Patrzyłam prosto w oczy Justina, a on patrzył w moje. Żadne z nas nic nie mówiło, po prostu patrzyliśmy na siebie, a między nami panowała przyjemna cisza. Uśmiechnęłam się i przygryzłam dolną wargę, przez co on zachichotał i znów mocno mnie przytulił.
- Przepraszam za to, jak przez cały czas cię traktowałem. Nie zasłużyłaś na to - westchnął, odgarniając moje włosy za ucho.
- Nie chcę o tym rozmawiać. Już ci wybaczyłam i wszystko jest okej - mruknęłam, posyłając mu przyjazny uśmiech.
Pokiwał głową, po czym wtulił się we mnie i przez długi czas leżeliśmy przytuleni do siebie. Tak cholernie mi tego brakowało, a teraz widziałam, że mój Justin w końcu wracał. Kiedy zasnął, uśmiechnęłam się pod nosem, patrząc na niego i przyłożyłam dłoń do jego policzka, przesuwając po nim opuszkami palców. Kąciki jego ust delikatnie się uniosły, ale dalej spał, spokojnie oddychając. Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie wpadła tu ta cholerna suka.
- Zabieraj te łapy od mojego chłopaka! - krzyknęła, budząc tym samym Justina, który zmarszczył brwi i podparł się na łokciach, patrząc na nią zdezorientowany. Odsunęłam się od niego i nie chcąc w tym uczestniczyć, postanowiłam, że po prostu wyjdę, ale Justin kolejny raz mi na to nie pozwolił.
- Co ty tu robisz i z łaski swojej mogłabyś nie drzeć tak mordy? Nie jesteś u siebie, a tak poza tym nie nazywaj mnie swoim chłopakiem - wywrócił oczami, a Kendall zszokowana rozchyliła swoje wargi. Nie mogłam nic poradzić na to, że z moich ust wydobył się cichy chichot, ale od razu zakryłam usta dłonią, powstrzymując się od wybuchu śmiechem.
- A-ale jak to? Przecież wczoraj powiedziałeś, że wybierasz mnie, więc dlaczego teraz jesteś tutaj z nią? - syknęła i zacisnęła wargi w cienką linię.
- Zmieniłem zdanie, ale to nie zmienia faktu, że nigdy nie byliśmy i nie będziemy parą - odparł Justin i wzruszył ramionami, podnosząc się z łóżka i podszedł do Kendall, która teraz skupiła swój wściekły wzrok na mnie.
- To wszystko twoja wina, ty podła szmato! - krzyknęła i rzuciła się w moją stronę, ale ramię Justina ją zatrzymało.
- Nigdy więcej się tak do niej nie zwracaj, rozumiesz? - warknął, patrząc na nią uważnie. - A teraz będzie lepiej jeśli już pójdziesz - powiedział stanowczo i niemalże wypchnął ją za drzwi. Westchnęłam cicho i spuściłam wzrok na swoje dłonie, bawiąc się palcami.
- Przepraszam - wymamrotałam, patrząc spod rzęs na Justina.
- Za co mnie przepraszasz? - zmarszczył brwi i opadł na łóżko obok mnie, zakładając ręce za głowę.
- Przeze mnie tak jakby pokłóciłeś się z Kendall, a przecież mogłeś być z nią kiedyś szczęśliwy - mruknęłam, przygryzając wargę.
- Spójrz na mnie - szepnął, ujmując mój podbródek między kciuk, a palec wskazujący. - Nikt nigdy nie będzie w stanie uszczęśliwić mnie tak jak ty - powiedział, patrząc mi prosto w oczy, po czym złożył czuły pocałunek na moich ustach. Jego słowa były jak miód na moje serce. Był tak cholernie uroczy, a ja nie mogłam mu się oprzeć. Jedynym czego chciałam, to aby był taki już zawsze.
Kiedy w końcu przekonałam Justina, że czuję się już lepiej oboje poszliśmy do pokoju Hailey po Jaxona. Dziewczyna było nieco zdziwiona, zwłaszcza wtedy, kiedy zobaczyła, że ja i Justin trzymamy się za ręce, ale nie skomentowała tego i byłam jej za to wdzięczna. Mały strasznie się ucieszył, widząc nas razem. Może myślał, że zostaniemy tu dłużej, ale niestety nadal nie miałam zamiaru zmieniać zdania. Wolałam wyjechać dopóki wszystko jest w jak najlepszym porządku.