Trzydzieści cztery

1.3K 87 21
                                    

W piątek rano, koło w pół do ósmej, Nathan przyjeżdża po mnie samochodem.

-Cześć, myszko. -mówi, wysiadając.

-Cześć, Nate. -posyłam mu najszczerszy uśmiech, jaki jestem w stanie ułożyć z ust, ale on zdaje się zauważyć, że jestem zdenerwowana.

Zdejmuję torbę podróżną z ramienia. Stawiam ją na ziemi, a Nathan podchodzi bliżej mnie i przytula. Opieram głowę o jego klatkę piersiową, a on gładzi moje plecy.

-Czemu jesteś taka wkurzona? -pyta, kiedy się od niego odsuwam.

-Zmęczona. -poprawiam go.

-Znowu czytałaś do późna, prawda? -bardziej stwierdza niż pyta.

-Nie, po prostu nie mogłam zasnąć. -ziewam.

-Okej, mamy jeszcze jakieś dwadzieścia minut. Głodna?

Posyłam mu niepewne spojrzenie.

-Dopiero jadłam. Ile można żreć? -pytam, uśmiechając się blado.

Wzrusza ramionami i chowa moją torbę do bagażnika.

-Gdzie będziemy spać? -wypala.

-U mojego wujka. Ojca Matthew. -odpowiadam spokojnie.

Wsiadamy do samochodu. Panuje niezręczna atmosfera, więc zbieram się na odwagę i dostaję słowotoku, a Nathan słucha mnie cały czas. Opowiadam o książce, którą ostatnio czytałam. Mówię, żywo gestykulując o liście, którą zostawiła głównej bohaterce jej przyjaciółka, ale zaraz zmieniam wątek. Kiedy kończę Nate dalej patrzy na mnie z zaciekawieniem.

-I poważnie wykonała wszystkie zadania? -pyta.

-Poważnie. -kiwam głową.

Odpala silnik i rusza w stronę szkoły.

-Fajnie tak dostać taką listę, no nie? -zagaduję do Nate'a.

-Nawet bardzo. -zapatruje się w przednią szybę.

Sięgam do radia i odgłaszam je, ponieważ słyszę głos wokalisty Green Day.

Dojeżdżamy na szkolny parking.

-Ależ ten tekst ambitny. -mamrocze Nathan, wyjmując kluczyk ze stacyjki.

-Zgłoś się do mnie, jeśli napiszesz lepszy. -posyłam mu zgryźliwy komentarz i chwytam klamkę.

-W porządku. -mówi, jak by przyjmował wyzwanie.

Wychodzimy z samochodu. Nathan zamyka samochód pilotem przy kluczykach. Sięga po moją dłoń i idziemy do szkoły. Ludzie nad korytarzu tworzą nam na środku zatłoczonego korytarza przejście. Posyłam kilka uśmieszków i kilka lodowatych spojrzeń, gdy idziemy pod odpowiednią salę.

-Tylko sześć lekcji. -mówię bardziej do siebie, niż do Nathana pocieszającym głosem.

-Pierwsza matma, później z górki. -Nathan ściska moją dłoń.

Schyla się i całuje mnie w czoło.

-Urośnij, kurduplu, bo twój chłopak będzie miał problemy z kręgosłupem. -słyszę głos Dorothy.

Posyłam Nathanowi spojrzenie proszące o wsparcie.

-Martw się o swój kręgosłup, Telona. -syczy do niej Nathan.

-Stajesz w obronie słabszych. To takie szlachetne, rycerzyku. Szkoda, że to jest tylko kurtyzana, nie księżniczka. -wypycha dolną wargę.

Tłum wokół nas zaczyna się powiększać. Kilka osób się zaśmiewa.

Każdy kłamie, dziewczyno. ||n.h.||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz