Rozdział X

2.1K 218 7
                                    

Stałam na jakiejś dziwnej polanie. W oddali można było zobaczyć majaczące się wysokie góry. Wszystko było takie... szare i smutne.

Rozejrzałam się zdezorientowana. Gdzie ja jestem? Nieopodal mnie stała jakaś postać. Podeszłam do niej. Okazało się, że był nią chłopak. Wyglądał jak ten, którego narysowałam, tylko że jego włosy były czarne i sięgały szczęki. Jego skóra była praktycznie biała. Jedyne co wyróżniało się w nim i wszystkim wokół, były jego szmaragdowe oczy. Nie mogłam od nich oderwać wzroku. Były takie głębokie i hipnotyzujące.

Chłopak uśmiechnął się przyjaźnie i pokazał ruchem dłoni, abym za nim poszła. Nie wiem co mi strzeliło do głowy, ale ruszyłam za nim. Złapał mnie za rękę i pobiegł przed siebie ciągnąc mnie za sobą. Bez większego oporu zrównałam się z nim.

Nie wiem ile czasu tak biegliśmy, ale nie czułam zmęczenia, ani bólu. Naszym oczom ukazały się nieprzeniknione góry, które wywyższały się nad wszystkim innym. Chłopak znowu mnie pociągnął i ruszyliśmy w ich stronę.

Po dłuższym czasie, znaleźliśmy się na szczycie i zaczęliśmy biec niewydeptaną dróżką po grzbiecie góry. W końcu gula, która utworzyła się w moim gardle, zniknęła i mogłam się odezwać.

- Kim jesteś? Gdzie mnie ciągniesz?

Chłopak na te słowa obejrzał się i uśmiechnął szeroko.

- Mam na imię Ender. Zabieram cię do bardzo ważnego miejsca. Zaufaj mi.

- Jak mam ci ufać, skoro nawet cię nie znam?

Oczy bruneta zalśniły i pojawiły się w nich iskierki rozbawienia.

- Za niedługo będziesz miała okazję mnie lepiej poznać.

Uśmiechnął się tajemniczo i jeszcze bardziej przyspieszył, mimo że myślałam, że bardziej się już nie da.

Nagle w oddali można było zobaczyć wielki pałac. Mimo, że ledwo majaczył się przy horyzoncie, już tutaj było widać jego ogrom. Z jednej wieży, raz na jakiś czas wystrzeliwał błękitny promień. Spojrzałam w szmaragdowe tęczówki bruneta.

- Co to za miejsce?

- Tam jest maszyna. W tym pałacu. Musicie się dostać na tamtą wieżę aby ją zniszczyć. Macie coraz mniej czasu. "Demoniczni Naukowcy" - jak to ich nazywają - pracują już nad stworzeniem maszyny otwierającej portale do INNYCH wymiarów. Na razie potrafią się przedostać tylko do międzyświata, ale za około półtorej miesiąca się to zmieni, a wtedy to będzie katastrofa.

- Dlaczego mi pomagasz? - spytałam i zmarszczyłam brwi.

- Mimo że jestem duchem, zależy mi na przyszłości ludzkości.

Odwrócił wzrok. On był duchem?! Przecież mnie dotknął. Dlaczego czułam jego dotyk? Złapałam się za głowę, która zaczęła mnie potwornie boleć. Ścisnął moje ramię.

- Ten pałac jest największym koszmarem krysztalników. Energia jaka z niego emanuje, niszczy ich od środka. Ale musisz być silna. Bez ciebie sobie nie poradzą.

Złapał mój podbródek i zmusił mnie do spojrzenia w jego oczy.

Nagle wszystko zaczęło się rozmywać.

Usiadłam na swoim łóżku. Cała się trzęsłam. Spojrzałam na zegar. 7.53. Westchnęłam i przetarłam twarz dłońmi.

Przez chwilę rozmyślałam nad tym, co usłyszałam w śnie... dziwne, że nie do końca go pamiętałam. Zawsze wszystkie sny zostawały w mojej pamięci, a ten jakby powoli się rozpływał. Szybko wyciągnęłam zeszyt. Przewinęłam kartkę i spojrzałam na rysunek chłopaka. Teraz tylko jego obraz został w mojej głowie. Szybko wymazałam jego włosy i skróciłam je. Sięgnęłam po kredki i zaczęłam kolorować. Jego oczy, szmaragdowe i pełne blasku. Włosy czarne jak smoła i bardzo blada skóra.

Szkoła żywiołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz