Mój nowy nauczyciel rozkazał mi usiąść i odprężyć się, po czym zrobił to samo. Założył nogę na nogę, a ręce oparł na kolanach i odetchnął głęboko. Spojrzał na mnie uśmiechając się zachęcająco.
- Co przez to mam osiągnąć? - spytałam unosząc prawą brew.
- W tym ćwiczeniu chodzi o to, abyś osiągnęła wewnętrzny spokój i...
- Ale przecież ja jestem spokojna! A w ogóle, po co mi to wszystko skoro i tak umiem obchodzić się z własną mocą?! Przecież wiesz - weszłam mu w słowo, z czego mężczyzna widocznie nie był zadowolony. Po czym uśmiechnął się przebiegle.
- To pokaż mi co potrafisz - wstał i pokazał ruchem dłoni, że mam zrobić to samo. Zaśmiałam się w duchu. "Dajmy mu w kość" powiedziałam w myślach do kryształu. Podniosłam się i odłożyłam torbę na bok.
Zaatakowałam pierwsza. Uderzyłam nogą o ziemię i pod dyrektorem wyrósł kryształ, lecz on to przewidział i odskoczył. Zwinął dłoń w pięść i uderzył powietrze. Z jego kostek wystrzelił płomień. W ostatniej chwili zasłoniłam się tarczą. Odskoczyłam i posłałam w jego kierunku odłamki kryształów. Pan Roberts zaśmiał się i z łatwością ominął moje pociski. Powoli dążył w moim kierunku i zrobił palcem wir w powietrzu. Nagle uderzył mnie podmuch wiatru. Był on tak silny, że ledwo utrzymałam się na nogach, ale cofnęłam się o parę metrów. Zdezorientowana nie mogłam się ruszyć. Mężczyzna zrobił skomplikowany ruch rękami i woda "przyleciała" z wodospadu i posłał ją w moją stronę. Próbowałam osłonić się tarczą, ale okazała się zbyt krucha, więc ciecz rozbiła ją i uderzyła we mnie. Straciłam równowagę i upadłam na ziemię, zasypana odłamkami kryształu. Nagle kajdany ze skały oplotły mnie w pasie, nadgarstkach, kostkach i szyi. Nauczyciel podszedł do mnie ze zwycięskim uśmiechem. Nachylił się nade mną i szepnął mi do ucha:
- Nie żyjesz.
Nagle kamień zamienił się w pył i rozwiał się w ciągu sekundy. Zdezorientowana jeszcze przez chwilę leżałam. Dopiero po paru minutach zorientowałam się, że dyrektor miał dłoń wyciągniętą w moim kierunku. Ujęłam ją i podciągnęłam się. Stanęłam na prostych nogach.
- J-jak ty to...? - nie mogłam więcej z siebie wydusić. Przecież to nie możliwe, aby władać wszystkimi żywiołami.
- Jestem pierwszym magiem znalezionym przez Wielką Piątkę. Nie mogłem być zwyczajny. Moim pierwszym żywiołem jaki w sobie odkryłem był ogień. Później po kolei. Woda, ziemia, powietrze i kryształ.
Moje usta ułożyły się w bezdźwięczne "o". Dyrektor usiadł, a ja poszłam za jego przykładem. Teraz nie czułam tylko do niego szacunku, ale również bałam się go. Co by było gdyby w furii stracił nad sobą kontrolę? Zmiótłby wszystko co byłoby wokół niego.
- Posłuchaj mnie Grisial. Niech ta informacja zostanie pomiędzy nami, dobrze? - puścił do mnie oczko i zaśmiał się z mojej miny. - Dobrze. Wracając do naszej lekcji. Najwidoczniej nie masz w sobie wewnętrznego spokoju. Gdyby tak nie było, nie pozwoliłabyś się zdekoncentrować, a twoje ataki i obrona byłyby o wiele mocniejsze. Powodem chaosu w twojej duszy jest prawdopodobnie śmierć twoich najbliższych. A teraz zamknij oczy i odpręż się.
Przytaknęłam i wykonałam polecenie.
- Poczuj spokój płynący razem z szumem wiatru. Usłysz nawet najmniejsze szelesty w lesie.
Jego głos był tak kojący i miły, że aż zapomniałam o wszystkich problemach. Odetchnęłam głęboko. Poczułam nawet najdelikatniejszy powiew wiatru, delikatne drżenie ziemi. Usłyszałam najcichszy ruch w trawie. Nagle z tej koncentracji wyrwał mnie strumień wody uderzający w moją twarz. Otworzyłam oczy, w których błysnęła wściekłość.
![](https://img.wattpad.com/cover/45293087-288-k763990.jpg)
CZYTASZ
Szkoła żywiołów
FantasyOstatni mag kryształu imieniem Grisial trafia do Szkoły Pięciu Stron. Poznaje tam parę osób... niekoniecznie z którymi chciałaby się zaprzyjaźnić. Po kilku dniach pobytu w Akademii, okazuje się że Grisial nie jest tam bezpieczna. Dyrektor zabiera ją...