29. Gra świateł, gra zmysłów, gra cienistego strażnika

100 23 12
                                    

Tylko światło z nielicznych kandelabrów oświetlało okryty płachtą nocy korytarz, którym milczący kamerdyner prowadził Rune. Cienie wijące się na podłodze wspinały się po ścianach, podrygując ostrzegawczo za każdym razem, gdy mijali kolejne zakręty i słaby podmuch powietrza docierał do płomienia.

Mężczyzna poprowadził go wprost do spowitych ciemnością prywatnych pokoi Acharela. Rune mógłby przysiąc, że zanim przekroczyli próg saloniku, kominek z jasnego kamienia spowijała zimna czerń.

Wchodząc do pomieszczenia, odruchowo zacisnął powieki, a gdy je otworzył, ogień trzaskał wesoło na palenisku, otulając ciepłym blaskiem całe pomieszczenie.

– Namiestnik zostawił dla mnie dokumenty – odezwał się powoli Rune.

Starał się nie dać po sobie niczego poznać, ale delikatny podszept strachu wpełzł po jego kręgosłupie i owinął się wokół szyi.

Kamerdyner nie odpowiedział. Przez dłuższą chwilę stał w bezruchu, aż nagle obrócił się sztywno i wyszedł przez wąskie dwuskrzydłowe drzwi, którymi tutaj weszli.

Dopiero po kilku uderzeniach serca Rune ocknął się z szoku i popędził za służącym. Wystawił głowę na korytarz z zamiarem zrugania go za bezczelne zachowanie, ale w wyściełanym bordowym dywanem długim holu nie było nikogo.

– Chyba sobie kpi... – wymamrotał Koskela i cofnął się do środka. Bez wahania zatrzasnął drzwi i przekręcił kluczyk w zamku, mając irracjonalne wrażenie, że Acharel, który wyjechał za miasto, mógł go tutaj ochronić.

Rune obrócił się na piętach, przeczesując palcami jasne kosmyki. Pomimo ciepła bijącego z rozpalonego kominka, chłodny powiew niepokoju przenikał Rune aż do szpiku kości. Wydawało mu się, że nie tylko Rågeleje brakowało namiestnika, ale przede wszystkim jemu samemu ukochanego.

To znaczyło dla niego coś więcej niż zwykłe pragnienie ciała: Rune przywiązał się do Szkarłatego Kruka niemal natychmiast, jakby mężczyzna o oczach w kolorze płynnego miodu nie był jednym z najbrutalniejszych żołnierzy w armii dyktatora. Każdy nerw w ciele Rune parzył go, nawołując do rozsądku. A on to wszystko wyłączył. Z premedytacją, zimną krwią wyzbył się całego sumienia, jakie miał, po to, żeby rzucić się w ramionach tajemniczego kochanka.

Westchnął cicho i podszedł do sekretarzyka nieopodal szerokiego okna wychodzącego na wewnętrzny dziedziniec Loppukanava. Różany ogród będący niegdyś dumą rodu pormestari całkiem zdziczał, a powykręcane w boleściach zapomnienia łodygi pokryła gruba warstwa śniegu.

Rune przesunął wzrokiem po pojedynczych śladach zostawionych przez zbłąkaną duszę na alejkach, które jeszcze przed rokiem pyszniły się połyskującą czernią kamieni sprowadzanych z drugiego krańca kontynentu.

Usiadł na krześle ze zdobionym oparciem i oparł ręce o wypolerowany blat. Niemal natychmiast jego uwagę przykuła kartka oparta o tylną ściankę. Sięgnął po nią i wciągnął ze świstem powietrze, gdy jego wzrok padł na doskonałe odbicie jego własnej twarzy naszkicowane tuszem w kolorze onyksu. Podobizna najmłodszego Koskela wykrzywiała twarz w grymasie irytacji, ale w oczach przysłoniętych pojedynczymi kosmykami włosów pobłyskiwały figlarne ogniki.

Rune przesunął palcem po zarysie szyi, a później piersi i wtedy dostrzegł dokument z położoną nań krótką notatką.

Bądź grzeczny, dopóki nie wrócę, albo będę musiał przełożyć cię przez kolano.

Acharel

– Że co?! – sapnął Rune, wpatrując się w kartkę z niedowierzaniem.

Ciepły, ledwie wyczuwalny podmuch powietrza owiał jego kark. Tuż przy uchu rozbrzmiał cichy śmiech i choć tak niepodobny, Rune od razu wiedział, że należy do Acharela. Obrócił się gwałtownie, lustrując uważnie wzrokiem każdy kąt w saloniku, ale nie widział niczego. Powiódł spojrzeniem w górę, aż dostrzegł czarny kształt.

Tym razem nawet nie oddychał.

Powoli, nie tracąc ptaszyska z pola widzenia, ruszył w jego kierunku. Bezczelna bestia przysiadła na krańcu wysokiego regału i przyglądała się Rune paciorkowatymi oczami.

– Nie zwariowałem. Chodź tutaj – rozkazał mocnym głosem Koskela, za wszelką cenę starając się ukryć drżenie całego ciała.

Ptaszysko przekrzywiło głowę, ale nawet nie uniosło skrzydeł do lotu. Rune podszedł bliżej i gdy oparł dłoń o zimne drewno, zadarł wysoko głowę. Sapnął z rozdrażnieniem, bo kruk okazał się jedynie cieniem na ścianie rzucanym przez misternie zdobioną grzywę drogiego mebla.

– Gówno prawda, żyłeś! – rzucił Rune buńczucznie do ciemnej masy tuż pod sufitem. Wziął głęboki i przetarł dłońmi twarz, próbując się uspokoić. – Porozmawiamy, kiedy do mnie wrócisz, Acharel. O ile w ogóle wrócisz.

Odpowiedziała mu cisza.

Serce Boga Wojny [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz