Rozdział 15

12 3 0
                                    

Dzień doberek, wrzucam właśnie rozdział, także zachęcam do zostawienia czegoś po sobie, buziaki!<3

***


TERAŹNIEJSZOŚĆ

LILY

W końcu nadszedł dzień zawodów, właściwie to wczoraj byłam na randce, a już dzisiaj z samego rana razem z moją koleżanką June, która pilnowała pozostałych grup. Ja miałam pod swoją opieką dziesięciolatków oraz siedemnastolatków, a brunetka pod swoją opieką miała osiemnastolatki i sześciolatki, podzieliłyśmy się tak ze względu na to, że moja koleżanka nie chciała mieć żadnego chłopca w grupie, co było dla mnie przezabawne, bo właśnie ci chłopcy dawali z siebie dużo więcej niż dziewczynki i śmiało mogę przyznać, że obaj byli najlepsi w swoich grupach, więc za tą dwójkę trzymałam chyba najmocniej kciuki. Kyro oraz Noah mogliby sami wygrać całe zawody, a reszta mogłaby im tylko pozazdrościć. Lily... Przestań faworyzować, sama sobie wmówiłaś, że już nie będziesz tego robić... Potrząsnęłam delikatnie głową i spojrzałam zaraz na June, która jak zwykle się spóźniła i założyłam ręce na klatce piersiowej, na szczęście dzieciaki miały być dopiero za dziesięć minut, a przynajmniej taką godzinę zbiórki sobie zaplanowałyśmy. Generalnie w jedną stronę jadą wszyscy autokarem, ich rodzice do nas dołączą po południu chwilę przed zawodami, a później będą właśnie wracać z rodzicami, o której zresztą będą chcieli. Będą pod opieką swoich opiekunów, więc wtedy oni będą za nich odpowiedzialni, a do końca zawodów my.

— Wiesz, czego ci najbardziej zazdroszczę? — z moich rozmyślań, wyrwał mnie głos koleżanki, która sprawdzała swoją listę obecności, aby się zapewne upewnić, że wszystkich tam zawarła, a ja uniosłam brew do góry, czekając, aż będzie kontynuowała swoją wypowiedź. — Tego, że masz pod opieką same grzeczne dzieci... U mnie są tak rozwydrzone te dziewczyny i rozpieszczone przez rodziców, że naprawdę mam ochotę je porzucić... Wiem, że to brzmi bardzo źle, ale nie umiem ich okiełznać. Czasami po prostu chce od tego odejść, bo mam wrażenie, że nie daje rady. — jęknęła niezadowolona, a ja westchnęłam cicho, układając jej dłoń na ramieniu.

— Jak wrócimy, przyjadę na jakieś wasze zajęcia i pomogę ci z dyscypliną, dobrze? Pamiętasz Paris i April? Te dwie gówniary co dokuczały bardzo Kyro? Wyleciały, bo nie potrafiły się zachować. Też powinnaś w końcu zacząć stosować taką technikę, jeśli ktoś nie potrafi się zachować, najpierw go zawieś, a jak znowu coś pójdzie nie tak, wyrzuć je z drużyny. — wzruszyłam delikatnie ramionami i ugryzłam ciastko, które aktualnie miałam w ręce i zerknęłam na swoją listę obecności, zerkając jeszcze na zegarek i widząc, że zbliżają się pierwsze auta, wyprostowałam się, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który miał zamaskować mój stres. Nawet nie wiecie, jak w tym momencie się cholernie stresowałam.

Po przywitaniu każdego i, gdy dzieciaki zajęły swoje miejsca w autobusie, sprawdziłyśmy dokładnie listę obecności, a później pożegnałyśmy rodziców dzieci, mówiąc im, że widzimy się za pięć godzin. Do Nowego Jorku autobusem mieliśmy około dwóch godzin, ale pewnie gdzieś po drodze zatrzymamy się na jakieś jedzenie. Była dopiero dziesiąta, a ja planowałam, żebyśmy dojechali na dokładnie dwunastą. O siedemnastej zaczynają się zawody, a dzieciaki muszą się przecież jeszcze przygotować, dlatego też jedziemy z rana. Najbardziej chyba stresowałam się faktem, że później ma do nas dojechać Michael z Charliem, Vincentem, Sophie, Oliverem, Charlesem i Mią. Dlaczego mnie to tak stresowało? Cóż... Dlatego, że bałam się, że jak nie uda nam się zająć sensownego miejsca, to się na mnie zawiodą, przecież czułabym się z tym okropnie. Dałam im bilety, sugerując tym samym, że na pewno wespniemy się wysoko, ale jak przegramy, będę zła sama na siebie, że ja nie dałam z siebie stu dziesięciu procent i zawiodłam moich podopiecznych.

I Miss YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz