Rozdział 36

43 3 3
                                    

Słońce już zachodzi i muska promieniami moją celę. Jakbym chciała tam być. Po prostu wyjść, chociaż na chwilę. Chciałabym przytulić moje dziecko, usłyszeć jego śmiech, wiedzieć co się z nim dzieje. Chciałabym zacząć wszystko od nowa. Po dwóch tygodniach spędzonych w tym miejscu, czuję że moje myśli w końcu zwolniły, a także się poukładały.
Wiesz już czego chcesz?
Nawet rzadziej słyszę ten głos. A może w końcu przestał mi aż tak przeszkadzać.

Zmierzam na stołówkę, dostaję swoją porcję jedzenia. Zawsze staram się usiąść przy wolnym stoliku i tak też robię dziś. W przeciągu mojego pobytu tutaj, nie pojawił się nikt, kogo mogłabym znać. Z jednej strony można stwierdzić, że to dobra nowina, ale dobrze by było czasem porozmawiać z kimś znajomym. Co do reszty pacjentów... nie mam już ochoty na zawieranie nowych znajomości. Poznałam już wystarczającą grupę ludzi z tego towarzystwa i... no właśnie... i gdzie oni są? Nikt nie raczył się do mnie pofatygować. Wygląda jakby wszyscy się pochowali i zajęli swoimi sprawami. Jakbym była wszystkim obojętna.

Po kolacji wracam do siebie. Zamykają drzwi, a także gaszą światła. Rozpoczyna się cisza nocna. Podczas takich chwil można usłyszeć nawet odgłos dochodzące z miasta. Z mojego Gotham. Przykrywam się szczelnie kołdrą i zamykam oczy. Spróbuję zasnąć.
- Dobranoc - szeptam licząc, że dojdzie to do mojego synka.

Puk-puk!
Budzę się po chwili snu. To chyba w mojej głowie. Zamykam oczy, ale znów pojawia się ten dźwięk. Siadam na łóżku, wytężam wzrok i rozglądam się bardzo dokładnie. Zauważam sylwetkę wysokiej postaci, stojącą za szybą. Delikatnie wstaję z łóżka i podchodzę do szyby. W tym momencie drzwi się otwierają, ale nie uruchamia się żadna syrena alarmowa. Tajemnicza postać wykonuje parę kroków w moją stronę i ujawnia się w świetle płynącym zza okna.
- Wszystko jasne - wypowiadam te słowa z lekkim uśmiechem. - Czyli jednak dotrzymałeś tym razem obietnicy?
- Na to wygląda - odpowiada. - Chodźmy do domu.
- Do domu? - pytam krzyżując ręce.
- Wiem, gdzie jest młody.
Bez zadawania reszty pytań wychodzę najciszej jak tylko potrafię. Na korytarzu nie spotykamy strażników, ani innych pracowników. Opuszczamy budynek bez żadnych problemów, totalnie po cichu. Gdy oddalamy się na bezpieczną odległość, mogę w końcu zadać parę kluczowych pytań.
- No, to gdzie jest Alex?
- Gacek go zabrał - odpowiada z wyrysowanym niezadowoleniem na twarzy.
- A dlaczego tak to teraz wyglądało? Jak... jak ty to w ogóle zrobiłeś? - pytam nadal niedowierzając do końca w to, co się właśnie stało.
- Liczyłaś na fajerwerki ?
- Nie... - robię się trochę zakłopotana.
- Zbyt wiele chcesz wiedzieć - po tych słowach na jego usta wkrada się szeroki uśmiech.
Dochodzimy do auta schowanego między jakimiś krzakami.
- Cierpliwości, wszystkiego się dowiesz w swoim czasie. A teraz wsiadaj.
Zatrzymuję się na chwilę, a w mojej głowie zaczynają kłębić się myśli dotyczące togo, czy ja w ogóle chcę tam wsiadać.
- Skąd wiesz, że Bruce ma nasze dziecko? - pytam i bacznie obserwuję każdy jego ruch.
- Mel... przecież wiesz, że są mam od tego ludzi - mówi znudzonym głosem i przewraca teatralnie oczami.
- Czyli muszę ci po prostu zaufać...
- Na to wygląda - podchodzi bliżej i odgarnia luźny kosmyk włosów z mojego czoła. Bardzo staram się unikać jego przenikliwego wzroku.
- No dobra - wzdycham ciężko - jedziemy.
Zauważam, że ze strony Arkham zbliża się jakiś inny samochód. Spoglądam pytająco na Jokera.
- Zaraz zobaczysz - odpowiada, wyglądając na uradowanego.
Wzruszam ramionami i wsiadam do auta. Odjeżdżamy kawałek i niebo zaczyna mienić się różnymi kolorami. Serio podłożyli wokół Arkham fajerwerki!
- No, tego się nie spodziewałam- stwierdzam, po czym czuję, że pojawia się na mojej twarzy uśmiech. - Ale co się stało z pracownikami?
- Oj, chyba kadra szpitalna się trochę... uszczupliła - odpowiada udając teatralnie zmartwionego, a po chwili wybucha śmiechem.
Spoglądam na niego i czuję, że ten śmiech także i mi się udziela. Już zapomniałam, że ten człowiek potrafi mnie tak rozbawić. Chyba w tej dość trudnej sytuacji było mi to potrzebne.

Dojeżdżamy na obrzeża miasta, gdzie znajduje się nowe lokum Jokera. Nie przypomina ono w ogóle tych, w których wcześniej mieszkaliśmy. Jest to mały i drewniany domek, a w środkiem jest bardzo przytulny.
- Nie wiem, czy taki dom pasuje do kogoś takiego, jak ty - zerkam na Jokera.
- Nie podoba ci się? - marszczy brwi.
- Nie no... mi bardzo - zaczynam niepewnie. - Ale wiesz, jestem bardzo zaskoczona. Miła odmiana - podsumowuję i rozsiadam się na bardzo wygodnej kanapie.
Nastaje krępująca (przynajmniej dla mnie) cisza. J rozsiada się w zielonym fotelu. Czuję, że wpatruje się we mnie i w końcu decyduję się spojrzeć na niego. Miłe uczucie, jak nie rzucamy do siebie nożami... Nawet mogę stwierdzić, że jest tu teraz całkiem normalnie.
- Nieźle mnie urządziłeś podczas naszego ostatniego spotkaniu - próbuję przerwać ciszę.
Nie odpowiada, tylko dalej przeszywa mnie wzrokiem, co jest lekko przerażające. Nie drgnęły mu nawet kąciki ust. Wygląda jakby się nad czymś zastanawiał.

Joker pov

Coś tu za spokojnie. Nie jestem nawet na nią zły.
- Nieźle mnie urządziłeś podczas naszego ostatniego spotkaniu - zaczyna dość niepewnie ten temat. Nie, to też nie wywołuje złości.
Te szpitalne ubrania... będzie się musiała zaraz przebrać. Ale to nie to..., to ona się zmieniła. Co oni ci zrobili?
A może ty też się zmieniłeś?
Na to już raczej za późno.

Mel pov

Czuję się coraz bardziej osaczana wzrokiem. Niech on się w końcu odezwie! Boję się wykonać jakikolwiek ruch. Nie chcę go już niczym prowokować.
- Czas zrzucić te szmaty - w końcu zaczyna i wskazuje kiwnięciem głowy na wejście do pokoju obok.
Bez słowa udaję się tam. Chcę jak najszybciej zniknąć mu z pola widzenia. Moim oczom ukazuje się drewniane łóżko dla dwóch osób, na którym leży zielona pościel. Następnie mój wzrok pada na dość masywną, drewnianą szafę. Otwieram ją i znajduję w niej część moich ubrań. Bez zastanowienia sięgam po luźną koszulkę, legginsy i pierwszą lepszą bieliznę. Kieruję się do łazienki połączonej z sypialnią. Zrzucam te szmaty szpitalne na białe kafle. W końcu mogę się wyraźnie przyjrzeć swojemu odbiciu w dużym, okrągłym lustrze. Podczas pobytu w szpitalu, wszystkie rany się zagoiły. Pozostało tylko trochę blizn. Mogę powiedzieć, że w końcu nie wyglądam jakbym uciekła z patologicznego domu. Nie jestem już wychudzona i w sumie nie przeszkadza mi to. Nawet lepiej mieć trochę więcej tego tyłka.
Polewam się ciepłą wodą odprężającą każdą część mojego ciała. Nie chcę stąd wychodzić. Jednak, gdy cała łazienka jest już tak zaparowana, że czuję jakbym miała zemdleć, muszę niestety kończyć.
Przy wyjściu zabieram szpitalne ubrania ze sobą. Trzeba się ich pozbyć. Szukam wzrokiem miejsca, gdzie mogłabym się ich pozbyć.
- Rzuć pod drzwi wyjściowe - zaskakuje mnie głos Jokera.
Nie zauważyłam go, myślałam że gdzieś wyszedł. Spogląda na mnie z fotela, ukrywając się w półmroku. Na stole leżą rozłożone karty i oczywiście whisky. Czyli wszystko po staremu. Rzucam szpitalne szmaty pod drzwi i siadam niedaleko zielonowłosego, który wygląda na w pełni pochłoniętego układaniem kart.
- Zapal sobie - mówi, nadal nie odrywając nawet wzroku od swojego zajęcia.
Obok rozłożonych kart leży paczka papierosów. Sięgam po nią, wyciągam jednego, odpalam zapalniczką i zaciągam się dymem. Faktycznie, w szpitalu bardzo mi tego brakowało.
W ciszy przyglądam się poczynaniom Jokera. Czekam na jego ruch.
- A co z resztą? - pytam w końcu.
Odkłada kartę, spogląda na mnie, bierze łyk alkoholu i opiera się o oparcie fotela.
- Zniknęli - rozkłada ręce i po chwili znowu się śmieje. Wygląda to dość przerażająco. Po chwili wstaje, obraca się twarzą do okna i wyciąga broń. Przez chwilę spogląda przez nie, aby następnie obrócić się gwałtownie i celować z broni do mnie.
- Co? Tego się nie spodziewałaś no nie? Opuścili cię wszyscy - w pokoju znowu roznosi się jego przerażający śmiech.
Podchodzi bliżej, nawet nie mogę się ruszyć. Nie do końca wiem, co tu się dzieje. W końcu kładzie broń na stół i przesuwa do mnie.
- To ci się chyba przyda - przeszywa mnie wzrokiem, jest ewidentnie rozbawiony moim zdezorientowaniem.
Kładę dłoń na zabójczym podarunku. Oj, przyda się, przyda.

No i mamy kolejny rozdział. ☺️ Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Zapraszam jak zawsze do komentowania i zostawiania gwiazdeczek ⭐️
Jlg122

Don't let me down II JokerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz