Granat nocy ustępował przed pierwszymi promieniami słońca nad horyzontem, gdy Rune uciekł kamerdynerowi Loppukanave i z kołnierzem płaszcza postawionym na sztorc przemierzał piechotą opustoszałe ulice Rågeleje.
Nowa Republika.
Wojna się skończyła i dotychczasowy ład przestał obowiązywać, ale wszystko wyglądało tak samo. Okna w niskich kamienicach zasłonięto grubymi kocami, by utrzymać, choć część ciepła w mieszkaniach. Na ośnieżonych stopniach leżały hałdy śniegu, a pod nimi zamarznięte ciała nieszczęśników, którzy tej nocy nie znaleźli nigdzie schronienia i ich wyniszczone głodem ciała nie wytrzymały kolejne nocy na ulicy.
Smakowity indyk podszedł Rune do gardła, gdy dojrzał wystającą spomiędzy sztywnych kocy siną rączkę dziecka. Z oddali niebieskawa skóra na wychudzonej dłoni do złudzenia przypominała garść śniegu rzuconą od niechcenia na kraciaste okrycie. Koskela rzucił się ku bocznej uliczce i ścięty z nóg torsjami, padł na bruk. Wymiotował tak długo, że wydawało mu się, że wyrzyga własne wnętrzności. Niestrawiony posiłek roztopił puszysty śnieg, smród kwasu żołądkowego uderzył w nozdrza.
Byle do domu, do rodziny. Podniósł się i na chwiejnych nogach ruszył w stronę Valkoinen Portea, by jak najszybciej usłyszeć za sobą szczęk zamykającej się bramy rezydencji Koskela. Szare budynki, których nie rozpoznawał, rozmazywały mu się przed oczami, a twarze mijanych ludzi wyglądały tak samo – jak wykrzywiona bólem twarz zabitego w Loppukanave arystokraty.
Nie pamiętał jak dostał się do rezydencji ani tego, jak Einri wpuścił go do środka, ani też szczęknięcia skobla tej nieszczęsnej bramy. Ocknął się, dopiero gdy wszedł do salonu, w którym ponurą ciszę przerywał tylko głośny lament macochy leżącej z twarzą wciśniętą w poduszki na szezlongu. Rune przez chwilę stał w bezruchu, obserwując kobietę, która opłakiwała go jak rodzonego syna, a z którą nie łączyły go żadne więzy krwi.
– Mamo – wydusił w końcu, ale nie mógł się zdobyć, żeby wykonać choćby najmniejsze ruch w jej stronę. Wydawało mu się, że ciało miał skute lodem.
Nerezza poderwała głowę, a zaraz za nią bracia i ojciec. Jednak to ona pierwsza rzuciła się ku niemu. Chwyciła w garści długą, bufiastą suknię, w pełnym biegu wpadła prosto w jego objęcia. Westchnął cicho, gdy jej chude ramiona otuliły jego pierś, wciskając się w niego tak mocno, jakby chciała się upewnić, czy nie był jedynie zjawą.
Żył, oczywiście, że żył, ale...
Potrząsnął głową i wtulił policzek w szorstkie włosy kobiety, którą kochał najbardziej na świecie. Tylko dzięki jej bliskości, bezwarunkowej miłości nie rozsypał się po przekroczeniu progu tego domu.
– Rune, myśleliśmy, że... – zaczął Kohl, ale urwał i pokręcił głową, a kasztanowe loki zatańczyły na jego czole. Podszedł do nich chwiejnym krokiem, by otoczyć oboje ramionami i przycisnąć mocno do siebie. – Myśleliśmy, że nie żyjesz – zachrypiał tuż nad jego uchem.
– Gorzej – wymamrotał Rune, przymykając oczy. – Zostałem sekretarzem namiestnika.
Minęła dłuższa chwila, zanim poczuł, jak silne palce zaciskają się na jego przedramieniu i nagle został wyrwany z bezpiecznej przystani, jaką byli Nerezza i Kohl.
– Zgodziłeś się z nim współpracować?! – wycedził Dante, ujmując jego twarz w dłonie i zmuszając tym, by na niego spojrzał. Mieniące się kasztanowym brązem oczy spadkobiercy rodu Koskela zalśniły złowrogo w blasku świec. – Rune! Oni nas wyżynali w pień, chcą nam odebrać Rågeleje!
Serce Rune przyspieszyło, gdy odruchowo skulił się w sobie. Dante miał tę wrodzoną, czy może wyuczoną zdolność siania postrachu: gdy wpadał w złość, ludzie wokół niego czmychali gdzie pieprz rośnie. Niski głos, żelazne spojrzenie i kompletny brak poszanowania przestrzeni osobistej sprawiały, że nie tylko kontrahenci uciekali w popłochu, ale także młodsi bracia, którzy wyjątkowo zbroili.
– To nie była propozycja, Dante – wymamrotał Rune, nie spuszczał wzroku ze spadkobiercy rodu Koskela. – Albo współpracuje, albo będę gryzł piach.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nagiął prawdę i na pewno za jakiś czas obróci się to przeciwko niemu, bo tkane na poczekaniu kłamstwo wcześniej czy później wypływa na wierzch. Z drugiej strony, jak miał wytłumaczyć, co zaszło między nimi a Acharelem w Loppukanave?
– Trzy z dziesięciu osób, które zabrano z sali balowej, zostały stracone od razu. Czwarta popełniła w domu samobójstwo – wycedził Dante, nie spuszczając z niego wzroku. Długie palce wbijały się tak mocno w ramię Rune, że ten ledwie stłumił w piersi jęknięcie. – Wiem, że namiestnik był twoim kochankiem, Rune.
Fala gorąca uderzyła Rune w policzki i był pewien, że cała twarz spłonęła karmazynem. Wciągnął powietrze ze świstem, nie spuszczając z brata oburzonego spojrzenia. Żaden nie chciał ustąpić: Rune nie zamierzał się kajać, a Dante znów próbował swoją pasywną agresją wymóc informacje z interesujących go kwestii. Ten akurat zabieg nigdy nie działał na najmłodszego Koskela, nawet jeśli każda stoczona bitwa kosztowała go dużo więcej sił i bólu niż okładanie się pięściami, gdy byli dziećmi.
– Dante chciał zapytać, czy nadal łączy was jakaś relacja... – zaczął Kohl, spoglądając łagodnie na nich obu. Niezmiennie rozjemca w nawet najgorętszych sporach.
– Czy jest jakieś logiczne wytłumaczenia na to, że twój kochanek o niczym ci nie powiedział, zanim zaczęła się wojna? – wpadł mu w słowo ojciec. Wszyscy trzej obrócili się w stronę ojca, który z dłońmi splecionymi pod brodą, przyglądał się Rune znad rodowych pierścieni. – Coś mi umyka, Rune. Wikłasz się w romans z wojskowym z kontynentu, potem wybucha wojna, o której ci nie powiedział, a gdy wraca jako namiestnik Rågeleje, mianuje cię swoim sekretarzem. Pomóż mi to zrozumieć.
Ojciec opuścił dłonie i odchylił się w krześle, patrząc na niego w ten sam sposób, gdy docierały do niego informacje o wyskokach Rune, jednak tym razem nie ponosił za nic winy. I nie miał pojęcia, jak to wszystko wytłumaczyć rodzinie, bo... sam nie wiedział, co chodziło po głowie Acharela.
– Acharel nigdy nie został moim kochankiem. Odrzucił mnie – wydusił przez ściśnięte gardło. Spuścił głowę i wbił wzrok w czubki swoich wytartych butów. – Dziś mianował mnie swoim sekretarzem ze względu na przynależność rodową i znajomość Rågeleje. Nic między nami nie ma i nigdy nie było, ojcze.
– Nikt nie może się dowiedzieć, że jesteś tak blisko namiestnika – wyszeptała Nerezza, gładząc go delikatnie po plecach. Powoli przyciągnęła go do siebie, wyswobadzając z uścisku Dantego. – Nigdy.
– Nerezza ma rację. Bez względu na to, czy zostałeś przymuszony do współpracy, czy nie, okrzykną nas zdrajcami i wykonają samosąd. Ja bym tak zrobił – powiedział mocnym głosem Jesper, podnosząc się z krzesła. Zimny dreszcz przebiegł Rune po plecach, gdy ojciec cicho, niczym czający się kocur, obszedł stół i nie zważając na umykające pod jego stopami kury, podszedł do syna. – Musimy utrzymać to w tajemnicy za wszelką cenę.
– Zrozumiałem.
Właśnie to miał na myśli Acharel, gdy mówił, że tylko w ten sposób będą mogli się codziennie widywać: kiedy mianuje go swoim sekretarzem. To zamykało usta ludziom z Nowej Republiki w Loppukanave, ale nikt z Rågeleje nie mógł się o tym dowiedzieć. Rune musiał wymyślić zgrabne kłamstwo, które uchroni jego rodzinę. A także jego samego przed losem dużo gorszym niż przeszycie mieczem w sali balowej.

CZYTASZ
Serce Boga Wojny [boyxboy]
Fantasy♛ Erotyk dark fantasy BxB ♛ Port Rågeleje to spowita niekończącą się zimą perła Grævlingehøj - największego kontynentu, na którego czele od setek lat stała Rada Śnieżnej Zamieci. Tak było do czasu, gdy podczas corocznych obchodów Przesilenia Zimoweg...