Dwa

3.7K 171 44
                                    

Kilka dni później Charlie i Dorothy poszli na wagary, zostawiając mnie samej sobie przez cały dzień w szkole. Mam w uszach słuchawki i idę do wyjścia kołysząc biodrami do Sweather Weather. Zamykam na chwilę oczy i to mój błąd. Wpadam na coś twardego, ale nie przewracam się, jedynie zataczam się do tyłu, przez co z lewego ucha wypada mi słuchawka.

-Jak ty chodzisz, mała debilko?! -pyta wkurzony Nathan Wiles.

Patrzę na niego znudzona i unoszę prowokująco brwi. Wyciągam, z ucha drugą słuchawkę.

-Jestem niska, nie mała. Mała to jest twoja pała. -posyłam mu zgryźliwy komentarz i podkreślam go cynicznym uśmiechem.

-Spierdalaj, Julia. -warczy oschle.

-Już, już spierdalam ci z oczu, wkurwiona królewno. -mówię teatralnie i po prostu go mijam i idę przed siebie, kiedy łapie mnie za ramię i odwraca do siebie przodem.

-O d s z c z e k a j t o , s u k o. -cedzi każde słowo przez zęby.

I chociaż w środku dygoczę jak galareta, to nie daję tego po sobie poznać i odpowiadam.

-Spierdalaj. -uśmiecham się do niego złośliwie i staram się wyrwać rękę z jego uścisku.

-Na twoim miejscu uważałbym wieczorem, jak będziesz z psem na spacerze. -warczy.

-Nie jesteś na moim, jebanym miejscu, więc się, kurwa, zamknij! -krzyczę mu prosto w oczy.

Patrzymy na siebie złowrogo. Korytarz pustoszeje, a Wiles pęka. Mięknie. W jego oczach widać teraz, że łagodnieje, że jest zamyślony. Patrzę mu w oczy, co do mnie nie podobne. Przeżywam szok, ponieważ jego oczy są brązowe, ale prześwitują niebieskim. Nosi soczewki.

-Możesz mnie puścić? -pytam przez zęby.

-Co? -pyta zbity z tropu.

-Puść mnie, to boli. -odpowiadam tym samym tonem co wcześniej.

Puszcza moją rękę i czuję, że ból mnie opuszcza.
Patrzy na mnie wnikliwie, więc odwracam wzrok i po prostu sobie idę, wkładając słuchawki z powrotem do uszu. Idę schodami w dół, jestem przy wyjściu i wychodzę. Idę do domu, gdzie wita mnie Miki. Głaszczę go i idę do kuchni i robię obiad. W międzyczasie rozkładam na blacie zeszyt z chemii i zaglądam do niego, mieszając makaron w garnku.

...

Nie wiem która godzina, ale dzwoni mi telefon, więc odbieram.

-No?

-Julia, bardzo się na mnie gniewasz? -pyta Dothy.

-Za co?

-Że nie przyszliśmy dzisiaj. Wiesz... Charlie dziś spał u mnie... Ja... Ja... Ja z nim... Julia... No... wiesz...

-Wow. -na tyle mnie stać. Zakrywam dłonią usta.

-Był świetny. -komentuje wszystko rozmarzona.

-Możesz do mnie wpaść? -pytam zszokowana.

-Ty przyjdź do mnie. I weź ze sobą Mikiego. -mówi cicho.

-Będę za dziesięć, piętnaście minut. -mówię i się rozłączam.

Nie przebieram się z legginsów i spranej koszulki z logiem jakiegoś zespołu. Zakładam buty, kurtkę, wołam psa, przypinam mu smycz i idziemy.
U drzwi Dorothy jesteśmy siedem minut później. Pukam, a drzwi otwiera mi mama Dorothy.

-Dzień dobry, jest Dorothy? -pytam z niespotykaną u mnie serdecznością.

-Wejdź-cie. -zaprasza mnie gestem ręki i przepuszcza w progu. -Dorothy! Koleżanka do ciebie. -krzyczy. -I ma... psa.

Każdy kłamie, dziewczyno. ||n.h.||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz