Rozdział X

34 14 7
                                    


WINO 


- Doskonale radzisz sobie ze swoim zadaniem, Michelle - powiedział Voldemort przechylając lekko głowę - To już drugi tydzień i nasi nowi rekruci zniszczyli już trzecią wioskę, wybornie. Przynajmniej ty, nigdy nie mnie zawodzisz.  

- Dziękuję, Mój Panie. Wszystko to dzięki tobie. Nauczyłeś mnie wspaniałych rzeczy. 

- Ah, tak. Przyznaję, że jesteś świetną uczennicą, a teraz muszę cię przeprosić mam dużo pracy. Wilkołaki i wampiry same się nie zwerbują. 

Wilde wstała ze swojego miejsca, odwróciła się jednak w jego stronę chcąc o coś zapytać. 

- Mój Panie, natknęliśmy się z Draco na ślad Harry'ego, wiemy, że nie podróżuje sam. Co mamy zrobić z jego kompanami? 

- Zabić - odparł. 

. . . 


Papieros żarzył się w jej ustach. Poranek był zimny, wiatr kąsał jej policzki pokryte czerwienią. Każdego ranka odczuwała ulgę, gdy nadchodziła godzina szósta, powoli wyślizgiwała się ze swojego ciepłego łóżka, ubierała się w półmrok, a potem wychodziła chyłkiem ogrodu, aby spotkać się z nim chociażby na pięć minut. 

Ulica Pokątna była brudna. Budynki były pozabijane deskami, a jeżeli chociażby jeden sklep był otwarty to wszystkie produkty były powiązane z czarną magią. Przed niektórymi witrynami siedzieli żebracy, jękliwie prosząc o kilka galeonów twierdząc, że są najprawdziwszymi czarodziejami. Witryna sklepu bliźniaków była zasłonięta kotarą i przybita deskami. 

Na krętej, brukowanej ulicy w samotności szedł samotny czarodziej. Kaptur zasłaniał jego twarz, ale Michelle z dalekiej odległości potrafiła go rozpoznać.  Opanowała drżenie swoich rąk i wychyliła się delikatnie zza budynku. Fred przyspieszył kroku. Już chciał przylgnąć do niej, kiedy wyciągnęła swoją różdżkę i nakierowała ostrożnie na niego.  

- Nazwa mojej ulubionej piosenki? - zapytała się ostrożnie. 

Chłopak zsunął kaptur, a rude włosy przywołały jej na myśl marchewkę. Podrapał się po czubku głowy i chrząknął. Michelle zgniotła spalonego papierosa butem. 

- Wicked game

Wilde schowała różdżkę do kieszeni. Pocałowała jego usta. Oderwała się na chwilę.

Serce w nim zamarło. Michelle obdarzyła go promiennym uśmiechem. Coś sprawiło mu ból, a może nigdy w pełni nie docenił, jaka jest piękna i niebezpieczna za razem.  

- Musimy być teraz ostrożni. Nikomu nie wolno ufać - wyjaśniła mu, a Fred ze zrozumieniem pokiwał głową. 

- Wiem - odparł strapiony i rozgoryczony - Dzisiaj w nocy zaatakowano nasz dom, chyba szukano w nim Harry'ego. Wszystko co teraz robimy jest niebezpieczne. 

- Być może. 

Fred położył swoje dłonie na jej tali. Przesuwa je na plecy. Obejmuje ją w pasie. Całuje ją. Nagle odsuwa się. Przygląda się rysą twarzy, spoglądają sobie w oczy, a to uczucie przytłacza ich dwoje, topią się nim. Weasley całuje jej usta, nos, policzki. 

- Boże - jęczy nagle Michelle czując jego usta na klatce piersiowej - Jesteś jak narkotyk - porównuje. 

Powieki ma przymknięte z rozkoszy. Rumiana twarz. Krwistoczerwone usta. 

MICHELLE • WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz