Rozdział XVI. Rodzinne rozmowy.

16 5 0
                                    

Stał na pierwszym peronie niewielkiego dworcu autobusowego w Ełku. Spod ciemnych okularów przeciwsłonecznych obserwował ludzi, tłumnie wylewających się z podstarzałego autobusu, który zaparkował na sąsiednim peronie. Tłum przepychał się miedzy sobą. Każda z osób chciała jak najszybciej opuścił gablotę wysłużonego pojazdu. Nie było w tym nic dziwnego. Słońce dalej prażyło jak szalone. A o takim luksusie jak klimatyzacja w tym starym autobusie można było tylko pomarzyć.

Jednak to był tylko jeden z wielu przerywników w bezkresnej gonitwie myśli, które wręcz rozsadzały jego głowę. Nigdy nie myślał, że można aż tak bardzo obawiać się spotkania z kimś kogo kocha się tak mocno. Z kimś kto jest najważniejszą osobą w jego życiu. Do tej pory to było całkowicie obce mu uczucie.

Czy miał dobre relacje z córką ? Kiedyś tak. Nawet na pewno tak. Przynajmniej do trzynastego roku jej życia. Wówczas byli nierozłącznymi przyjaciółmi. W tamtym okresie miał z córką o wiele lepszy kontakt niż jego żona. Marysia ze wszystkiego mu się zwierzała. Nigdy niczego nie robiła wbrew jego woli. Ta sielankowa sytuacja zmieniła się po skończeniu przez nią trzynastu lat. Nagle oboje zaczęli się od siebie oddalać. Córka coraz częściej kwestionowała jego rady. Sprzeciwiała się im. Nie podzielała ich. Nagle przestał już być powiernikiem jej tajemnic. Teraz to jego żona przejęła tę rolę. Tłumaczył sobie, że taka jest naturalna kolej rzeczy. Po prostu w pewnym wieku młoda kobieta zaczyna lepiej się rozumieć ze swoją matką. Najgorsze jednak było to, że to on dostał etykietę tego złego rodzica. Wymagał od córki choć odrobiny posłuszeństwa i oczywiście dobrych wyników w szkole. Kiedy on kazał Marysi coś zrobić, żona podważała jego stanowisko. Twierdziła, że zakazami czy nakazami nic nie zdziała. Mówiła, że w kontaktach z dojrzewającym dzieckiem należy postawić na dialog. Z perspektywy czasu okazało się, że miała niemal całkowitą rację. Ale wówczas tego nie wiedział. Nie rozumiał. Może dlatego, że w jego rodzinnym domu było inaczej. Jego rodzice często sprzeczali się o różne rzeczy. Potrafili godzinami się kłócić o nic nieznaczące błahostki. Jednak wobec niego zawsze trzymali wspólny front. W kwestii wychowania żaden z rodziców nigdy nie podważał zdania drugiego.

Z rozmyślań wyrwał go przeciągły, niski dźwięk wydawany przez hamujący autobus. Ten potężny samochód podobnie jak te poprzednie najlepsze lata świetności miał już bardzo dawno za sobą. Pomału wychodzili z niego ludzie. Zmęczonym wzrokiem błądził po nich w poszukiwaniu córki. Nie mógł jej nigdzie znaleźć. Już myślał, że najzwyczajniej w świecie rozmyśliła się i nie przyjechała.

Nagle ktoś dotknął jego ramienia. Odwrócił się i ją zobaczył. Na głowie nie miała już dwóch uroczych warkoczyków, ozdobionych czerwonymi wstążkami. Zamiast nich pojawiła się fala ciemnych kruczoczarnych włosów zalewających niemal całą twarz. Odgarnęła ją szybkim ruchem dłoni. Była wysoka i szczupła. Gdy ostatni raz się widzieli, wyglądała jeszcze jak dziecko. Teraz stała przed nim młoda kobieta, niezwykle podobna do swojej matki.

- Cześć tato.

- Marysiu to ty ? O Boże dziecko jak ty wyrosłaś – wydukał zaskoczony.

Uśmiechając się szeroko objęła dłońmi jego szyję.

- Tak, to ja. Tylko ja – dodała po chwili.

Antonim szarpały sprzeczne uczucia. Z jednej strony był szczęśliwy, że ją wreszcie widzi. Z drugiej czuł jakieś dziwne rozczarowanie, że spotkał nie dziecko tylko kobietę. Wszystkie te emocje dopełniało zmieszanie. Nie wiedział co powiedzieć. Jak zacząć kolejny etap rozmowy. Nie wysilając się zadał standardowe pytanie.

- Jak podróż ?

- W miarę znośna – odparła z kwaśną miną. – Oczywiście nie licząc warkotu silnika tego gruchota. A także nieznośnego gorąca. Klimatyzacji brak – podsumowała rozkładając dłonie. - Na szczęście zabrałam słuchawki. A dodatkowo – podniosła do góry wskazujący palec. - Siedziałam przy uchylonym oknie. Tylko trochę tu daleko, tato – stwierdziła patrząc mu prosto w oczy.

ProkuratorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz