Rozdział 30

1K 70 0
                                    

Pora na kolejny dzień w którym nie wiadomo co nas czeka. Nie pamiętam co mi się w nocy śniło, a mam wrażenie że to coś ważnego. Zeszłam na dół i zobaczyłam Jeca robiącego nam śniadanie, obok niego pojawiła się Mei. Doznałam uczucia Deja Vu.
- Wyspałaś się? -spytała mnie Mei.
- Tak. Dlaczego pytasz?
- Po prostu jestem ciekawa.
Wzruszyłam ramionami i zaczęłam jeść to co przygotował Jece. Po chwili przyszedł też Ryle, usiadł obok mnie i spojrzał podejrzliwie na Jeca który cały czas stał przy kuchence.
- Co ty robisz? -spytał podejrzliwie.
- Nie widać? Śniadanie.
- A dlaczego?
- Obudziłem się rano i stwierdziłem że zrobię dzisiaj dla was śniadanie.
- Okeeeeej.
Czarnowłosy postawił przed nim śniadanie, Ryle nie pewnie zaczął jeść. Już po chwili jego talerz był czysty.
- Ani słowa.
Nie powstrzymałam śmiechu, uciszył mnie pocałunkiem.
- Ekhem- usłyszeliśmy.
Ryle się tym nie przyjął, kątem oka spojrzałam w kierunku dźwięku i jak oparzona odsunęłam się od niego. W drzwiach stał mój tata.
- Co tu robisz?
W tej chwili zaczął się zmieniać, w jednej chwili przed nami stał Valentine.
- Debil.
- Szkoda że nie widziałaś swojej miny.
Pokazałam mu środkowy palec i poszłam do sypialni. Nawet nie wiem po, coś mówiło mi żebym tu przyszła. Zastanawiając się po co tu wróciłam położyłam się i podłożyłam ręce pod głowę. Chwilę leżałam, zrobiłam się śpiąca. Przeciągnęłam się i trafiłam na coś pod poduszką. Wyjęłam to, był to naszyjnik, w jednej chwili wszystko sobie przypomniałam. Usiadłam na skraju łóżka i otworzyłam go. W środku było zdjęcie jakiejś pary, gdy się bliżej przejrzałam zobaczyłam że to Jece i Jane. Byli uśmiechnięci, wyglądali razem cudownie. Zamknęłam go i zeszłam na dół, postanowiłam że mu go dam. Nie wiem jak zareaguje, możliwe że będzie na mnie zły albo znów popadnie w poczucie winy. Cała trójka dalej siedziała w kuchni, na szczęście tamten debil już poszedł.
- Jece- zaczęłam nie pewnie.
- Co tam aniołku?
- Chciałam ci coś dać.
Podeszłam do niego i podałam naszyjnik, patrzyłam na niego w oczekiwaniu co zrobi.
- Co mu dałaś?
- Poczekaj.
Jece nie pewnie zaczął oglądać mój prezent, w jego oczach widziałam smutek. Otworzył go i się uśmiechnął, chyba ją wspominał.
- Dziękuję.
Przytulił mnie, po jego policzkach spływały pojedyncze łzy. Po chwili odsunął się i spojrzał w oczy jakby chciał upewnić mnie że dobrze zrobiłam.
- Angela... -do kuchni znowu przyszedł debil.
Zatrzymał się w pół kroku gdy zobaczył Jeca. Po chwili zobaczył naszyjnik w jego rękach.
- Skąd to masz?
- To prezent...
- Ode mnie- skończyłam za niego.
- Oddaj mi go.
- Co, dlaczego?!
- On należał do mojej siostry.
- Nie możliwe! On należał do mojej ukochanej! Do mojej Jane...
- To ty... to przez Ciebie nie żyje!!
Rzucił się na niego, obaj upadli na ziemię. Valentine zaczął okładać Jeca pięściami, w pewnej chwili zamienili się miejscami. Jece miał więcej siły. Widziałam coraz więcej krwi, w końcu się ruszyłam.
- Jece zostaw go!
Próbował go odciągnąć, nie reagował. W pewnej chwili drugie ręce mi pomogły, odciągnęły go na bok i nie pozwoliły znowu zaatakować.
- Ogarnij się! Nie powinniśmy walczyć między sobą!
- Uspokujcie się- mówi spokojnie Mei.
- Co ty możesz o tym wiedzieć! -Jece ciągle był nabuzowany- Ty zawsze masz to czego chcesz! Nigdy nie starciłaś kogoś kogo kochałaś... -jego głos się załamał.
Mei nic nie powiedziała ale w jej oczach zobaczyłam łzy.
- Jece wystarczy- powiedziałam.
Mei uklękła obok Valentina i zaczęła opatrywać jego rany.
- Pomożecie mi przenieść go na kanapę?
Ja i Ryla od razu podeszliśmy jej pomóc, zanieśliśmy go do salonu na kanapę.
- Pomóc ci?
- Nie trzeba, poradzę sobie.
- Na pewno?
- Tak.
- Wiesz że nie musisz przejmować się jego słowami? Często zachowuje się jak idiota ale potrafi być ba prawdę fajny.
- Wiem, po prostu jego słowa mnie zabolały -znów zobaczyłam w jej oczach łzy- Idź już, na pewno na Ciebie czekają.
Uśmiechnęłam się pokrzepiająco i wyszłam, miałam ochotę zabić tego idiotę. Wyszłam na zewnątrz i rozpoczęłam trening. Po godzinie wróciłam do domu i poszłam od razy do salonu zobaczyć co z Valentinem. Wyglądał dużo lepiej, jednak ciągle był nieprzytomny, obok niego na podłodze siedziała Mei.
- Co z nim?
- Nie długo powinien się obudzić, nie doznał jakiś groźnych obrażeń ale i tak potrzebuje trochę czasu na regenerację.
- To dobrze. Wiesz gdzie są chłopaki?
- Od godziny żadnego z nich nie widziałam.
- Dziękuję... za to że tu z nami jesteś.
- To dla mnie przyjemność.
Przytuliłam ją i poszłam na górę, z pokoju Jeca usłyszałam jakieś głosy, nie wiele się zastanawiając poszłam tam. Uchyliłam drzwi i zobaczyłam obu chłopaków kłócących się, Jece był chyba pijany.
- Nie powinieneś znowu pić!
- Dlaczego?... to nic złego.
- Obiecałeś że już do tego nie wrócisz, pamiętasz?
- Tak, ale to była umowa krótko terminowa.
- Nie! Obiecałeś że zapomnisz, dla niej... dla Angeli.
- Dla naszego Aniołka?
- Tak.
- Przepraszam, jestem idiotą.
- Tak jesteś- zaśmiał się. - A teraz idź na dół i przeproś Mei.
- Najpierw wytrzeźwieje.
- Dobrze.
Zaczął iść w moim kierunku, szybko odeszłam kawałek jakbym dopiero szła w jego kierunku.
- Tu jesteś.
- Tak, szukałaś mnie?
- Mhm. Jece jest u siebie?
- Tak. Już skończyła trening?
- Tak i jestem zmęczona.
- Co powiesz na wspólny prysznic?
- Chętnie.
Wziął mnie na ręce i zaniusł do łazienki. Szybko przybyliśmy się ubrań i weszliśmy do prysznica. Nie śpieszyliśmy się.

Jesteśmy aniołami Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz