Rozdział XXV. Przyjaciel

20 2 0
                                    

Błyskawicznie odwrócił się do tyłu. To co zobaczył nie zapowiadało niczego dobrego. Tuż za jego plecami leżał kolejny z drabów chorego kaznodziei. Antoni wcześniej go nie dostrzegł. Parę metrów dalej stał oparty plecami o jedną z kolumn podkomisarz Mróz. Jedną dłonią trzymał się za szyję starając się zatamować cieknącą krew. W drugiej dzierżył swoją broń. Ręka z pistoletem zataczała niebezpieczne łuki. Wyglądało to tak jakby policjant szukał kolejnych napastników aby posłać w ich kierunku kule.

Prokurator przewiesił swój karabin przez plecy. Powoli z uniesionymi do góry rękami podszedł do drugiego śledczego. Ten ostatni wymierzył pistolet w kierunku jego piersi..

- Marcin jestem po twojej stronie – powiedział spokojnie.

Policjant patrzył na niego błędnym wzrokiem. Spod palców zaciśniętych na szyi przeciekała krew.

- Teraz zabiorę ci pistolet – oznajmił ściszonym tonem. – Dobrze ?

Przez zamglone oczy mężczyzny przeleciał wyraz zrozumienia. Skiną nieznacznie głową. Osuną się po kolumnie w dół ciężko opadając na ziemie.

- Zosia ? Co z dziewczynką ? – spytał plując krwią.

Mimo tak dotkliwego obrażenia w dalszym ciągu zachował duszę stróża prawa. Prawdziwego piekielnie groźnego pitbulla. Każdy inny człowiek będący na jego miejscu najpewniej skupił by się na sobie. Jednak on nie dbał teraz o siebie. Interesowało go życie młodego człowieka, które przyszli tu uratować.

- Co z nią ? – powtórzył oblizując spierzchnięte wargi.

- Żyje, ale musi szybko się znaleźć w szpitalu.

- Spokojnie zaraz pojawią się tu radiowozy i pogotowie ratunkowe. Udało mi się do nich dodzwonić.

- Nic nie mów. Oszczędzaj siły – zganił go.

Położył obok niego nieprzytomną dziewczynę. Delikatnie okrył ją swoją kurtką. Mróz przechylił głowę w jej stronę. Jego twarz rozjaśnił nikły uśmiech.

- Marcin właśnie uratowałeś dwa życia. Moje i Zosi. Gdyby nie ty teraz to ja bym leżał na ziemi z podziurawionymi od ołowiu plecami. Jesteś bohaterem.

- Bohaterem – prychnął. –Nie. Jestem tylko sobą. Żaden ze mnie supermen.

Antoni był wręcz oczarowany skromnością drugiego mężczyzny. Jego postawa była czymś niezwykłym. Wręcz niezłomnym.

- Antek, to nie tak miało się skończyć – szepnął podkomisarz.

- Nic się nie skończyło i nie skończy ! – krzyknął prokurator. - Wszystko będzie dobrze. Zaraz przyjedzie pogotowie i poskleja cię. Za tydzień o tej porze będziemy już siedzieli w knajpie, sącząc zimne piwo. Tylko nie trać świadomości. Skup się na tym. Jesteś silny. Musisz wytrzymać do ich przyjazdu. To bułka z masłem. Najgorsze jest już za nami – tłumaczył mu dalej.

Dyskretnie przyjrzał się ranie policjanta.

- Nie wyglądało to dobrze – pomyślał.

Przez palce Mroza przeciekała gęsta brunatna posoka. Dodatkowo na jego ustach wykwitły małe bańki wypełnione powietrzem oraz drobinkami krwi. Marcin Mróz umierał. Zostało mu najwyżej parę minut życia. Nawet gdyby już teraz byli tu lekarze i tak nic by na to nie poradzili. Obrażenia policjanta były po prostu zbyt poważne. Kula wywierciła mu w szyi potężną dziurę, przechodząc przez nią na wylot. Liljewski w swoim życiu widział zbyt dużo takich ran, aby mieć choć cień nadziei na uratowanie życia przyjaciela. Mimo to dalej nie dopuszczał tej piekielnej myśli do swojej świadomości. Zaprzeczał oczywistej oczywistości. Przypominało to z góry skazaną na niepowodzenie próbę zatrzymania ruchu kuli ziemskiej.

ProkuratorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz