Rozdział VI

48 15 0
                                    


SPOJRZENIE

Na ulicy Pokątnej w świetle latarni można było ujrzeć trzy wielkie podobne do nietoperza postacie, które szybowały nisko nad miastem. Ich lot obniżył się i teraz w złocie latarni niejeden przechodzień mógł ujrzeć srebrne maski na twarzy przybyszów. Były one widoczna na tle czarnych szat zasłaniających jakikolwiek fragment skóry. Kolorowe witryny sklepów, przed którymi stanęli były oklejone ulotkami dotyczącymi szczególnego bezpieczeństwa oraz portretami ruchomych postaci, w szczególności poszukiwanych śmierciożerców. Michelle rozejrzała się w poszukiwaniu swojego zdjęcia. Odetchnęła z ulgą widząc zdjęcia Bellatiks Lestrange.

Wilde odwróciła się na pięcie. Jednym machnięciem różdżki otworzyła drzwi sklepu z różdżkami. Sklep wyglądał jak zawsze nędznie. Michelle poczuła dreszcz wzdłuż kręgosłupa.

- Olivanaderowie: wytwórcy najlepszych różdżek od 383 r. przed naszą erą. - wymruczała cicho.

Dwójka mężczyzn weszła do środka. Usłyszała dzwoneczek. Umysł odnalazł zakamarek, w którym ukryło się wspomnienie, kiedy pierwszy raz kupiła swoją różdżkę. Była wtedy zupełnie szczęśliwa, podniecona. Opamiętała się momentalnie widząc przed sobą srebrne maski. Chwilę później wrócili wraz ze starszym mężczyzną, któremu na głowę wsadzono czarny worek. Skinęła głową i tym razem Rookwood oraz Dołohow poszybowali w towarzystwie Olivandera do siedziby głównej państwa Malfoy. Nagle witryna sklepowa eksplodowała przed kobietą. Potężna eksplozja odrzuciła ją do tyłu. Szkło posypało się na jej ciało. Zamazanym wzrokiem ujrzała klęczącego chłopaka nad nią. Serce przyspieszyło i mogłaby przysiąc, że za chwilę wyskoczy z jej piersi. Powiększone do rozmiaru czerwonego balona nie mogło przestać się uspokoić, kiedy ciemno brązowe oczy spotkały się z jasno brązowymi. Ognisto ruda czupryna zwisała nad jej twarzą i ocierała krew z wargi. Jego karmazynowa szata kłóciła się z piegowatą twarzą. A sam mężczyzna zaprzestał swojej czynności. Wpatrywał się tylko w jej błyszczące oczy, zaróżowione policzki, leciutko rozchylone wargi. Pot tlił się na jego skroni. Michelle czuje to. Czuje jak resztki jej moralności znikają. Czuje na sobie ciepłe krople deszczu, jakby ktoś oblewał ją miodem. Słodkim, pachnącym i lepiącym się do skóry. Chciałaby powiedzieć coś do niego, ale nie jest w stanie odezwać się. Nigdy nie poznała takiego paraliżującego uczucia. Potężnego. Wręcz przerażającego.

Uciekaj! Krzyczał głos w jej głowie, ale ona nie słyszała.

Udawała, że nie słyszy.

- Fred! - usłyszeli krzyk i chłopak oderwał od niej wzrok i odwrócił się - Freddy, co ty tutaj robisz?! Przecież to niebezpieczne.

Fred, pomyślała Michelle stojąc już w ciasnym korytarzu pomiędzy blokami.

- Ja... - odparł chłopak i głowę obniżył, gdzie jeszcze przed chwilą leżała kobieta. Freda zastał tylko srebrną maskę. Oddychając miarowo schował ją za swoją szatę, aby jego brat bliźniak nie dostrzegł jej. - Ja.. wydawało mi się, że widziałem tu kogoś. Jednak nikogo nie było. Lepiej dmuchać na zimne.

Chłopak rozejrzał się jeszcze raz w poszukiwaniu kobiety. Z marnym skutkiem wszedł do Magicznych Dowcipów Weasleyów.


. . .

Chwilę później Michelle przekręciła mosiężną klamkę w drzwiach. Weszła do holu, w którym znajdowało się kilku śmierciożerców. Nie zwraca ona uwagi na mijanych mężczyzn, czy kobiet. Ignoruje ich ciekawy i podejrzany wzrok. Instynktownie wspięła się schodami na górę. Jej kroki są ciężkie, jednostajnie stukanie butów niesie się echem po całym holu, następnie korytarzu pierwszego piętra. Stanęła przed drzwiami czując jak jest zmęczona. To był jej błąd, jej ciekawość, tchórzostwo, że uciekła mu. Weszła do środka. W ciemności odnalazła łóżko. Pada na nie w ubraniu. W szacie, koszuli, spodniach materiałowych oraz butach. Nie ściąga nawet rękawiczek. Głową opada na poduszki. Przytłoczona do granic możliwości myśli, jak jedno spotkanie zmieniło całe jej życie.

MICHELLE • WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz