- Daj mi jeszcze jedną szansę. Chcę wam pokazać, że potrafię być dobrym ojcem tylko go stąd nie zabieraj, proszę - wymamrotał Justin, patrząc na mnie błagalnie.
- Przykro mi, ale nie mogę - westchnęłam i pokręciłam głową, biorąc Jaxona na ręcę z nadzieją, że nie znacznie znów płakać. Prawdopodobnie był wystraszony przez to, co zaszło między mną a Justinem jakieś pół godziny temu i też zmęczony ciągłym płaczem, bo od razu po tym jak zabrałam go od Justina, przytulił się do mnie i zasnął na moim ramieniu. Otwarłam drzwi od samochodu i ostrożnie wsadziłam Jaxona do fotelika.
Wiedziałam, że Justin nie odpuści i będzie nalegał, abyśmy nie wyjeżdzali, a tak właściwie, żebym zostawiła tu Jaxona, ale musiałam pozostać nieugięta. Liczyło się tu dobro mojego...naszego dziecka. Dopóki on miał zamiar zachowywać się jak do tej pory, tak długo ja zamierzałam ograniczać mu kontakty z synem. Już dawno powinnam pójść do sądu i założyć sprawę o odebranie mu praw rodzicielskich, ale wiem, że to do końca by go załamało, a przecież nie chciałam go krzywdzić. Wiedziałam, że Jaxon był dla niego jedyną osobą, która chociaż na małą chwilę potrafiła wywołać uśmiech na jego twarzy i sprawić, że był szczęśliwy, dlatego właśnie nie mogłam mu tego odebrać. W głębi serca ciągle liczyłam na to, że w końcu ten Justin, w którym tak szalenie się zakochałam wróci i pomoże mi w wychowywaniu naszego dziecka, tak jak obiecał tego dnia, kiedy dowiedział się o ciąży. Niestety wszystko odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, a my nie mieliśmy już najmniejszych szans na odbudowanie tego wszystkiego, co łączyło nas w przeszłości.
- Odpowiesz w końcu na moje pytanie czy zamierzasz tak tu stać i patrzeć na mnie jak idiotka? - spytał Justin i oblizał nerwowo swoje wargi, skupiając wzrok na mojej twarzy.
- Nie mogłeś sobie oszczędzić nazwania mnie idiotką, prawda? - prychnęłam, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Czasem nie mogę uwierzyć w to, że jesteś ojcem Jaxona i coraz częściej żałuję, że nadal pozwalam utrzymywać ci z nim kontakt - syknęłam, zaciskając wargi w cienką linię.
- Po pierwsze nie nazwałem cię idiotką tylko cię do niej porównałem, a po drugie odpowiedz na moje pieprzone pytanie, bo nie zamierzam dłużej tu sterczeć i marnować dnia, błagając cię o to, abyś nie zabierała mi syna, co jest niedorzeczne, bo mam do niego takie same prawa jak ty - odparł, patrząc na mnie z uniesionymi brwiami.
- Takie same prawa jak ja? - znów pokręciłam głową, niedowierzając w to co słyszę. - Zastanów się w ogóle o czym ty mówisz Justin. To ja zajmowałam się Jaxonem przez ten cały czas kiedy ciebie nie było. Owszem, wysyłałeś mi pieniądze i dzwoniłeś od czasu do czasu, ale czy tak zachowuje się prawdziwy ojciec? Dziecko to przede wszystkim obowiązki, a ty jako ojciec się z nich nie wywiązujesz - powiedziałam zgodnie z prawdą, patrząc prosto w jego oczy i widziałam jak zaciska szczękę. Prawda czasem boli, ale przecież nie mogłam powiedzieć mu, że jest najlepszym tatą na świecie, bo okłamałabym go, a on nie widziałby nic złego w swoim zachowaniu.
- Powiedz mi w końcu co mogę zrobić, abyś zabrała swój tyłek z powrotem do hotelu i została tu z Jaxonem jeszcze tydzień - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Widocznie cholernie się zdenerwował tym, co mu przed chwilą powiedziałam, ale przecież nie mógł mnie za to winić, ani zaprzeczyć moim słowom.
- Problem w tym, że nic nie możesz zrobić. Czy ty w ogóle zdajesz sobię sprawę z tego, co zrobiłeś? Bo mam takie wrażenie, że nie - westchnęłam, krzyżując ręce na piersiach. Nie oczekiwałam od niego żadnych przeprosin czy czegoś w tym stylu. Wystarczyłoby to, aby zaczął zauważać i rozumieć swoje błędy, ale nie wiem na co liczyłam.
- Oświeć mnie - wzruszył ramionami, patrząc na mnie uważnie.
- Pijesz i ćpasz. Wczoraj zostawiłeś Jaxona z obcą osobą, bo wolałeś pójść napić się z kolegami, a dzisiaj prawie pobiłeś mnie na jego oczach. Może jest jeszcze mały, ale rozumie więcej niż ci się wydaje, a jeśli ty myślisz, że takie zachowanie jest w porządku i tak właśnie powinien zachowywać się prawdziwy ojciec to grubo się mylisz - szepnęłam, nie mogąc zdobyć się na nic więcej, bo mój głos cały czas się załamywał, a do oczu napłynęły mi łzy. - Wiem, że uważasz mnie za najgorszą sukę chodzącą po tym świecie, ale w kwestii Jaxona liczy się dla mnie jego dobro i mam nadzieję, że kiedyś dojrzejesz do roli ojca, bo nikt nigdy nie będzie w stanie zastąpić go naszemu synkowi - zacisnęłam wargi, starając się powstrzymać łzy przed wypłynięciem, ale na marne, bo po chwili zaczęły mimowolnie spływać po moich policzkach.
- Soph ja... - ciężko westchnął i prawdopodobnie zabrakło mu słów, ale ja nadal czekałam. Nie miałam zamiaru mu przerywać. Chciałam wysłuchać tego, co miał do powiedzenia, może miał jakieś dobre wytłumaczenie na to jak zachowywał się nie tylko w stosunku do mnie, ale do wszystkich swoich przyjaciół i przede wszystkim rodziny.
- No dalej, przecież sam mówiłeś, że nie zamierzasz tu dłużej sterczeć - mruknęłam, ścierając wierzchem dłoni łzy ze swoich policzków.
- Nie wiem co powinienem powiedzieć, bo nie mam usprawiedliwienia na to wszystko, ale chciałem cię przeprosić za to, co stało się dzisiaj rano. Wkurzyłem się i przestałem nad sobą panować. Wiem, że ciągle zachowuję się jak skończony dupek, ale kiedy tylko cię widzę znów przypominam sobie, że ty i James...sama wiesz. Nie chciałem cię skrzywdzić - odparł szczerze, patrząc mi w oczy.
- Gdybyś pozwolił mi wszystko wyjaśnić, wiedziałbyś, że... - zaczęłam, ale w tym momencie mi przerwał.
- Mam świetny pomysł. Zabierzesz Jaxona z powrotem do waszego pokoju, moja mama z nim zostanie, a my porozmawiamy i wtedy wszystko mi wyjaśnisz - powiedział z uśmiechem, a mi z jednej strony podobał się ten pomysł, a z drugiej nie. W końcu Justin mógł dowiedzieć się prawdy, ale to oznaczało, że ja i Jaxon nie wrócimy jak na razie do domu.
- Zgodzę się pod jednym warunkiem - powiedziałam, ponieważ wpadłam na jeszcze lepszy pomysł niż ten Justina i miałam nadzieję, że to go uratuje.
- Okej, zgodzę się na wszystko jeśli tylko nie ograniczysz mi kontaków z Jaxonem - odparł, wzruszając ramionami.
- Z tego względu, że jesteś uzależniony zarówno od narkotyków jak od alkoholu, pójdziesz na odwyk. Jeśli się nie zgodzisz, nie będę nawet dłużej z tobą rozmawiać tylko od razu wracam z Jaxonem do domu - powiedziałam stanowczo, a on chyba był w lekkim szoku, rozchylił wargi i zmarszczył brwi, dokładnie analizując wszystko, co właśnie powiedziałam. Mimo wszystko miałam nadzieję, że zgodzi się i zrobi to nie dla mnie, ale dla Jaxona._____________________________
Nie wiem co mogę Wam napisać, ale przepraszam za błędy, ponieważ rozdział nie jest sprawdzony. Gwiazdkujcie, komentujcie i polecajcie znajomym. To dla mnie dużo znaczy. Do następnego!