Obudziłam się w szpitalu. Uraz głowy, lekki wstrząs mózgu, poza tym nic takiego. Policja chciała ze mną rozmawiać, ale podejrzewałam, że to przez alkohol, nie upadek ze schodów. W te dwa dni, które przespałam, odwiedziła mnie najbliższa rodzina, bo nikt inny nie miał wstępu.
Po pierwszej rozmowie z pielęgniarką, usiadłam na brzegu łóżka. Na szafce obok stał bukiet kwiatów. Ucieszyłam się, nawet uśmiechnęłam. Zauważyłam bilecik. Otworzyłam go i nie mogłam uwierzyć w to jedno słowo, które zobaczyłam. Nie, nie, nie! Oby to był tylko sen... Oby...
Bolało?
Wpadłam w panikę. Zaczęłam płakać, krzyczeć i szarpać swoje włosy. Nie mogłam w to uwierzyć.
Zaalarmowana pielęgniarka wbiegła do sali.
- Był tu ktoś poza moimi rodzicami? - wyszeptałam. Bałam się powiedzieć coś na głos. Bałam się, że oni to słyszą.
- Twój chłopak - powiedziała uspokajającym tonem.
- Ja nie mam chłopaka - spojrzałam na nią przerażona. Zapłakałam jeszcze głośniej. Nie mogłam się opanować, a młoda kobieta stojąca przy moim łóżku nie wiedziała, co zrobić. - Kto tu był, do cholery? - wrzasnęłam.
Po przeczytaniu tego słowa byłam pewna, że to nie był przykry wypadek, że rzeczywiście czułam czyjąś dłoń na plecach, a Joyce chciał tylko odciągnąć moją uwagę. Albo Potter, albo Snow. Nienawidziłam ich całym sercem. Oni nie mogli - żaden nie miał serca.
- Miał brązowe włosy i zielone oczy. Nic więcej nie wiem, Jessico - powiedziała pielęgniarka, a ja chciałam uderzyć ją za to, że wpuściła do mnie Maxa Pottera. - Przyniosę ci coś na uspokojenie, a jutro porozmawiasz z policją.
Po chwili wróciła i podała mi tabletkę. Nie chciałam nic brać, wolałam wydostać się z tej sali lub przynajmniej porozmawiać z rodzicami. Miałam zostać w szpitalu jeszcze parę dni, na obserwacji. Jaka ja byłam głupia, mogłam nic nie pić! Pozwoliłam sobie na alkohol w obecności tych debili, a oni to wykorzystali! Najpierw sprawili, że przyjaciele mnie znienawidzą, a potem zepchnęli ze schodów!
Postanowiłam się przespać. Połknęłam tabletkę, popijając wodą. Położyłam się wygodniej na miękkiej poduszce i okryłam kołdrą. Zrobiłam się senna, więc wypuściłam z oczu jeszcze kilka łez i zasnęłam.
* * *
Wstałam z łóżka. Było dość wcześnie. Padał deszcz, a ja kochałam deszcz, więc usiadłam na parapecie i oglądałam krople na szybie.
Od dwóch dni byłam w domu. Rodzice nie chcieli, żebym chodziła do szkoły do końca tygodnia, co przyjęłam z wielką ulgą. Bałam się tam wrócić, bałam się co tam mnie spotka, bałam się, że stanę się obiektem drwin bogatych. Zazwyczaj byłam silną osobą, ale przez trójkę chłopaków po prostu się rozpadam.
Policja nie pytała o wypadek. Pewnie założyli, że żaden uczeń liceum nie zrobiłby czegoś tak głupiego. Wiedziałam już, że Adrien wykopał moich przyjaciół, żeby mogli zrealizować swój porąbany plan. Otrzymałam grzywnę w wysokości stu dolarów, tata się wściekł, że piłam, a ja nie chciałam im niczego wytłumaczyć.
Patrząc w padający deszcz, rozpłakałam się. W porównaniu z nimi, byłam taka słaba... Nie miałam szans. Pewnie cała szkoła się ze mnie nabija; już widzę te plotki... Jak ja ich nienawidzę!
Ktoś zapukał do mojego pokoju. Szybko przetarłam oczy i wstałam. Drzwi się otworzyły i do środka wparowała uśmiechnięta Bonnie.
- Hej, niezdaro! - przywitała mnie ciepłym uśmiechem. - Zrobiłam sobie dzisiaj wagary, więc nawet nie próbuje mnie wyganiać - powiedziała, gdy zobaczyła moją otwierającą się buzię. Pogroziła mi palcem. - Poza tym, chyba musimy pogadać - dodała poważniejszym tonem. - Mam lody!

CZYTASZ
Niezdecydowana
Novela JuvenilCo, jeśli twój największy wróg, który tyle lat cię dręczył, nagle zacznie się do ciebie zalecać? A co, jeśli tych wrogów jest dwóch? Czy warto im ufać, czy raczej trzeba trzymać ich na dystans i nie dać się złamać? ---- - Dzięki, że nie zachowujesz...