Rozdział IX

24 14 0
                                    


PRZYJACIÓŁKA 


Poranek był rześki. Chłodne powietrze pierwszego dnia września wpadło przez otwarte okno w sypialni Czarnego Pana. Mężczyzna, bądź czym była owa istota stała przed lustrem. Poprawiał swoją nową szatę wyjściową, która uszyta na zamówienie wyróżniała się na tle jasnej, niemalże białej skóry. 

- Uważasz, Nagini, że dobrze leży? - zapytał się węża, swoim ludzkim głosem, który odznaczył się niewyobrażalnym spokojem niekontrastującym z jego naturą. - Mam dzisiaj dużo pracy. Idziemy zobaczyć, czy nasz domownik wstał? 

Sypialnia Toma Riddla mieściła się na drugim końcu korytarza i oprócz ich dwójki nikt z nimi nie mieszkał. Przeszedł obok drzwi prowadzących do jego gabinetu, późnej do biblioteki, w której zawsze palił się kominek niezależnie, czy był to dzień, czy noc. Ostatnie przejście było do pokoju Wilde. 

Lord stanął przed jej drzwiami nie pukając ostrożnie uchylił je i badawczym wzrokiem czerwonych oczy omiótł pokój. Michelle klęczała na dywaniku odwrócona do niego tyłem. Ręce miała złożone. Szeptała coś cicho. Na tle światła dnia wyglądała pięknie. Jej lśniące długie włosy wchłaniały promienie porannego słońca. Mieszały się z kolorem żółci, który rozjaśnił jej końcówki. Szczupła postawa cała świeciła. Tom wiedział, że się modli. Modliła się do Boga. 

- Panie przebacz mi... - szepnęła na tyle głośno, że i on usłyszał. 

- Nie wiedziałem, że wierzysz w Boga - powiedział głośno stając w progu. 

Wilde odwróciła głowę. Prawie przewracając się wstała na nogi i ukłoniła się. 

- Czasem się modlę - odparła. 

Wszedł do jej pokoju. Stanął naprzeciwko niej, na dywaniku, na którym przed chwilą rozmawiała z Bogiem. Zapach wanilii nawiedził jego płuca. Pachniała, jak ona... 

- Wybierasz się gdzieś? - zapytał się wskazując na plecak stojący obok komody w kolorze szmaragdu. 

- Tak. Mam swoje plany na ten poranek. I jeżeli, Pan wybaczy. Będę musiała za chwilę wyjść. 

- Dzisiaj wieczorem odbędzie się spotkanie. 

Wilde skinęła głową na znak zgody. Dobyła swojego plecaka zarzucając go na plecy. 

- W sierocińcu mi także kazano się modlić - rzekł zdziwiony swoim wyznaniem. - Też mnie tam bito i poniżano. Nie chcę, żebyś kiedykolwiek poczuła się gorsza z tego powodu, że jesteś skąd jesteś. 

Wilde wdech stanął w piersi. Spuściła głowę. Usiadła na łóżko zrzucając ze swoich ramion plecak. 

- Nie wiem skąd jestem. Nie wiem także kim jestem. Całe swoje życie kochałam Hogwart. Tam nigdy nie czułam się ani gorsza, ani lepsza. Byłam obojętna. Dla każdego, a także dla samej siebie. Jednak nie czułam się w nim samotnie. Aż wreszcie pojawiałam się tutaj i Hogwart stał się odległym, niemal odludnym miejscem. 

- Nigdy nie miałem miejsca bliższego od Hogwartu - przyznał i usiadł na łóżku obok niej. 

Czuł jak jego serce drga. Minimalnie. Kurczyło się i rozszerzało. Kurczyło się i rozszerzało. Były to niezwykle małe ruchy. Ale czuł coś. Coś czego nigdy przedtem nie czuł. 

- Michelle, nie myślałaś nigdy, aby zostać osobą nieśmiertelną? 

- Nie i nie chcę nią być. - zaprzeczyła stanowczo. 

MICHELLE • WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz