W poniedziałek miałam naprawdę trudny test z matematyki oraz termin oddania pracy z historii. Postanowiłam więc calutką niedzielę siedzieć w domu, nie odpowiadać na telefony ani nikomu nie otwierać drzwi. Rano obejrzałam odcinek nudnej telenoweli, jedząc śniadanie i pijąc herbatę, po czym zabrałam się za dokończenie wypracowania.
Poświęciłam mu sporo czasu, także byłam z siebie zadowolona. Musiałam tylko poprawić pracę, dodać kilka ciekawostek oraz wychwycić błędy, a z tym uporałam się dość szybko. Wydrukowałam ją i zaniosłam rodzicom do przeczytania - może i nie byli fanami historii, ale wydała się im ciekawa. Ja sama fascynowałam się tą nauką. Świadomość, że w miejscu, w którym teraz stoisz, kiedyś może był las, albo nawet warsztat kowala... To takie wyjątkowe i cudowne, że aż chciałam wiedzieć więcej.
Następną godzinę poświęciłam na naukę definicji matematycznych, z których oczywiście większość doskonale umiałam, uczę się przecież na bieżąco. Nie cierpiałam tego przedmiotu, był moją słabą stroną. Nie uważałam się za osobę słabą z matmy, ale jeśli wśród innych dziedzin byłam uważana za wybitną, tutaj byłam tylko dobra.
Zrobiłam sobie przerwę i usiadłam przy fortepianie. Dawno nic nie grałam ani nie śpiewałam, zdążyłam się stęsknić za muzyką. Nie miałam pomysłów na napisanie czegoś swojego, więc zagrałam jedną z moich ulubionych piosenek.
Say something, I'm giving up on you
I'll be the one, if you want me to
Anywhere, I would've followed you
Say something, I'm giving up on youAnd I am feeling so small
It was over my head
I know nothing at allAnd I will stumble and fall
I'm still learning to love...*
Usłyszałam brawa, więc odwróciłam się z uśmiechem, myśląc, że to Daniel. Ujrzałam jednak kogoś, kogo nie zamierzałam widzieć, ani tymbardziej zapraszać do siebie - Adriena Joyca. Mina od razu mi zrzedła, wstałam gwałtownie od fortepianu i wściekła podeszłam do chłopaka.
- No no, Jes - powiedział do mnie, a ja usłyszałam w jego głosie coś jakby cień uznania. Zignorowałam przykry fakt, że powrócił do tego zdrobnienia. - Nie wiedziałem, że masz takie telenty.
Wiedziałam, że wpuścił go mój tata; nikogo innego nie było aktualnie w domu. Robert z miejsca zakochał się w Adrienie, a raczej w wizji jego jako mojego chłopaka, czy też nawet męża. Postanowił mieć gdzieś moją wyraźną prośbę nie wpuszczaj nikogo i zrobił, co chciał Joyce.
- Co tu robisz? - warknęłam, starając się nie myśleć o tym, jak bardzo był pociągający. Idiota!
- Dowiedziałem się, że jutro masz ten strasznie ważny test z matmy - powiedział obojętnie, zupełnie niewzruszony moim gniewem. Chwycił w palce zagubiony kosmyk moich włosów i wetknął mi go za ucho. - A , jak pewnie wiesz, jestem z niej świetny, niewątpliwie lepszy od ciebie, słońce - zaśmiał się, a moje serce zabiło trochę szybciej.
- Chcesz mi pomóc? - nie kryłam zdziwienia.
Uśmiechnął się lekko i złożył miły pocałunek na moich ustach, powodując rumieńce na mojej twarzy.
- Nie za darmo, dziwko - zepsuł wszystko! Frajer! Już chciałam odpyskować, ale zatkał moje usta swoimi, a ja się poddałam. Ten chłopak źle na mnie działał. - Widzisz? Liżesz się z Maxem, moim kumplem, potem ze mną, gdy tylko tego zechce. Dziwka - zaśmiał mi się w twarz.
Walczyłam ze łzami, cisnącymi mi się do oczu. Nie mogłam być słaba, nie przy nim. Nie mógł wiedzieć, jak bolą mnie jego słowa. Mimo, że zdecydowanie zaczęłam coś czuć, próbowałam to odrzucić. W końcu nienawidziłam Adriena całym sercem. Najwyraźniej już nie całym... Ale ten chłopak uprzykrzał mi życie od kiedy pamiętam! Nie mogę tak po prostu rzucić się mu w ramiona!
- Wyjdź - powiedziałam stanowczo, ale mój głos drżał. Kiedy zobaczyłam, że Joyce się nie rusza, zdenerwowałam się jeszcze bardziej. - Kazałam ci wyjść.
Spojrzał na mnie z drwiącym uśmiechem. Przygryzłam wargę, czując się zupełnie zdezorientowana. Miał opuścić mój dom, lecz miał to zupełnie gdzieś. Nie wytrzymałam tego napięcia między nami. Rzuciłam się na niego, a on skwitował to śmiechem.
Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, a ja nie mogłam zrozumieć, co jest ze mną nie tak. Postanowiła jednak nie zadręczać się teraz tymi, wszkaże bardzo ponurymi, myślami. Oddałam się więc bezmyślnej czynności, jaką było oddawanie pocałunków Joyca.
Na chwilę zaprzestając, udaliśmy się do mojego pokoju. Zapominając o ojcu, który prawdopodobnie zajmuje się pracą w gabinecie na dole, pozwoliłam popchnąć się na łóżko, zachowując się jak totalna idiota i zwykła dziwka.
Bo przecież Adrien Joyce nie bawi się w związki, prawda?
* * *
Wyszedł, żegnając się okropnie krótkim pocałunkiem, zapominając, że miał nauczyć mnie matematyki. Zrobiło się późno, więc moją głowę nawiedziły okropne myśli - pierwszy raz w życiu zawalę sprawdzian. Tak właśnie próbowałam odwrócić uwagę od pewnego znienawidzonego blondyna, który zostawił po sobie zapach perfum i paczkę fajek. Jak zwykle.
Nie doszło między nami do niczego więcej, jednak i to, to dla mnie za wiele. Chłopak pojawił się w moim życiu (goszcząc w nim bardziej, niż dotąd, gdy mnie tylko dręczył), wywracając je do góry nogami. Nie miał prawa, a ja nie mogłam sobie na to pozwolić.
Zawsze mogłam zadzwonić do Pottera i poprosić go o pomoc... Ale nie po tym! Czy ja już postradałam zmysły? Nie byłam sobą, ci chłopcy zrobili ze mnie marionetkę, i pewnie byli tego w pełni świadomi. Zdecydowanie wiedzieli o sobie wzajemnie, a przynajmniej Joyce wiedział. Mimo mieszanych uczuć co do nich i pewności, że chcą mnie wykorzystać, coś mnie do nich ciągnęło.
Wszyscy uważali mnie za strasznie mądrą dziewczynę, o wysokiej średniej, zawsze sięgająco po to, czego pragnie. Ale przecież byłam taka naiwna i głupia, sama się prosiłam o podłe traktowanie. Pogubiłam się w uczuciach, gdyż z jednej strony nie dopuszczałam do siebie świadomości, że się zakochałam, a z drugiej bawiłam się doskonale, będąc lalką w ich rękach. Dlaczego byłam taka... Niezdecydowana? Nie tylko pomiędzy uczuciami, ale także między tą dwójką.
Z rezygnacją usiadłam przy biurku, sięgając po podręcznik i brudnopis. Zapaliłam lampkę, ustawiłam ją pod odpowiednim kątem oraz spróbowałam rozwiązać zadanie. Nie wychodziło mi, co strasznie nie irytowało, jak sam przedmiot. Tata powiedział, że jeśli chcę być prawnikiem, muszę ogarniać matmę, ale ja nie rozumiem dlaczego. Nie wiem nawet, czy chcę być prawnikiem, tylko nie mogę zawieść ojca. Jakoś nie wyobrażam sobie przyszłości.
Przyszłość oznacza dla mnie uwolnienie się od wyzwisk i przemocy. Pewnie będzie idealna.

CZYTASZ
Niezdecydowana
Novela JuvenilCo, jeśli twój największy wróg, który tyle lat cię dręczył, nagle zacznie się do ciebie zalecać? A co, jeśli tych wrogów jest dwóch? Czy warto im ufać, czy raczej trzeba trzymać ich na dystans i nie dać się złamać? ---- - Dzięki, że nie zachowujesz...