę i stracił trzeźwy osąd sytuacji, ale przy Acharelu zawsze tak się działo. Słodki smak rozlał się na języku, gdy odgryzł połowę truskawki. Aromatyczny sok spłynął po brodzie, niewielkie krople spadły na tunikę wystającą spod rozpiętego futra.

Oczy Acharela pociemniały, gdy śledził czerwony nektar, spływający po białej skórze. Nie spuszczając wzroku z Rune powoli włożył drugą połowę owocu do ust.

Świat przed oczami młodego Koskela wybuchł tysiącem barw. 

Był stracony. Znowu.

I jest Acharel! Od teraz będzie go

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

I jest Acharel! Od teraz będzie go... bardzo dużo! Czujecie chemię między Rune i Acharelem? ;)

Serce Boga Wojny [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz