W sobotni poranek wstałam niesamowicie zadowolona. Nie byłam wyspana, a całe moje ciało bolało od wczorajszych ekscesów, ale to był przyjemny ból. Nie żałowałam ani jednej chwili spędzonej w towarzystwie Jay'a. Noc była niesamowita, a my nie potrafiliśmy się sobą nasycić. Ale właściwie wcale mnie to nie dziwi, bo przecież tak długo byliśmy z dala od siebie...
Z uśmiechem na ustach obserwowałam piękny profil chłopaka, który leżał obok mnie. Kołdra zsunęła się w dół i miałam cudowny widok na jego wyrzeźbione ciało. Mięśnie brzucha były mocno zarysowane, a kości biodrowe kusząco wysunęły się na przód. I chociaż pragnęłam go obudzić, by znowu trochę poszaleć to udało mi się powstrzymać. Była zaledwie szósta rano, a my w nocy prawie w ogóle nie spaliśmy... Niech sobie trochę odpocznie.
Po tym, jak weszliśmy do pokoju i nieco się zabawiliśmy, musieliśmy wrócić do reszty. Mój dom był ogromny, a ja nawet nie oprowadziłam po nim kolegów. Czułam się więc w obowiązku, żeby o nich zadbać, a przynajmniej pokazać gdzie co jest, żeby sami mogli się obsłużyć.
Gdy zwołałam wszystkich do kuchni nie obyło się bez głupich komentarzy. Koledzy śmiali się, że mamy powtórkę z rozrywki i nie można brać nas na żadne wypady, bo pierwsze co robimy, to musimy ochrzcić pokój. Razem z Jay'em kompletnie nie przejęliśmy się ich słowami. Byliśmy we własnym świecie, z którego nic nie było w stanie nas wyciągnąć.
Wspólnie z ekipą przygotowaliśmy kolację, a później zjedliśmy ją w ogromnej jadalni. Za każdym razem, gdy przechodziłam przez salon odwracałam wzrok od miejsca, w którym zostali zamordowani moi rodzice. To pomagało nie myśleć o tragedii jaka się tam wydarzyła. Łatwiej było mi funkcjonować nie wracając do przeszłości.
Wspólnie posiedzieliśmy do późnego wieczoru rozmawiając o wszystkim i o niczym, a gdy kogoś dopadło zmęczenie, po kolei udawaliśmy się do swoich pokoi. Ben nie mógł uwierzyć, że mieszkałam w takiej willi i co rusz wypytywał mnie o stan konta. Oczywiście robił to w sposób żartobliwy, a ja odpowiadałam mu tak samo, cały czas się odgryzając.
Dzięki ekipie przestałam martwić się spotkaniem z Marcosem i tym czy plan Pegaza wypali. Skutecznie odciągali moje myśli, za co byłam im niesamowicie wdzięczna. Jay przez cały czas trzymał się blisko i nie szczędził mi czułości. Przytulał mnie przy każdej możliwej okazji nie zważając na docinki ekipy. Chociaż po przyjeździe tutaj nie spodziewałam się, że to będzie miły wieczór, on właśnie taki był.
Delikatnie zsunęłam się z łóżka nie chcąc obudzić chłopaka i udałam się do łazienki, która była połączona z pokojem. Dziś miałam w planach pojechać na cmentarz i odwiedzić grób rodziców. Nie byłam na pogrzebie przez swój stan psychiczny, czego teraz bardzo żałowałam. Gdy rozmawiałam z Jerrym o przyjeździe do Nowego Jorku poprosiłam, żeby wytłumaczył mi jak do nich trafić, a on wysłał mi nawet mapkę, którą odręcznie narysował. Był przy tym bardzo kochany.
Po szybkim prysznicu ubrałam się w niebieskie spodnie jeansowe i czarną koszulkę z logo zespołu Metallica, a na nogi wsunęłam białe trampki. Poruszając się cichutko jak myszka wyszłam z pokoju i ruszyłam schodami na dół. Na szczęście nie obudziłam Jay'a, z czego byłam bardzo zadowolona. Na moment przystanęłam w salonie, ale nie złamałam się i nie spojrzałam tam gdzie nie powinnam.
Z dużego pomieszczenia można było przejść bezpośrednio do ogrodu, gdzie był wielki basen, w tym momencie bez wody. Po prawej stronie znajdowało się wejście do gabinetu taty, a po lewej do kuchni. Przechodząc przez nią wychodziło się w ogromnej jadalni, gdzie również były kolejne drzwi. Dom był ogromny i czasami czułam się tu jak w labiryncie. Znalezienie rodziców graniczyło z cudem i najczęściej dzwoniliśmy do siebie, żeby się spotkać.
![](https://img.wattpad.com/cover/377331648-288-k783119.jpg)
CZYTASZ
The Road To Survival | Zakończone |
Ficțiune adolescenți~~ Po raz kolejny jedna noc obróciła mnie w proch... ~~ Związek Nikki i Jay'a staje pod wielkim znakiem zapytania, gdy przeszłość dziewczyny ją odnajduje. Tajemnica, która ciążyła na jej barkach wychodzi na światło dzienne w najgorszy możliwy sposób...