Wpadam biegiem do szkoły. Szybko zostawiam kurtkę w szafce i biegnę do sali, gdzie mam lekcje. Po drodze potykam się i z hukiem ląduję na brudnej szkolnej podłodze. Przeklinam pod nosem i powoli podnoszę głowę.
Widzę przed sobą Nathana, który wygląda na niewyspanego. Ma podkrążone oczy i przygląda mi się wnikliwie.Podnoszę się z podłogi i otrzepuję ręce, a później spodnie i się prostuję. Skanuję Nathana wzrokiem.
Nie wygląda na osiemnaście lat. Nie wygląda. Wygląda na dużo więcej. Teraz, kiedy jest niewyspany i ma podkrążone oczy i ma kilkudniowy zarost, przez który wygląda na jeszcze starszego.-Nie gap się. -zwraca mi uwagę, chociaż sam robi to samo.
-Ty też mógłbyś przestać. - warczę i odwracam wzrok.
Próbuje nawiązać ze mną kontakt wzrokowy, a ja tego nie chcę. Wymijam go i chcę dalej iść.
-Czemu wtedy płakałaś? -pyta znienacka.
Odwracam się przez ramię i patrzę na niego przez sekundę i milczę, odwracam wzrok i milczę dalej.
-A co cię to? -wymyślam na poczekaniu i mówię to złowrogo. -Miałam zły dzień. -wywracam oczami.
-To nie pasuje do takich jak ty. -marszczy brwi i patrzy na mnie wnikliwie.
-Znaczy jakich? -pytam oburzona.
-To po prostu nie pasuje do twojego wizerunku. -patrzę na niego, wzrusza ramionami.
-Yhym. -wzdycham. -Miałam zły dzień, rany. Że niby cię to obchodzi.
Podchodzi bliżej mnie i patrzy na mnie z góry.
-Felicia?
-Nathan. -odpowiadam twardo.
-Felicia. -tym razem mówi poważniej.
-Nathan. -wywracam oczami.
-Nienawidzę swojego imienia. -wzdycha ciężko i kręci głową.
-Ja swojego też. -wzdycham.
-Czemu ciągle wzdychamy? -wzdycha.
-Nie wiem. -wzdycham.
-Wzdychać. -wzdycha. -To takie- głupie słowo.
-Głupie słowo.
-Głupie słowo. -mówimy równocześnie i wzdychamy.
-Wiesz, tak jakby mamy lekcje. -mówi, kiedy patrzy na zegarek.
-Okej, rozumiem. -mówię i patrzę na niego.
-Idź pierwsza. -mówi i pokazuje mi ręką w kierunku sali matematycznej.
Zanim wchodzę do sali mój telefon zaczyna dzwonić. Patrzę na wyświetlacz i widzę imię mojego brata.
-Pojutrze wieczorem Joe wpadnie po psa. -mówi szybko.
-Co? -przeciągam piskliwie. -Chyba cię Bóg opuścił.
-Zabiera go do weterynarza na szczepienie, bo ja nie mogę z nim iść.
-Ja z nim pójdę. -deklaruję się. -Cholera! Ale pojutrze jest niedziela!
-No. Joe z nim pójdzie. Och i Felice? -zagaduje.
-No? -pytam zirytowana.
-Joe nie wie, że ty i ja.. no wiesz. Niech tak zostanie. -mówi z prośbą w głosie.
-Okej. -kiwam głową.
-Mam nadzieję, że poczujesz się lepiej. Cześć.
-Cześć. -odpowiadam i chowam telefon i wchodzę do sali.

CZYTASZ
Każdy kłamie, dziewczyno. ||n.h.||
FanfictionMam na imię Felicia, ale w szkole jestem znana jako Julia. Lubię spędzać piątkowe wieczory, obserwując ludzi w jednym z miejskich klubów i pić przy tym wodę gazowaną. Lubię czytać i spacerować ze swoim psem. Odliczam dni do zakończenia roku szkolneg...