- Co wy tu robicie? - warknęłam zdenerwowana. Przed moim domem, w nowym mercedesie, siedzieli Adrien, Max i Justin. Byli rozbawieni. Podeszłam pod sam samochód i otworzyłam drzwi od strony kierowcy, którym był Potter. Przez chwilę wyglądał na zintrygowanego, ale szybko wrócił do swojej maski obojętności.
- Wybierasz się na mecz, Granger? - zapytał, nie fatygując się nawet rzuceniem krótkiego powitania.
Co? Dlaczego, do cholery, ci idioci przyjechali pod mój dom? Żeby zadać mi głupie pytanie? Cała szkoła się tam wybiera, a w dodatku grają moi najlepsi przyjaciele!
- To chyba logiczne, kretynie - wycedziłam chłodno. Przestąpiłam z nogi na nogę i spojrzałam w kierunki drogi. Gdzie jesteś, Harry? - Coś jeszcze?
- Pojedź z nami.
Zaśmiałam się. Albo się przesłyszałam, albo im odbiło. Halo! Max Potter zaprosił mnie do jego prywatnego samochodu. Powinnam skakać z radości lub coś, ale jakoś czułam się zbyt rozbawiona. Chłopak chyba zirytował się moim śmiechem, bo na jego twarzy zagościł grymas. Wysiadł z auta i podszedł do mnie. Momentalnie zamilkłam. Chwycił mnie za ramię.
- Wsiadaj - warknął, popychając mnie w stronę mercedesa. Syknęłam z bólu; może i nie był silny, ale nie przywykłam do tego, że ktoś mną szarpie.
- Niby dlaczego? - zapytałam, szarpiąc się. - Jeszcze ktoś mnie z wami zobaczy.
- Po prostu wsiadaj - odpowiedział Max. Spojrzałam na niego, a następnie na chłopaków w środku. Wiedziałam, że przegrałam. Są silniejsi i mają czelność atakować mnie pod własnym domem!
- Muszę zadzwonić do Harry'ego - powiedziałam zrezygnowana. Wyjęłam telefon. Widząc, że Max nie zamierza mnie opuścić, zadzwoniłam przy nim. Poprosiłam, żeby nie przyjeżdżał i obiecałam, że wszystko wyjaśnie mu potem.
Zakończyłam rozmowę. Potter, widząc to, pochylił się nade mną. Zadrżałam. W tamtej chwili byłam naprawdę przestraszona. Patrzyłam prosto w oczy diabła.
Wyglądał, jakby chciał mi coś powiedzieć, ale zmienił zdanie, bo odsunął się i otworzył mi drzwi. Bez protestu weszłam do środka. Usiadłam na tylnym siedzeniu, za kierowcą i obok Adriena.
Nie odzywałam się. Słuchałam włączonej przez nich muzyki, leciała Iggy Azeala. Chłopcy rozmawiali o meczu. Zrozumiałam tylko, że Max jest strasznie zły na trenera o posadzenie go na ławce rezerwowych.
Zaparkowaliśmy pod szkołą. Jak najszybciej wyszłam z samochodu z myślą, że dadzą mi spokój. Jednak oni mieli jakiś plan, na pewno, w innym wypadku nie zachowali by się w ten sposób. Również opuścili mercedesa i stanęli obok mnie. Joyce chwycił mnie za dłoń i przybliżył twarz do mojej. Mogłam dostrzec, jak bardzo był przystojny. Blond włosy, szare, zimne oczy... Ale nie chciałam tego widzieć. Chciałam tylko, żeby mnie puścił.
- Nie myślisz, że nam uciekniesz, prawda? - wyszeptał mi do ucha. - Dzisiejszy dzień spędzisz z nami i będziesz się świetnie bawić.
Zamarłam. Nie mogłam w to uwierzyć. Jakim prawem będą decydować za mnie?!
Nie dane mi było się nad tym dłużej zastanawiać, gdyż Adrien pociągnął mnie za sobą. Po chwili rozstaliśmy się z Potterem i Snowem, którzy poszli do szatni. Miałam nadzieję, że blondyn nie zechce się ze mną pokazać...
- Siadaj - wskazał mi miejsce na trybunach. Nie zauważyłam, że już doszliśmy na miejsce. - Dalej, zaraz wchodzą cheerleaderki.
* * *
Mecz się skończył. Wygraliśmy 24:18. Oczywiście szykowała się impreza. Nie jestem fanką domówek, ale uznaliby mnie za wariatkę, gdybym nie próbowała się na nią dostać.
![](https://img.wattpad.com/cover/45271097-288-k382743.jpg)
CZYTASZ
Niezdecydowana
Teen FictionCo, jeśli twój największy wróg, który tyle lat cię dręczył, nagle zacznie się do ciebie zalecać? A co, jeśli tych wrogów jest dwóch? Czy warto im ufać, czy raczej trzeba trzymać ich na dystans i nie dać się złamać? ---- - Dzięki, że nie zachowujesz...