W Ravenswood wiele się zmieniło. Mimo wszystko, było lepiej. Musiałam to stwierdzić nawet ja, osoba, której najlepsza przyjaciółka trafiła do więzienia. Tamtego feralnego dnia ona straciła wolność, a ja... Ja się uwolniłam.
No, prawie.
Często dopadała mnie tak zwana melanchonia; byłam znudzona, miałam totalnie dość wizerunku, jaka sama sobie stworzyłam. Uciekałam więc od wszystkich, siadałam na wiadukcie i zwieszałam nogi w dół, niezależnie od pogody, pory dnia lub nocy czy przygotowania do lekcji. Wkładałam słuchawki w uszy i niczym się nie przejmując, paliłam kolejnego papierosa, którego notorycznie już załatwiał mi Adrien.
Joyce, dupek Joyce. Od niego wszystko się zaczęło i, jak podejrzewam, skończy się. Kiedy jego najlepszy przyjaciel opuścił miasto, odsunął się ode mnie i nasze spotkania były zazwyczaj przypadkowe. Sporadycznie się spotkaliśmy, ale nie obyło się bez wyzwisk. Raz na tydzień dyskretnie przekazywał mi paczkę fajek, przed lekcją biologii.
Trochę brakowało mi Maxa, lecz jeśli się nad tym bardziej zastanowić, tyle spraw stało się dzięki temu jasnych. Wiedziałam, dlaczego nagle się mną zainteresował. Szybko zapomniałam o kształtującym się dopiero uczuciu do Pottera i nie rozpaczałam po jego przeprowadzce.
Tego dnia jak zwykle opuściłam ciepłe łóżko na rzecz zdrowego, jeszcze chłodnego marcowego powietrza. Postanowiłam orzejscu się do szkoły pieszo. David jak zawsze był gotowy po mnie przyjechać, ale naprawdę nie lubiłam go obciążać.
- Kogo tu widzę - usłyszałam głos dochodzący ze strony jezdni. - Jessica Granger, moja ulubiona siostrzyczka!
Uśmiechnęłam się na widok Arii, dziewczyny brata, wychylającej się przez samochodowe okno. Byli zaręczeni od kilku miesięcy. Nie miałam pojęcia, że dziewczyna jest w mieście. W końcu jest środek tygodnia, a ona przecież studiuje.
- Hej, Aria - powiedziałam lekko.
- Dzisiaj będzie ważna kolacja, weź chłopaka - mrugnęła do mnie.- Przyjdą moi rodzice, nawet siostra. Proszę cię.
Wiedziałam, że nie mogę jej odmówić.
* * *
- Dupku!
Adrien odwrócił się powoli w moją stronę, odchodząc kilka kroków od zdziwionej i zezłoszczonej Seleny, która ponownie miała swoje pięć minut w jego życiu. Chyba go zdenerwowałam. Dawno nie prowadziliśmy zwykłej rozmowy, od jakiegoś miesiąca nasze relacje zdecydowanie się pogorszyły.
- Czego, szmato? - warknął. Takie odzywki ponownie były na porządku dziennym. Wydawało mi się, że naprawdę brakuje mu Maxa, a o jego odejście obwinia mnie. - Nie widzisz, że nie mam czasu?
- Ostatnio nigdy nie masz czasu - odpowiedziałam mu chłodno. Wyraz jego twarzy uległ lekkiej zmianie, na co spojrzałam z niemałą satysfakcją. - Dzisiaj bądź u mnie o szóstej, bardzo rodzinna kolacja.
Wbił we mnie bardzo zniechęcony wzrok. Dawno już nie udawał mojego ukochanego, czułego chłopaka. Nawet nie chciałam go o to prosić, ale to była sytuacja awaryjna. Moja rodzina naprawdę chciała poznać Adriena.
- Co z tego będę miał? - zapytał z chytrym uśmieszkiem. Och, Joyce, nawet nie wiesz jak tęskniłam za jakimkolwiek uśmiechem na twojej twarzy, skierowanym do mnie... - Chyba nie sądzisz, że zrobię to za darmo.
- Kiedyś brak zapłaty ci nie przeszkadzał.
- Kiedyś, skarbie - tak, doskonale wiedziałam, że zniszczyłam naszą relację, nie musiałeś mi przypominać. - W sumie, wystarczy mi kilka pocałunków, jak zwykle.
Zadrżałam ze zdenerwowania. Joyce traktował mnie jak dziwkę, bo przeze mnie jego kumpel wyjechał do New Jersey? Owszem, to ja mu kazałam, ale wcale nie musiał mnie słuchać! Pokręciłam głową zażenowana.
- Szósta - przypomniałam mu i zamierzałam odejść, jednak Adrien przyciągnął mnie do siebie i złożył na moich ustach krótki pocałunek. Za tym też tęskniłam. Nie obchodziło mnie to, że jesteśmy ma szkolnym korytarzu i prawie wszyscy obecni na nas patrzą, cieszyłam się chwilą uwagi chłopaka. Wreszcie, po krótkiej chwili wydającej się wiecznością, wypuścił mnie z ramion.
I wrócił do pieprzonej Seleny. Dziewczyna udawała obrażoną, ale przeszło jej natychmiast, gdy Joyce chwycił jej rękę. Posłała mi dumne spojrzenie. Tryumfowała. Prychnęłam pod nosem. Usłyszałam kilka chichotów, przez co zorientowałam się, że cała scena była obserwowana przez gromadę cheerleaderek. Brakowało mi tam Bonnie.
Zirytowana udałam się do biblioteki. Miałam wolną godzinę i ustaliłam z Harrym i Davidem, że się tam spotkamy. Chciałam spędzić z nimi trochę czasu, bo od imprezy halloweenowej prawie nigdzie nie wychodzę i z nikim się nie spotykam. Od czasu do czasu wyskoczę gdzieś ze znajomymi, tyle.Ucieszyłam się więc, widząc że Harry nie przyprowadził Hillary. Chłopcy mieli jednak nieciekawe miny. Gdy tylko usiadłam, zaczęli mówić.
- Co łączy cię z Joycem? - zapytał wyraźnie zdenerwowany David. Mogłam się spodziewać, że się dowiedzą. - I dlaczego to przed nami ukrywałaś?
- Nic nie ukrywałam! - broniłam się. Oni nie mogli się dowiedzieć. - Znasz tego idiotę, po prostu zachciało mu się mnie pocałować. Robił tak z wieloma, tylko one miały wtedy kisiel w majtkach - to akurat prawda, Joyce wyznawał zasadę bierz co chcesz i kiedy chcesz. - Gdyby coś było na rzeczy, a z pewnością nigdy nie będzie, powiedziałabym wam. Przecież się przyjaźnimy.
Wiedziałam, że ich przekonałam. Od jakiegoś czasu okłamywanie najbliższych przychodziło mu coraz łatwiej.
Potem zajęliśmy się dokańczaniem ich pracy domowej z angielskiego, którą ja już dawno zrobiłam. Obaj zgodnie twierdzili, że nie poradziliby sobie bez mojej pomocy. Wzruszające, doprawdy. Od lat ta sama śpiewka. Trochę mnie to irytowało, ale w końcu to moi przyjaciele, zachowują się tak od lat. Czasem zastanawiałam się, czy nie przyjaźnią się ze mną właśnie dlatego, ale szybko dochodziłam do wniosku, że to bzdura, przecież bym zauważyła.
Lekcje minęły bardzo szybko. Zaczynałam się denerwować obiadem. David odwiózł mnie do domu, razem z Harrym.
- Idziesz z nami do tej nowej pizzerni? - zagaił Fields. Uśmiechnęłam się. Temu tylko jedzenie w głowie.
- Obiad rodzinny. Coś się chyba stało, bo Aria zwołała całą rodzinę, nawet swoją, a zazwyczaj tylko my uczestniczymy w tych posiłkach.
- Może ustalili datę ślubu - wzruszył ramionami David, wpatrując się w drogę. - To pewnie nic poważnego, nie martw się.
Łatwo powiedzieć nie martw się, gdy niezrównoważony Adrien Joyce nie udawał twojego chłopaka. Niestety, akurat ja nie miałam tak łatwo.
CZYTASZ
Niezdecydowana
Подростковая литератураCo, jeśli twój największy wróg, który tyle lat cię dręczył, nagle zacznie się do ciebie zalecać? A co, jeśli tych wrogów jest dwóch? Czy warto im ufać, czy raczej trzeba trzymać ich na dystans i nie dać się złamać? ---- - Dzięki, że nie zachowujesz...