Trzydzieści trzy

1.4K 85 22
                                    

W połowie maja jesteśmy razem już trzy tygodnie. Czuję do Nathana coraz więcej. Tylko kiedy jestem z nim uśmiecham się tak szeroko, że prawie brakuje mi miejsca na twarzy.

Siedzę obok mojego chłopaka na biologii i udaję, że słucham pana Stylesa, podczas gdy tak naprawdę co chwila z nudów trącam pod ławką kolanem kolano Nathana i posyłam mu niewinne uśmieszki.

Dorothy zadaje nauczycielowi jakieś pytanie, ale mam to w nosie i nie słucham. Skupiam się raczej na brązowych soczewkach Nathana i na jego uśmiechu. Na jego niewielkiej bliźnie na czole.

Nathan zakłada mi włosy na ucho i patrzy na mnie uważnie. Bierze moją lewą rękę i kładzie na swojej dłoni. Drugą bawi się srebrną obrączką na moim serdecznym palcu. Posyła mi uśmiech i zamyka moją dłoń w swoich. Przyciąga ją do ust i całuje.

-Boże, jacy oni są uroczy. -piszczy jedna z naszych koleżanek.

-Boże, przestańcie natychmiast! Czy wy nie możecie okazywać sobie uczuć poza zasięgiem mojego wzroku? -pyta zniesmaczony nauczyciel.

-Przestań się lepić do najlepszej dupy w szkole, irlandzka pizdo. -krzyczy jakiś chłopak z drugiego końca klasy.

-Nie jest żadną dupą, angielski ignorancie. -syczy Nathan, wypalając dziurę w Franku Wolterze. -Jest moją dziewczyną, księżniczką.

-Jasne, pewnie rżnąłeś ją jak dziwkę. -prycha.

-Wolter! -gani go nauczyciel.

-Nie masz pojęcia, jaka jest piękna, gdy śpi z otwartą buzią i mamrocze coś przez sen. -Nathan kręci głową i patrzy na Franka z politowaniem.

Nie miałabym nic przeciwko tej wymianie słów, gdybym nie była jej świadkiem.

-Możecie się uspokoić? -wydziera się nauczyciel.

...

Lekcje szybko dobiegają końca. Wychodzę ze szkoły, trzymając Nate'a za rękę. Za nami idzie Nash.

-Kolejny raz mam być waszą przyzwoitką? -żartuje.

-Nikt ci nie każe z nami iść, Nash. -mówię do niego spokojnie.

-Ale ja lubię z wami chodzić i czuć się jak piąte koło u wozu. -protestuje żartobliwie.

-Ale ja nie lubię, jak za nami łazisz i morda ci się nie zamyka. -rzuca Nate.

Okropnie razi mnie słońce, więc mrużę oczy, żeby widzieć chodnik.

-Gdzie zgubiłaś okulary przeciwsłoneczne? -pyta mnie Nash i trąca biodrem, przez co wpadam na Nate'a.

-Zgubiłam. -mówię obojętnie.

-Trzymaj, bo jeszcze oślepniesz i Nathan uzna, że nie musi o siebie dbać. -Nash zdejmuje okulary z nosa i podaje mi je.

-Dzięki, Nash. -uśmiecham się do niego, wkładając okulary na nos.

Wybieramy się do Kakaowej, jak planowaliśmy z Nathanem od wczoraj. Na miejsce dojeżdżamy autobusem.
Mały dzwonek dzwoni nad drzwiami, kiedy wchodzimy do środka. Panuje nadzwyczaj duży ruch. Stoliki pozajmowane są głównie przez studentów i studentki.
Macham entuzjastycznie do Sophie, która odpowiada mi tym samym.
Mam wrażenie, że każdy na nas patrzy, gdy zajmujemy stolik.
W chłopaku, który siedzi przy stoliku obok naszego rozpoznaję Matthew i jakąś uroczą, drobną blondynkę.

-Kawa, herbata, kakao? -proponuję chłopakom.

-Kawa. -mówi Nash.

-Kakao. -Nathan kiwa głową.

Każdy kłamie, dziewczyno. ||n.h.||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz