Rizdział 35

50 3 0
                                    

Krwawe ślady... Biały korytarz i krwawe ślady...
- Hahaha! - w całym korytarzu rozbrzmiewa złowrogi śmiech.
Przechodzą mnie dreszcze.
- Dorwę go i zastrzelę - szepczę.
Zastrzelisz? - pyta mój głos w głowie sycząc jak wąż.
Faktycznie, to być może jest zbyt łatwe. Zadźgam go. Albo porzeźbię na nim, jak on na mnie. Mogłam to zrobić parę lat temu. Moja sytuacja nie byłaby na pewno tak nieciekawa, jak w tym momencie.
- Mel, Mel, Mel... - wypowiada półszeptem moje imię.
- No cześć - odpowiadam pewnie i zaciskam mocniej dłonie na broni.
- Chcesz mnie zabić? - pyta z uroczym uśmiechem.
- Może. Jak się wydostałeś?
- Perswazja... - odpowiada z jeszcze szerszym uśmiechem.
- Kłamiesz, zabiłeś go!
Obraca się do mnie plecami i teatralnie przystawia broń do swojej skroni.
- Zabiłeś, zabiłeś... po co tyle krzyczysz? Za dużo brzydkich słów kochanie.
Przewracam oczami i odblokowuję pistolet. Celuję w plecy klauna i uważnie śledzę każdy jego ruch.
- No dajesz! - pogania mnie.
Bez zastanowienia naciskam na spust, ale on uprzedza mnie i wykręca mi dłoń. Trafiam w sufit.
- Pudło - śmieje się szaleńczo.
Czuję złość ogarniającą moje ciało, do policzków napływa gorąco, dłonie zaczynają drżeć, a każde uderzenie serca jest, jak uderzenie kamienia o beton. Wyrywam się z jego uścisku, broń upada, nadgarstek piecze, ale wiem że na ból będzie czas później. Chwytam za nóż i rzucam się na niego. Udaje mi się jedynie przeciąć kawałek jego bladej skóry na przedramieniu..
- Nie dasz za wygraną - warczy. - Melanie nie może przecież odpuścić.
- A żebyś wiedział, że nie mogę! Zniszczyłeś mnie! Zamieniłeś moje życie w istny chaos!
- Mylisz się skarbie. To ja ciebie uratowałem, stworzyłem od nowa...
-  Ty masz zaburzenie osobowości... - odpowiadam przyciszonym głosem i kręcę głową.
Nagle pojawia się huk i część dachu zawala się, a na mnie spada sieć. Przygważdża mnie do posadzki. Joker natomiast chwyta się drabiny, prowadzącej do helikoptera.
- Wpadnę później - rzuca przez ramię i wpada znowu w swój obłąkany śmiech.
Ja zostaję na podłodze, ubrudzona pyłem pochodzącym z zawalonej części dachu. To koniec. Zamkną mnie w tym szpitalu bez klamek, a on będzie dalej sobie hasał!
***
Dlaczego? Dlaczego to mnie znowu spotyka?
Bo nigdy się nie słuchasz - podsumowuje mnie głos, brzmiący jak Joker.
Złapali mnie. Złapali i... znowu zamknęli. Nie było szans na wydostanie się spod tej sieci. Nie mam pojęcia co się dzieje Victorem, Alexem, Jokerem... i resztą.
Przynajmniej masz czas na przeanalizowanie swojego życia uczuciowego - dogryza mi.
- Które jest rozszarpane, rozbite... Muszę je sama złożyć. Jeśli ja się nie poskładam, to nikt tego za mnie nie zrobi. Będę jedynie ranić wszystkich dookoła, a przy tym i siebie - prowadzę monolog stojąc i mówiąc do szyby. 
Jestem tu już chyba drugi tydzień. Nikt się nie odezwał, nawet Bruce. Pewnie ma dużo do pracy w mieście. W końcu chaos, który wywołał Joker zniszczył na pewno pół, jak nie więcej Gotham. Tak przynajmniej wolę myśleć. Joker jest poszukiwany. 
- Obiecał, że wpadnie później... - szepczę do szyby, na której pojawia się para. Chucham dodatkowo na nią i tworzę delikatnie palcem swoje inicjały. Jedyna rozrywka w tym miejscu.
***
- Proszę opowiedzieć o swoich emocjach, które towarzyszą pani w tej chwili - mówi do mnie starszy, brodaty psychoterapeuta.
- Pustka - odpowiadam bez namysłu.
Mężczyzna zapisuje coś w notatniku, bierze oddech i nastaje cisza, podczas której chyba oczekuje na rozwój naszej rozmowy.
- Czy wiadomo coś o moim dziecku? - pytam przyciszonym głosem. - Muszę wiedzieć, gdzie jest i czy jest bezpieczne. Proszę mi pomóc.
Mój rozmówca podpiera przez chwilę głowę ręką i spogląda na mnie uważnym wzrokiem.
- Jeżeli tylko się dowiem czegokolwiek na ten temat, od razu przekażę pani tą informację.
Znowu nastaje cisza. Spuszczam wzrok i spoglądam na moje dłonie.
- To mi bardzo pomoże... - dodaję po chwili.
- Rozumiem. 
Nasza terapia kończy się w zasadzie zawsze tak samo. Nie potrafię i nie chcę się nawet dzielić innymi przeżyciami, czy odczuciami. Jestem zafiksowana na temacie Alexa i mojego życia uczuciowego.
Nawarzyłaś sobie piwa, to teraz je wypij.

- Dzięki - burczę pod nosem.

Gdzieś na obrzeżach Gotham

Jak długo jeszcze zamierzasz to ciągnąć?
- Nie wiem - odpowiadam swojemu odbiciu w lustrze.
Gotham na razie przepadło, a wszystko jest winą tego jednego błędu.

- Luthor i Zsasz - cedzę przez zęby.
Co? Nie przewidziałeś? - droczy się ze mną głos brzmiący, jak Melanie.

Odchylam głowę w lewą stronę, zamykam oczy i zaciskam szczękę.
Chyba pora przyznać się do błędu.

Kieruję się do barku, nalewam whisky i siadam w zielonym fotelu. Upijam jeden łyk płynu.
- Nie tak to miało wyglądać! - gwałtownie wstaję i rzucam szklanką o podłogę. Szkło rozbija się z hukiem na wiele kawałków, a alkohol się rozpryskuje na ścianie i płynie po drewnianej podłodze.
Zadowolony? Będziesz tak się teraz wpatrywał w ten bałagan? - znowu ten głos, jej głos.
Wracam na fotel i masuję skronie. Siedzę tu od dwóch tygodni. Wszystko szlag trafił!
Nagle drzwi się otwierają i staje w nich Ben, spoglądający na rozbite szkło.
- Gdzie oni są? - pytam gardłowym głosem, uważnie badając każdy ruch mojego towarzysza.
- Młody znajduje się w rezydencji Wayne'a... - zaczyna niepewnie, a ja czuję jak moje dłonie zaciskają się w pięści. - Reszta poznikała. Jedynie Melanie jest nadal zamknięta w Azylu Arkham.
Potrzebujesz jej, przyznaj - chichocze drwiąco głos, na co przewracam oczami.
- Przyszykuj sprzęt, jedziemy do Arkham - odpowiadam po chwili i odpalam cygaro.


Nie wiem, co napisać...  Nie było żadnej części od bodajże 4 lat. Powyższy rozdział leżał zaczęty i nieruszony przez 3 lata. Chciałabym, żeby to już był powrót i taką też mam nadzieję. Mój styl pisania na pewno uległ zmianie (mam nadzieję, że na lepsze). 😊 
Jlg122








Don't let me down II JokerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz