Wbrew zdrowemu rozsądkowi i nieustającemu wrażeniu, że jest obserwowany przez chłopca o złotych włosach i jego kruka, Rune zrzucił z siebie szlafrok. Przysiadł na brzegu wanny, a po chwili otępiały zsunął nogi wprost do gorącej wody. Wpatrywał się bezmyślnie w dryfującą na tafli białą pianę. Poruszona niedbałym gestem woda uderzyła o ściany i z chluśnięciem wylała się na zewnątrz.
– Weź się w garść – wymamrotał do siebie Koskela.
Wsunął dłonie we włosy i zacisnął je mocno w pięści. Pociągnął delikatnie za złote kosmyki, a później mocniej, aż całe jego ciało zaczęło się chwiać od gwałtownych szarpnięć. Rozluźnił palce i wziąwszy głęboki wdech, ześlizgnął się po kafelkach. Nie miał pojęcia jak głęboka była wanna w Loppukanave i przez krótki moment przemknęło mu przez myśl, że los się do niego uśmiechnie, utopi się.
Zamiast tego Rune uderzył twardo pośladkami o dno. Odruchowo odepchnął się od ceramicznej powłoki i gdy tylko przebił głową taflę wody, nabrał gwałtownie powietrza w płuca. Kilka kropel zmieszanych z eterycznymi olejkami wpadło mu do ust. Spłynęły po języku do gardła, zostawiając po sobie gorzkawy posmak i prowokując atak kaszlu. Koskela przewiesił się przez brzeg wanny, oparł łokcie i przedramiona na zimnych kafelkach. Dopiero gdy opanował spazmatyczne duszności, dotarło do niego, że wynurzył się dokładnie na wprost lustra.
Chłopiec o złotych włosach i pięknym ciele nadal stał w łaźni, a wokół jego kostek kłębił się szlafrok. Patrzył na Rune z szelmowskim uśmiechem, a nawet nutą ironii igrającą na karminowych wargach. W oczach skrzyły się zadziorne ogniki. Koskela nigdy ich nie widział, ale znał je dobrze. Czuł je całym sercem i duszą.
– Odwal się – rzucił buńczucznie i chlapnął mydlinami w stronę chłopca o złotych włosach.
Kruk zaskrzeczał krótko i machnął ostrzegawczo skrzydłami. Perlisty śmiech odbił się echem od okrytych zdobnymi kafelkami ścian. Rune obserwował jak kpiący z niego chłopiec o złotych włosach, krok po krok wycofuje się w głąb łaźni, aż pozostało po nim tylko samotne czarne pióro spoczywające na kłębach puszystego okrycia.
Rune wziął kolejny głęboki wdech, ignorując wodę spływającą mu policzkach z mokrych kosmyków. Znalazł się w samym oku cyklonu i nie miał pojęcia jak się z niego wyrwać.
Czy w ogóle mógł wyjść z niego żywy?
Obserwował znikającą powoli pianę, pozwalając swoim myślom dryfować w różnych kierunkach. Bezskutecznie próbował pochwycić szarpane wiatrem losu nici życia najbliższych.
Wymykała mu się z rąk błyszcząca wstęga Aurory, nierozłącznie spleciona z tą należącą do Kohla.
I Enzo, którego szorstki, cienki sznurek oplatał się wokół nadgarstków Rune i piął ku szyi.
Mocne liny ojca i Dante znajdowały się w zasięgu ręki, ale nieważne jak bardzo Rune wyciągał ku nim dłonie, jedynie muskał je opuszkami palców.
Boleśnie odczuwał jedynie ten należący do Alastaira: gruby łańcuch, który ciasno oplatał pierś Koskela i gdyby nie grube pasma cieni utrzymujące go w bezruchu, zgniótłby go.
Wiedział, do kogo należały utkane z nocy wstęgi.
Acharel.
Podróżnik-widmo znowu odszedł i tym razem nie zamierzał wrócić, Rune czuł to głęboko w sercu. Lodowate uczycia zdrady i dojmującej pustki wbijały się głęboko w kości, odbierając mu ostatnią nadzieję. Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że namiestnik mianując go sekretarzem, zapewnił mu bezpieczeństwo tylko po to, żeby pognać za nawoływaniem świata. Czy taki człowiek jak Acharel, bez korzeni, rodziny i kraju gdziekolwiek mógł zagrzać miejsce na dłużej?
CZYTASZ
Serce Boga Wojny [boyxboy]
Fantasy♛ Erotyk dark fantasy BxB ♛ Port Rågeleje to spowita niekończącą się zimą perła Grævlingehøj - największego kontynentu, na którego czele od setek lat stała Rada Śnieżnej Zamieci. Tak było do czasu, gdy podczas corocznych obchodów Przesilenia Zimoweg...