Rozdział 4

1.5K 67 6
                                    

- Mamo, kup mi cukielki! - błaga mnie Alex, gdy wchodzimy do galerii i przechodzimy obok sklepu ze słodyczami.

Po co w galeriach robią sklepy ze słodyczami i zabawkami? Bo wiedzą, że może przyjść matka z dzieckiem na tak zwany shopping i wtedy mały człowiek nie przejdzie obojętnie obok takich "zdobyczy". Ale nie ze mną takie numery!

- Alex, skarbie słodycze masz w domu, dlatego ci nie kupię - próbuję mu wytłumaczyć. Tak, próbuję to idealne słowo...

- Ale mamo! - tupie nogą w podłogę.

Joker... no cóż, oczywiście widzę jego uśmiech. Ubrałam go w jakąś bluzę z kapturem, żeby nie było widać jego twarzy. Ludzie i tak się patrzą, bo nikt nie chodzi z kapturem na głowie, no ale cóż, inaczej bym go nie schowała.

- Mamo, nie bądź taka - wtrąca się. - Kup mu te cukierki.

- Słuchaj, to nie ty wychowywałeś go sam przez trzy lata - syczę. - Nie masz tu nic do gadania - prycham.

- Skarbie, zrobiłaś się zbyt oschła. Gdzie się podziała dawna Melanie?

- Umarła razem z tobą - odpowiadam chłodno. - Ale w przeciwieństwie do ciebie, już nie odżyła. Niektórych zjawisk nie da rady cofnąć. A teraz chodźcie, kupimy ci parę ciuchów i wychodzimy.

Wchodzimy do pierwszego sklepu z jakimiś garniturami. Joker idzie coś poprzeglądać, a ja pilnuję małego. To mały aniołek, ale charakterek odziedziczył po tatusiu i uwielbia robić wokół siebie dużo szumu.

- Dziecko kochane, zostaw ten stojak - wzdycham ciężko. - Wiedziałam, że tak będzie.

Nagle tracę zielonowłosego z pola widzenia. Gdzie on do cholery się podział? Miał mnie informować o wszystkim! Przecież pół miasta go szuka... I tak cud, że nikt nie zwrócił na nas aż tak bardzo uwagi. Po chwili wszystko okazuje się jasne. Joker wychodzi z przebieralni bez kaptura i trzyma garnitur.

- Nie spodobał mi się - szczerzy się do kasjerki, która zamiera na jego widok. - Jednak nic tu nie kupimy - parska śmiechem.

Biorę małego na ręce, a zielonowłosy ciągnie mnie za sobą. Oczywiście na nasz widok zaczynają wszyscy uciekać i piszczeć. Podbiega do nas ochroniarz, który ginie od kuli Jokera. Zakrywam małemu oczy i biegnę w stronę wyjścia.

- Mel, skarbie! Nie uciekaj! - wybucha szaleńczym śmiechem i biegnie za mną, po drodze zabijając jeszcze trójkę innych ludzi.

W końcu jesteśmy przy samochodzie. Wsadzam małego do tyłu, a sama siadam za kierownicą. Joker dobiega, gdy już odpalam silnik.

- Wsiadaj! - warczę.

Posyła mi zabójcze spojrzenie, ale chyba widzi, że nie odpuszczę i wsiada. Jedziemy obrzeżami miasta, żeby ominąć potencjalną drogę policji. Jestem wkurzona. Zamorduję go!

- Co to miało być?! Najpierw robisz mi aferę, że nie ma ciuchów, później nic nie kupujesz i robisz niepotrzebne zamieszanie! To jest dla ciebie śmieszne?! Serio nie dziwię się, że nie zostałeś komikiem! Nie masz za grosz poczucia humoru!

Po chwili on łapie mnie mocno za ramię, nie wyrabiam na zakręcie i lądujemy na poboczu, parę centymetrów przed drzewem. Udało mi się w ostatniej chwili zahamować. Alex zaczyna płakać. Ja czuję, że zaraz oszaleję. Jak jeden człowiek może tak zepsuć komuś humor, dzień, całe życie?!

- Co robisz?! - uderzam dłonią w kierownicę i wychodzę z auta.

- Nigdy więcej tak do mnie nie mów! - wychodzi za mną i chwyta mocno za nadgarstki. - Gdyby nie to, że jesteś matką mojego dziecka, już dawno byś nie żyła...

Don't let me down II JokerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz