Epilog

1K 55 16
                                    

Jay

Miałem w sobie dużo złości. Odkąd sięgałem pamięcią skrywałem w sobie gniew. Miałem za złe mamie, że nie odeszła od ojca i nie wierzyła, gdy mówiłem, że się nade mną znęca. Po jej śmierci uporałem się z tym i wybaczyłem rodzicielce, ale nie mogłem pozwolić by Melody podzieliła mój los. Dlatego gdy tylko mogłem, zabrałem ją z domu i poprzysięgłem sobie, że zawsze będę ją chronić. Ojcu do tej pory nie wybaczyłem i to raczej nigdy się nie wydarzy. Nawet na łożu jego śmierci. Zbyt wiele zła wyrządził, by mógł liczyć na moje przebaczenie...

Obecny gniew ukierunkowany był głównie na Marcosa, Diega i Logana. To oni najbardziej na niego zasłużyli... Normalnie chodziłbym teraz wściekły jak osa, ale pewna piękna osóbka skutecznie potrafiła go pohamować. Nie wiem jak to robiła i czy tylko wystarczyła jej obecność, ale dzięki niej byłem znacznie spokojniejszy. Owszem byłem zły, ale przy niej czułem się szczęśliwy, a to uczucie przeważało nad innymi. Bolało mnie serce za każdym razem, gdy widziałem, że jest smutna, zestresowana albo przestraszona... Nie mogłem tego znieść, dlatego poprzysiągłem sobie, że zrobię wszystko, aby zapewnić jej bezpieczeństwo...

Siedziałem na kanapie w salonie i obserwowałem, jak po raz kolejny przeglądała dokumenty od Spidera. Dłonie jej się trzęsły i co jakiś czas z jej ust wyrywało się westchnięcie. Długie brązowe włosy zakrywały jej plecy, więc żeby trochę ją rozluźnić, zacząłem ręką masować jej głowę. Niestety to nie przynosiło upragnionego rezultatu... Za to czułem jak drży cała z nerwów.

Nie mówiłem tego na głos, bo nie chciałem jej jeszcze bardziej denerwować, ale wątpiłem w to, że Marcos pójdzie na układ. Miał zbyt dużą obsesję na jej punkcie, żeby tak po prostu odpuścić. Może, gdyby nie przyjechał do Lengly, jeszcze bym się nad tym zastanowił, ale osobiście pofatygował się, żeby ją zabrać, zamiast wysłać swoich ludzi... To świadczyło o tym, jak bardzo mu na niej zależało... A ja nie mogłem dopuścić, by wpadła w jego łapska.

- Idę pod prysznic. – nawet nie zauważyłem kiedy wstała ze swojego miejsca na podłodze.

- W porządku. – byłem mocno zamyślony.

- Coś się stało? – Nikki nachyliła się, a jej piękny owocowy zapach przywrócił mnie do rzeczywistości.

- Nie, - piękne brązowe oczy patrzyły na mnie z troską. – jest w porządku. – uśmiechnąłem się, bo tak właśnie na mnie działała. Sprawiała, że przy niej czułem się lepszym człowiekiem. – Wszystko będzie dobrze... - wyszeptałem, a następnie pocałowałem jej pełne usta. To kolejna rzecz, którą uwielbiałem...

- Będzie dobrze. – powtórzyła trochę bardziej rozchmurzona, a moje serce zabiło mocniej. – To lecę pod prysznic.

- To lecę. – puściłem jej oczko, a później obserwowałem jak wspina się po schodach.

Powiedzenie, że Nikki była piękna, to jak nie powiedzenie niczego. Ona była nieziemska i nie chodziło mi tylko o jej wygląd... W całym swoim życiu nie spotkałem tak dobrej osoby... Zawsze stawiała innych ponad sobą, co nie do końca było dobre, bo często przez to obrywała, ale taka była jej natura. Pomagała każdemu nie zważając przy tym na siebie. Za to między innymi ją pokochałem. Za ogromne serce przepełnione miłością...

I musiałem zrobić wszystko by to serduszko pozostało bezpieczne...

- Wychodzę. – wstałem z miejsca, a chłopaki natychmiast na mnie spojrzeli.

- Dokąd? – Ben nie krył zdziwienia.

- Muszę się przewietrzyć. – zgarnąłem kluczyki do Ducati z komody w przedpokoju i swój kask.

- Kiedy wrócisz? – Tim założył ręce na klacie i uważnie mi się przyglądał.

- Niedługo. – wiedziałem, że ma jakieś podejrzenia, więc na poczekaniu wymyśliłem bajeczkę. – Chcę kupić coś Melody...

- Teraz? – uniósł brew.

- Tak. – potaknąłem.

- W porządku. – wycofał się do salonu, a ja wyszedłem na zewnątrz.

Nie miałem jakiegoś super planu, który obmyślałem przez ostatnią dekadę, ale musiałem coś zrobić. Inaczej nigdy bym sobie nie wybaczył, że jej nie ochroniłem. Zrobiłbym wszystko dla Nikki i chyba przyszła pora by to udowodnić.

Zaparkowałem pod budynkiem Marcosa i z kaskiem w ręku wszedłem do przestronnego lobby. Od razu przede mną pojawili się ochroniarze, a gdy powiedziałem, że chcę spotkać się z ich szefem niezbyt entuzjastycznie poinformowali go o tym. Na szczęście mężczyzna przyjął mnie bez większych problemów.

Po wejściu do biura, Marcos natychmiast wstał i nakazał mi usiąść na krześle. Nie krył zdziwienia z powodu tej wcześniejszej wizyty. Rzucił kilkoma niewybrednymi tekstami, ale nijak tego nie skomentowałem. Zachowałem pokerową twarz, a to sprawiło, że się zamknął i czekał na mój ruch. Wkurwiałem się na sam widok jego obleśnej mordy, ale nie mogłem zrobić niczego, co podpowiadała mi głowa. Musiałem pozostać spokojny...

- Dzisiaj masz spotkanie z Nikki. Ma dla ciebie pewne informacje w zamian za swoją wolność. – położyłem ręce na podłokietnikach. – Chciałem się dowiedzieć, czy jest szansa, że pójdziesz na ten układ?

- To zależy jakie to informacje... - Marcos był poważny.

- Nazwisko złodzieja, który cię okrada...

- Przykro mi. – cmoknął. – Ale Nikki jest dla mnie cenniejsza. Długo czekałem, żeby ją w końcu mieć... Nie wiem czy istnieje coś, co mogłoby mnie przekonać... - zacisnąłem pieści na samą myśl, o nim i mojej dziewczynie.

- A ja? – mężczyzna uniósł brwi.

- Wybacz chłopcze, ale nie jesteś w moim typie. – zaśmiał się pod nosem.

- Chciałeś, żebym dla ciebie jeździł... Wielokrotnie mnie do tego namawiałeś... Teraz to może się wydarzyć, w zamian za wolność Nikki. – widziałem, że się nad tym zastanawia.

- Aż tak ci na niej zależy? – nie krył zdziwienia.

- To nieważne, dlaczego to robię... - nie zamierzałem mu się zwierzać. – Ważniejsze jest to, czy zgadzasz się na taki układ?

- To kusząca propozycja, ale jazda to za mało... Będziesz dla mnie pracował. – nie sądziłem, że to zabrnie, aż tak daleko.

- Przez ile? – zacisnąłem szczękę ze złości.

- Powiedzmy, że jedna noc, za jeden rok. – uśmiechnął się chytrze. – To chyba niewysoka cena za wolność twojej dziewczyny... - przekrzywił głowę na bok.

- W porządku. – potaknąłem, zdając sobie sprawę z tego, w co właśnie się wpakowałem.

- Będziesz moim cichym pracownikiem, więc nikt nie może się dowiedzieć o tym układzie. Łącznie z twoimi przyjaciółmi i dziewczyną... - Marcos był bardzo zadowolony z siebie. – Pasują ci takie warunki?

- Tak. – zgrzytnąłem zębami.

- W takim razie mamy umowę. – wstał z miejsca i wyciągnął do mnie rękę.

Niechętnie ją uścisnąłem, bo to oznaczało podpisanie cyrografu.

W tym momencie zawarłem umowę z samym diabłem...

Ale wiedząc, że to uchroni przed nim Nikki, nie żałowałem...

Bo dla niej, zrobiłbym wszystko.

Koniec części drugiej

The Road To Survival | Zakończone |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz