Rozdział XIX

1.3K 146 6
                                    

Szybko coś zjedliśmy i spakowaliśmy się do końca. Kiedy byliśmy gotowi, razem z Alexem zniszczyliśmy nasze schronienie. Spojrzałam jeszcze raz na Endera. Cały czas mi się przyglądał i zastanawiałam się czemu.

- Chodźmy. Nie ma czasu do stracenia - powiedziałam i ruszyłam przodem. Brunet szybko mnie dogonił i szedł obok. Nie licząc tego niewielkiego szczegółu, nic się nie zmieniło w naszej kolumnie.

- Czyli chcesz zniszczyć ten wymiar? - usłyszałam smutny głos obok siebie. Spojrzałam zaskoczona na chłopaka. Jego oczy wyrażały ból i żal. Pokręciłam głową i wbiłam wzrok w punkt gdzieś przede mną.

- Nie chcę, ale muszę. Nie mam wyboru, inaczej demony zawładnom całym wszechświatem.

Ender westchnął przeciągle.

- Ale przez to zabijesz też tysiące niewinnych, jeszcze nie osądzonych dusz. To jest okrutne z waszej strony...

- A niby co innego mamy zrobić? - warknęłam na niego. - Mamy pozwolić aby demony rozpanoszyły się po całym wszechświecie i żeby zginęło jeszcze więcej niewinnych istot?! - prawie krzyknęłam kiedy przypomniał mi się dziwaczny sen z wizjami zniszczonego świata ludzi. Nie mogłam do tego dopuścić. Nie ważne co myśleli inni. Po prostu nie mogłam.

Ja i brunet przez chwilę się nie odzywaliśmy, a ciszę zagłuszały jedynie szepty z tyłu.

- Przepraszam. Wiem że jestem strasznym egoistą, ale po prostu... Wszystko co w wymiarze Infernum zginie. A co za tym idzie? Nikt nie będzie pilnował wejścia do "piekła" czyli wszystkie potępione dusze będą mogły swobodnie wyjść.... A wtedy rozpocznie się wojna w międzyświecie. Między aniołami, a piekielnikami -jak to ich nazywany - spojrzałam na niego po raz kolejny zaskoczona.

- Czyli Miasto Aniołów ani Kopalnia nie znajdują się w tym wymiarze? - Ender pokręcił głową.

- Nie. Prowadzą do nich coś w rodzaju portali. Tylko że to jest o wiele bardziej prymitywne urządzenie.

Przełknęłam ślinę i znowu wpatrzyłam się w coś przede mną. Miałam wielki mętlik w głowie. Komu mam ufać? Co mam zrobić? Co jest słuszne? Wypuściłam głośno powietrze i przeczesałam włosy palcami.

- Dlaczego uważasz że zesłali cię do kopalni niesłusznie? - spytałam zmieniając temat. Poczułam jego spojrzenie na sobie, po czym zaśmiał się.

- Na Ziemi posądzili mnie o coś, czego nie zrobiłem. Byłem w więzieniu 25 lat, bo uważano mnie za seryjnego mordercę. Kiedy wrzucili mnie do paki, dziewczyna razem z naszym nowo narodzonym dzieckiem mnie zostawiła, straciłem mieszkanie... to wszystko mnie przerastało. Po prostu się powiesiłem. Nawet król demonów uważał mnie za winnego - spojrzałam na Endera. Utkwił wzrok gdzieś przed sobą. Zrobiło mi się go szkoda.

Położyłam dłoń na jego ramieniu chcąc go pocieszyć. Nagle dotarł do mnie pewien fakt. On miał - lub ma - dziecko. Poczułam dziwne ukłucie w sercu.

- Ile lat temu zginąłeś? - spytałam zabierając rękę. Spojrzał na mnie swoimi smutnymi, szmaragdowymi oczami. Przez chwilę się nie odzywał. Czyżby został urażony moim pytaniem? Jeśli tak, to niby czemu?

- Dzisiaj mija dwudziesta rocznica. Czyli dzisiaj mam 45 lat - uśmiechnął się smutno. - Popełniłem samobójstwo w moje urodziny.

Zatkało mnie. On tutaj już siedzi dwadzieścia lat. Jak on tą monotonność wytrzymał?

- W takim razie, dlaczego wyglądasz na maksimum osiemnaście?

Ender znowu się zaśmiał. Naprawdę nie wiem co go tak bawi.

Szkoła żywiołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz