Rozdział 22

12 3 0
                                    

Hi, mam nadzieję, że nowy rozdzialik przypadnie wam do gustu! Zapraszam do pozostawienia czegoś po sobie<3

****

TERAŹNIEJSZOŚĆ 

LILY

Powrót do domu to było dla mnie jak zbawienie, co prawda nie czułam się jeszcze tak dobrze, żeby wrócić na uczelnie czy do pracy, jednak na tyle dobrze, że mogłam ten czas spędzić w domu z rodziną. Teraz kiedy już wiem, że Charlie to również mój syn, nie jestem w stanie go opuścić na krok, zawsze marzyłam o tym, by mieć dziecko, a przez mój wypadek i utratę pamięci, nie byłam w stanie w ogóle sobie przypomnieć, że kiedykolwiek byłam w ciąży... To było naprawdę okropne uczucie, ale kiedy już w miarę możliwości wiem wszystko, jestem po prostu szczęśliwa. Nie tylko dlatego, że mam kochającego synka, Michaela, jego rodziców, przyjaciół czy mój kontakt z ojcem już całkowicie wrócił na poprawne tory, chyba w końcu będę mogła poczuć się prawdziwie szczęśliwa.

— Zostaniesz na jakiś czas u nas, nie ma nawet takiej możliwości, że wrócisz do swojego mieszkania sama, Lily. — to były pierwsze słowa, które mnie przywitały tego poranka. Czy byłam zdziwiona? Ani trochę w sumie, gdyby to samo spotkało jego albo kogokolwiek z naszych znajomych to oczywistym byłby fakt, że ta osoba mieszkałaby ze mną. Martwił się.

— Przecież nawet nie zdążyłam jeszcze nic powiedzieć, Michael. — wymamrotałam cicho, patrząc na niego i prychnęłam cicho, zapinając swoją kurtkę. Na dworze było już na tyle zimno, że jednak zdecydowanie wolałam się opatulić jak najcieplej, ale z drugiej strony też jak najdelikatniej, żeby nie odczuwać tak ogromnego bólu żeber, które jeszcze raz na jakiś czas dawały o sobie znać, ale co najważniejsze! Mogłam chodzić, co prawda nie na jakieś bardzo długie spacery, ale do łazienki i z powrotem, czy nawet do kuchni to na spokojnie, byle bym nie robiła zbyt wielu kroków.

— Po prostu się o ciebie martwię. Pierwszy raz taki strach poczułem cztery lata temu, ale wtedy cię straciłem, a teraz nie mam zamiaru odpuszczać. — szepnął, a mnie zrobiło się tak kurewsko przykro, że nie wiedziałam nawet co mam mu na to odpowiedzieć, dlatego też podeszłam do niego i objęłam go delikatnie ramionami, wtulając twarz w jego tors.

— Obiecuję, że teraz nic nas nie rozdzieli. — wyszeptałam, ujmując jego twarz w dłonie, tak aby na mnie spoglądał i złożyłam delikatny pocałunek na jego miękkich ustach. — No dobra rozdzielić może nas teraz jedynie śmierć, ale nie ma co o tym teraz myśleć, co nie? — zaśmiałam się cicho, żeby rozładować jakoś tę atmosferę i chyba nawet mi się udało, bo już po chwili mogłam dostrzec na jego ustach szczery uśmiech.

— No nic, koniec gadania zbieramy się, czeka nas pyszny obiad w świetnym towarzystwie. — klasnął w dłonie i sięgnął po moją torbę, którą zaraz przerzucił sobie przez ramię, a ja uniosłam zdziwiona brew do góry, bo właściwie o tym mi nawet nie wspomniał. — No co? Najpierw odbierzemy Charliego z przedszkola, a później przyjedzie twój ojciec, no i Vincent, więc zjemy obiad w super rodzinnej atmosferze. — wzruszył ramionami, a ja już się nawet nie odezwałam, po prostu cieszył mnie fakt, że Lee miał tak dobry kontakt z moim tatą, a przynajmniej miałam taką nadzieję no i sam fakt, że zaprosił go na obiad... Po prostu byłam przeszczęśliwa. W końcu nikt mi nie mówił, z kim mogę się umawiać i jak mam się czuć.

Całą drogę do przedszkola, a później w drodze do domu spędziliśmy na rozmowach, śmianiu się i słuchaniu opowieści malucha, o tym, co ciekawego dzisiaj robił, a ja po prostu słuchałam. W domu byliśmy około piętnastej, więc siłą rzeczy wszyscy już na nas czekali włącznie z moim ojcem, który teraz dumnie stał obok rodziców mojego ukochanego. Szczerze? Gdybyśmy w tym momencie mieli brać ślub i już składałabym przysięgę, to śmiem stwierdzić, że właśnie miałabym rozmazany cały makijaż, ale i tak czułabym się cholernie dumna, że mogę stać w tym miejscu i mieć tych ludzi przy sobie.

I Miss YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz