Rozdział dwudziesty dziewiąty

998 48 4
                                    

W nocy nie zmrużyłam oka. Na początku leżałam przytulona do Jay'a i próbowałam zasnąć, ale gdy po godzinie nic się nie wydarzyło dałam sobie spokój. Chłopak spał obok mnie, a ja wgapiałam się w sufit i myślałam o tym, co czeka mnie jutro. Przez nerwy miałam ściśnięty żołądek, a w głowie roiło mi się mnóstwo scenariuszy, o tym jak zakończy się spotkanie z Marcosem. Jednym z nich było to, że już nigdy nie wyjdę z jego budynku. Ludzie, którzy dla niego pracują, schwytają mnie i zamkną w jakiejś ciemnej piwnicy, a ekipa nie będzie w stanie mi pomóc... Tego obawiałam się najbardziej...

Wczoraj, po powrocie do domu od razu zabrałam się za przeglądanie zawartości koperty, którą wręczył mi Spider. Razem z ekipą siedzieliśmy w salonie, a ja przerzucałam odręcznie zapisane kartki. Były na nich daty, kwoty jakich Logan nie przekazał Marcosowi, a nawet nazwiska ludzi, z którymi kręcił interesy na boku. Zastanawiałam się, jak mężczyzna zdobył te informacje, bo były naprawdę szczegółowe i jedyne co przychodziło mi do głowy, to bliska osoba z otoczenia Logana, która wszystko wyśpiewała. Ktoś musiał dokładnie wiedzieć co robił chłopak...

To jednak tylko przez chwilę zaprzątało moją głowę, bo przypomniałam sobie, że to on zlecił potrącenie Melody. Zasługiwał na zdradę ze strony bliskich, a już na pewno na gniew Marcosa. Nie byłam pewna, czy dzięki temu odzyskam wolność, ale mimo to planowałam przekazać zdobyte informacje mężczyźnie. On z całą pewnością nie pozostawi tego bez żadnej reakcji, a Logan w końcu dostanie to, na co zasłużył...

Leżałam w bezruchu na łóżku i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Nie chciałam już myśleć, ale to było silniejsze ode mnie. Zastanawiałam się, czy jeżeli znowu skończę sam na sam z Marcosem, to lepiej to zniosę? W końcu miałam już doświadczenie... Już kiedyś to przeżyłam i tym razem też powinnam... Tyle, że nie chciałam znów przez to przechodzić... Nie chciałam czuć tego bólu, strachu i przerażenia...

Otarłam łzę, która spłynęła po moim policzku i spojrzałam na drzwi tarasowe. Na zewnątrz powoli robiło się jasno, a to oznaczało, że zaczynał się nowy dzień. Spotkanie umówione było na godzinę dwunastą w budynku, który należał do Marcosa. Mieliśmy pojechać tam całą ekipą, ale nie wiedziałam, czy ten zgodzi się na spotkanie z tak liczną grupą... Na samą myśl, że miałabym zostać z nim sam na sam, zrobiło mi się niedobrze...

Zerwałam się z łóżka i zakrywając usta dłonią pobiegłam do toalety. Upadłam na kolana przed muszlą i w ostatniej chwili zdołałam podnieść wieko, a później zaczęłam zwracać zawartość żołądka. Odgłosy jakie wydawałam obudziły Jay'a, bo po dosłownie minucie już stał w łazience.

- Wyjdź. – wychrypiałam.

- Co się dzieje? – zapytał zdezorientowany, po czym stanął za mną.

- Nie patrz na mnie w takim stanie... - poprosiłam, ale chłopak mnie nie posłuchał.

Ukląkł obok i zebrał moje włosy w tył, żebym ich nie zanieczyściła. Podczas gdy ja wymiotowałam, on głaskał mnie po plecach i dodawał mi otuchy. W końcu mój organizm się uspokoił i zmęczona przesunęłam się pod ścianę, po czym oparłam o nią głowę. Oddychałam ciężko, a po policzkach spływały mi łzy. Nienawidziłam wymiotować, ale czasami nie potrafiłam tego powstrzymać...

- Nikki, co się stało? – Jay kucnął naprzeciwko i otarł moje policzki kciukiem.

- To z nerwów. – był zmartwiony, więc chciałam go jakoś uspokoić. – Nic mi nie będzie, nie musisz się o mnie martwić. – uśmiechnęłam się krzywo.

- Wiesz, że twoje słowa tego nie zmienią, a ja i tak będę się martwił? – usiadł obok po czym objął mnie rękami w pasie i przysunął do siebie.

The Road To Survival | Zakończone |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz