Rozdział 25

1.1K 84 0
                                    

Obudziłam się nad ranem słońce leniwie wypadało do pokoju. Obok mnie nie było chłopaków co mnie zaniepokoiło. Ubrałam się u zeszłam na dół. Okazało się że siedzą w salonie i rozmawiają z Mei.
- Wyspałaś się?
Przytaknęłam i poszłam do kuchni zrobić sobie coś do jedzenia, byłam strasznie głodna. Po zrobieniu sobie czegoś do jedzenia wróciłam do nich. Gdy usiadłam chłopaki wzięli sobie po jednej kanapce.
- Mogliście powiedzieć to bym wam zrobiła.
- Mogliśmy.
- Mamy ważniejsze rzeczy do omówienia niż to czy ktoś zrobił komuś kanapkę czy nie- wtrąciła Mei.
- Jakie?
- Twój ojciec będzie tu za godzinę.
Zakrztysiłam się kanapką
- Za godzinę?
- Tak.
-Cudownie...
Opadłam bezsilne na kanapę. Myślałam że to potrwa trochę dłużej. Dokończyłam jeść i poszłam do sypialni, nie spotkam się ze swoim tatą w spodniach które ledwo zakrywają mi tyłek i prześwitującej bluzce. Założyłam białą zwiewną bluzkę i czarne rurki, do tego moje ulubione buty. Wróciłam na dół i usiadłam na swoim starym miejscu. Byłam zdenerwowana i było to po mnie widać. Ryle głaskał mnie po plecach, jego dotyk mnie trochę uspokoił. Zaczęliśmy rozmawiać ale ja i tak ciągle się martwiłam. W pewnej chwili usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, zesztywniałam.
- Wy zostańcie tu, ja otworzę- powiedziała Mei wstając.
Dyskretnie wytarłam ręce o spodnie, Mei zamknęła drzwi. Miałam ochotę uciec gdzie pieprz rośnie, ale ciągle siedziałam na swoim miejscu. Do salonu wróciła Mei, za nią szedł wysoki mężczyzna o kruczo czarnych włosach i niebieskich oczach które były utkwione we mnie. Wstałam, wtedy zmierzył mnie całą wzrokiem.
- Angela? To na prawdę ty córciu.
Podszedł do mnie i mocno przytulił, odwzajemniłam uścisk. Miałam pewność że to on jest moim prawdziwym ojcem, w jego ramionach czułam się bezpiecznie. Poczułam kilka łez na moich plecach, po moim policzku też klika spłynęło. Odsunęliśmy się od siebie, przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Później spojrzał na chłopaków którzy nie do końca wiedzieli jak się zachować. Mój tata podszedł do nich i przytulił klepiąc przy tym po plecach.

- Rozumiem że to wy ją znaleźliście?

- Tak - odpowiedzieli nie pewnie.

- Dziękuje wam - na jego ustach widniał szeroki uśmiech.

- Ekhm - wtrąciła się Mei - na prawdę nie chcę psuć tej chili ale musimy omówić pewne sprawy.

- Tak, tak - spoważniał, wszyscy usiedliśmy - niebawem nasz największy wróg zamierza nas zaatakować, tu na ziemi. Ty jako moja córka musisz stanąć na czele armii upadłych aniołów. Osoby do twojej armii będą tutaj przybywać dopóki nie będzie ich wystarczająco dużo. Wy będziecie musieli ich wyszkolić.
- My?-przytaknął. - Świetnie...
Jece nie był zachwycony, ja nawet nie umiem walczyć.
- Muszę już iść, przepraszam. Gdybym o czymś zapomniał będę się z wami kontaktować.
Przytulił mnie i wyszedł. Teraz mam jeszcze większy mętlik w głowie, my mamy wyszkolić armię? Jak?

Dziś krótki rozdział spowodowany brakiem weny, przepraszam do następnego

Jesteśmy aniołami Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz