Ciasniej opatulając się kurtką, opuściłam budynek szkoły, ramię w ramię z przyjaciółmi. Październik się kończył, czyli robiło się coraz zimniej oraz wielkimi krokami zbliżała się impreza Halloweenowa, organizowana przez samorząd uczniowski Liceum w Ravenswood. Oczywiście, jak na wzorową uczennicę przystało, znalazłam się w komietecie przygotowawczym, wciągając w to Bonnie. Jutro mieliśmy mieć pierwsze zebranie.
Nie powiedziałam przyjaciołom o Maxie, ponieważ wiedziałam, jak bardzo zdenerwowani będą - nie miałam w końcu powodu, by z nim gdzieś iść. Prawdę, a nawet nie całą prawdę, mogłam zdradzić tylko mojej przyjaciółce. Byłam więc zażenowana, gdy próbowałam jakoś wytłumaczyć, dlaczego dzisiaj nie pojadę do domu z Davidem.
Właśnie ten moment, w którym starałam się coś wybąkać, cała czerwona na twarzy, wybrał sobie Potter, aby po mnie podejść. Jego przyjaciele odjechjali już samochodem Snowa, nie martwił się więc, że go ze mną zobaczą. Zamilkłam i spojrzałam w zdziwione i poddenerwowane twarze przyjaciół. Wzięłam głęboki oddech i w chwili, w której Max stanął obok mnie, wyrzuciłam to z siebie.
- Muszę z nim gdzieś iść - powiedziałam z wyraźną niechęcią w głosie, wskazując palcem na tego kretyna. - Nie chciałam wam mówić, ale teraz już jadę - nie zwracając uwagi na ich pytające spojrzenia, pozwoliłam, by Potter popchnął mnie lekko do auta. - Wieczorem pogadamy!
- Wieczorem jeszcze w będziesz ze mną, debilko - zaśmiał się wrednie chłopak.
* * *
Max zabrał mnie do drogiej restauracji w centrum miasta, takiej, do której zazwyczaj udają się bogate pary. Nie miałam pojęcia, jak udało mu się wkręcić tam nas bez rezerwacji, ale na wstępie oznajmiłam mu, że na pewno nie zapłace za swoją porcję. Odparł, że jego zamysłem było kupienie mi jedzenia oraz czułby się oburzony, gdybym sama chciała to zrobić.
Potter siedział przy stole, o który oparł łokcie; miał pochyloną głowę i wertował menu. Powinnam była robić to samo, ale dziwnym trafem jego czarne, lekko kręcone włosy całkowicie mnie absorbowały. Pomyślałam, że gdyby nie on, to byłoby romantyczne. Cholera, z perspektywy innych to było romantyczne, i z całego serca nienawidziłam za to Maxa. Podświadomie porównałam to wyjście z tamtym wieczorem spędzonym z Adrienem. Przeknęłam w myślach, powracając do bezmyślnego gapienia się na chłopaka.
Podniósł głowę i nasze spojrzenia się spotkały.
Do stolika podeszła kelnerka; kobieta była starsza od nas o pare lat, miała rude włosy, ale o ładnym odcieniu, nie marchewkowym. Obdarzyła mojego towarzysza ciepłym spojrzeniem zielonych oczu, a mnie zmroziła wzrokiem. Co takiego ma w sobie Potter, że nawet cholerna kelnerka, starsza kelnerka, ma ochotę go poderwać?
- Co podać? - powiedziała zmysłowym, poważnym tonem, uśmiechając się w stronę szatyna.
- Proszę sałatkę krewetkową i mrożoną białą kawę. A dla ciebie kochanie? - zwrócił się do mnie, akcentując ostatnie słowo. Mina kobiety nieco zrzedła, gdy obróciła się ku mnie, ale nałożyła ma twarz firmowy uśmiech.
- To samo - odpowiedziałam, ponieważ nawet nie zerknęłam na kartę dań. - Ale kawę czarną.
Zmieniłam pozycję na krześle, zakładając nogę na nogę. Kelnerka odeszła, zarzucając długimi włosami i co jakiś czas zerkają na Maxa. Ten jednak najwyraźniej całą swoją uwagę poświęcił mojej skromnej osobie. Zirytowana jego milczeniem, prychnęłam.
- Gapisz się.
- Jest na co - powiedział, a ja zesztywniałam. Nie wiedziałam, w co gra, ale na pewno nie chciałam tego kontynuować. - Granger, wyjaśnij mi coś - uniosłam brwi. - Dlaczego chciałem cię tu zabrać?
- Bo chcesz jak najbardziej uprzykrzyć mi życie - zaskoczył mnie tak łatwym pytaniem.
- Tak, to dlatego - westchnął, po czym powrócił do obserwowania mnie.
Kiedy chłopak patrzy na ciebie dłużej niż osiem sekund, to znaczy, że mu się podobasz.
* * *
Ten dzień mimo wszystko był świetny. Niewiele rozmawialiśmy. Wymienialiśmy tylko drobne uwagi, jak o Arctic Monkeys, zespole, którego słuchaliśmy w samochodzie, albo o zagadnieniach z matematyki. Był to ulubiony przedmiot Pottera, tylko z nim radził sobie dość dobrze. Nieopatrznie zaproponowałam mu korepetycje, gdyby tylko ich potrzebował. Kiedy przypomniałam sobie, że rozmawiam z wrogiem, było już za późno.
Tylko czy nadal mogłam nazywać Maxa Pottera wrogiem? Chłopak nie używał już tak często wyzwisk i wydawało mi się, że gdy już mu się zdarzy, to z przyzwyczajenia lub na pokaz. Spędziliśmy razem bardzo miły czas. Po restauracji spacerowaliśmy po parku, jedząc watę cukrową z pudełka kupionego w supermarkecie. Uważaliśmy, żeby nikt nas nie zobaczył.
Zrobiło się naprawdę późno; rodzice zaczną się martwić, nie mówiąc już o tym, że nie powtórzyłam materiału na następny dzień. Poprosiłam Maxa, żeby odwiózł mnie do domu.
- No to cześć - powiedziałam, spuszczając wzrok na buty, stając obok Pottera. Wysiadł z samochodu i opieraliśmy się o jego drzwi.
- Dobranoc, Granger - musnął lekko moje usta.
Kilkanaście dni temu całował mnie jego przyjaciel, a mój wróg. Teraz robił to on, czulej i delikatniej. Niestety, o wiele krócej.
Odjechał, a ja wolałam nie zastanawiać się nad tym, co przed chwilą się stało. Weszłam cicho do domu, ucieszona nieobecnością rodziców na dole. To oznaczało, że prawdopodobnie śpią, czyli nie będzie żadnych pytań. Należało im się trochę spokoju. Tata dawał z siebie naprawdę wszystko. Mama zaczęła szukać posady nauczycielki w szkołach niedaleko Ravenswood i podobno miała jedną z ofert na oku.
Usłyszałam szybkie, dudniące kroki na schodach. Wystraszyłam się, że któreś z rodziców widziało mnie przed chwilą pod domem, wyglądając przez okno. Natychmiastowo zdjęłam kurtkę i rzuciłam ją na kanapę, zdjęłam buty i oparłam się o blat stołu, starając się wyglądać naturalnie. Gdy zobaczyłam, że do salonu wkracza Daniel, rozluźniłam się i rzuciłam w niego rozeźlonym spojrzeniem. On chyba nie miał zamiaru wchodzić ze mną w bezsensowne przekomarzanki - nie przyszedł bez powodu. Stanął kilka metrów naprzeciwko mnie i skrzyżował ręce.
- Kto to był? - zapytał zdenerwowany. - Poza tym, że z pewnością nie twój chłopak.
Westchnęłam. Kłótnia z Danielem w niczym mi nie pomoże. Zastanawiałam, jak mu wszystko wyjaśnić, a jednocześnie nie mówić nic, jednak szybko doszłam do wniosku, że to niemożliwe.
- Spokojnie, jest w porządku - starałam się go uspokoić.
- Jeśli wplątałaś się w jakieś gówno...
- Och, nie! To nic z tych rzeczy! - zapewniłam go. - Po prostu nie jestem jeszcze w gotowa, by o tym rozmawiać. Kiedyś ci wszystko wyjaśnię, obiecuję.
Kiedy wypowiadałam te słowa, naprawdę w nie wierzyłam. Dopiero później, za późno, zrozumiałam, że niektórych obietnic nigdy nie powinno się składać. Oraz niektórym obietnicom nie powinno się wierzyć.

CZYTASZ
Niezdecydowana
Teen FictionCo, jeśli twój największy wróg, który tyle lat cię dręczył, nagle zacznie się do ciebie zalecać? A co, jeśli tych wrogów jest dwóch? Czy warto im ufać, czy raczej trzeba trzymać ich na dystans i nie dać się złamać? ---- - Dzięki, że nie zachowujesz...