We wtorek byłam całkowicie nieobecna. Chodziłam na zajęcia, kompletnie się na nich nie skupiając. W głowie cały czas miałam sen, który zaczął mnie nawiedzać. Czułam, że spotkanie z Marcosem było coraz bliżej, a ja dalej nie wiedziałam, co powinnam zrobić. W głowie snułam różne teorie, które w jakimś stopniu mogłyby wypalić, ale to dalej nie było rozwiązaniem moich problemów. Każdy pomysł wydawał się tylko połowicznie zadziałać, a to mnie nie ratowało. Przez myśl przebiegł mi nawet telefon do Jerrego, bo być może firma detektywistyczna mogłaby mi jakoś pomóc, ale po pierwsze, nie chciałam wciągać w to wujka, a po drugie, Marcos miał ludzi wszędzie, być może i w Goldman Investigation.
W porze lunchu, siedziałam przy stoliku z Tygrysami, ale nie udzielałam się w rozmowach na temat najbliższego meczu. Miałam ważniejsze sprawy na głowie, niż licealne rozgrywki. Skoro powiedziałam, że będę walczyć, to muszę to zrobić.
- Nadal jesteś na mnie zła? – Liam nachylił się tak, bym tylko ja mogła go usłyszeć.
- Nie, to nie to. – pokręciłam przecząco głową.
- To o co chodzi? Prawie w ogóle się nie odzywasz... - spojrzałam na jego rękę opartą o moje krzesło.
- To nic takiego. – uśmiechnęłam się krzywo. – Po prostu, mam teraz dużo na głowie.
- Jeżeli potrzebujesz pomocy, to wal śmiało. Mój tato jest gubernatorem i ma niezłe koneksje... - spojrzałam w błękitne tęczówki chłopaka i pierwsze o czym pomyślałam, to to, że zapewne jego ojciec też pracuje dla Marcosa.
- Dzięki, ale dam sobie radę. – wstałam z miejsca i ruszyłam z tacą pełną jedzenia, w stronę kosza na śmieci.
Wyrzuciłam wszystko, bo wiedziałam, że i tak niczego nie tknę. W moim gardle urosła gula, która utrudniała mi przełykanie nawet śliny. Siedzenie i modlenie się nad jedzeniem, było totalnie bezsensowne.
- Dokąd idziesz? – Trina zatrzymała mnie, gdy zaczęłam wychodzić ze stołówki.
- Do toalety. Widzimy się na zajęciach. – uśmiechnęłam się słabo, a kuzynka przytaknęła mi głową.
Widziałam, że jest zmartwiona, ale nie mogła mi teraz pomóc. Sama musiałam sobie z tym poradzić. JJ również, dziwnie mi się przyglądała, ale wiedziałam, że one rozumiały. Z samego rana powiedziałam, że będę walczyć i zrobię wszystko, by uwolnić się od Marcosa, a to bardzo je ucieszyło.
Później humor siadł u całej naszej trójki. Kuzynka przejmowała się bardziej niż zwykle, co trochę mnie martwiło. Nie wiem, czy chodziło tylko o sprawę z Marcosem, ale ona również była dzisiaj dziwnie milcząca. Miałam tylko nadzieję, że nie stało się nic złego. Będę musiała z nią porozmawiać, jak tylko doprowadzę się do porządku.
Zamiast do toalety wyszłam na parking i widząc Ducati, które pięknie lśniło w promieniach słonecznych, postanowiłam olać resztę zajęć i zrobić coś, co oczyści moją głowę. Udać się na przejażdżkę. Nie zastanawiając się ani chwili, wsiadłam na motocykl, ubrałam kominiarkę, kask, a później rękawiczki i ruszyłam przed siebie.
Nie wiem, jak to się stało, ale zatrzymałam się dopiero, gdy dojechałam do ulubionego miejsca Jay'a. Być może podświadomie liczyłam na to, że go tu zastanę, ale tak się nie stało. Byłam sama i chciałam to wykorzystać.
Zsiadłam z Ducati i rozebrałam się z rzeczy, które jeszcze przed chwilą zakładałam. Spojrzałam na piękną panoramę miasta, a moje serce mocniej zabiło. Doskonale wiedziałam, dlaczego to jest ulubione miejsce Jay'a. Widok, wręcz zapierał dech w piersiach.
Znalazłam kawałek ziemi, na której rosła trawa i najnormalniej w świecie, położyłam się na niej. Ciepłe promienie słoneczne ogrzewały moją twarz, a ja w końcu poczułam się zrelaksowana. Zamknęłam oczy, ale zamiast przyjemnych wizji, powróciłam do magazynu. Do zimnej betonowej podłogi, na której leżałam i Marcosa wbijającego ostrze w moje plecy. Przerażenie oraz palący ból, który mi wtedy towarzyszył, poczułam całym swoim ciałem. Nie mogłam do tego powrócić...
CZYTASZ
The Road To Survival | Zakończone |
Teen Fiction~~ Po raz kolejny jedna noc obróciła mnie w proch... ~~ Związek Nikki i Jay'a staje pod wielkim znakiem zapytania, gdy przeszłość dziewczyny ją odnajduje. Tajemnica, która ciążyła na jej barkach wychodzi na światło dzienne w najgorszy możliwy sposób...