Calum:- No to widzimy się za godzinę.
Ja:- Dobra, no to cześć.
Rozłączyłem się.
-Emily szykuj się niedługo wychodzimy. – krzyknąłem w głąb mieszkania.
-Już idę tato! – dziewczynka podbiegła do mnie podskakując, a ja złapałem ją i podniosłem. – Czemu nie zostaniesz z nami u Andy'ego?
-Wiesz dzisiaj mamy próbę zespołu i musimy sporo poćwiczyć, bo mamy niedługo koncert. – uśmiechnąłem się. – A pyzatym nudziła byś się strasznie. – połaskotałem ją. Szybko wsunąłem na nogi trampki, chwyciłem za wcześniej przygotowaną gitarę i wyszedłem z mieszkania, zamykając je na klucz.
***
-Dzięki, że się nią zajmiesz. Wiesz ważna próba. – podrapałem się po karku.
-Nie ma za co. – dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie. – Pójdziemy do parku i może na plac zabaw.
-W takim razie trzymaj. – podałem dziewczynie dziesięciodolarowy banknot.
-Nie trzeba, jak będzie coś chciała to jej kupie. Ty już zabrałeś ich na lody. – przypomniała.
-No tak, ale weź i tak nie oddałem Ci za pizze. – dziewczyna przyjęła pieniądze.
-Udanej próby Mikey. - jej uśmiech był taki piękny i chyba za długo patrzyłem na jej usta bo dziewczyna odchrząknęła.
-Miłej zabawy Jessy. – puściłem do niej oczko i odwróciłem się. Za plecami usłyszałem tylko dźwięk zamykanych drzwi.
***
-Ten debil Luke nawalił! – krzyknął zły Calum kończąc rozmowę telefoniczną z blondynem.
-Co się stało? – razem z Ashem podeszliśmy do niego.
-Nie przyjdzie! – Hood był naprawdę zły, dawno go takiego nie widziałem.
-Ale dlaczego? – nie mogłem zrozumieć co było takie ważne, aby nie przyjść na ostatnią próbę przed koncertem.
-Bo wyrwał jakąś laskę i się z nią umówił. – Cal wyrzucił ręce w górę, aby pokazać swoje poirytowanie. -Jak mamy przeprowadzić próbę bez wokalisty i gitarzysty?
-Dzisiaj poćwiczymy w trzech, jego ważniejsze partie zagram na gitarze, a Ty zaśpiewasz i swoje i jego. – według mnie proste i logiczne.
***
Przed odebraniem Em od Jessy postanowiłem zrobić małe zakupy. Poszedłem do pierwszego lepszego marketu i kupiłem to co najpotrzebniejsze.
Z reklamówką w jednej ręce, a gitarą w drugiej, trochę żałowałem, (że nie pojechałem samochodem) skierowałem się w stronę ulubionego placu zabaw Emily i Andy'ego. Jak się spodziewałem dzieciaki bawiły się właśnie w piaskownicy, a Jess na ławce niedaleko nich czytała książkę, jak to miała w zwyczaju. Cicho podszedłem do dziewczyny i usiadłem, a ona nadal mnie nie zauważyła.
-Ciekawa ta książka? – nachyliłem się w jej stronę, a ona, aż podskoczyła. – Jestem, aż taki straszny? – zaśmiałem się.
-Wystraszyłeś mnie! – uderzyła mnie zamkniętą książką.
Jej podniesiony ton zwrócił na nas uwagę innych. Gdy tylko Emily mnie zobaczyła biegiem ruszyła w naszą stronę. Pech chciał, że nie zauważyła gałązki leżącej przed nią i upadła na ziemie. Od razu po zderzeniu zaczęła głośno płakać. Szybko poderwałem się i podbiegłem do niej.
-Tato! To boli! – krzyczała.
-Co Cię boli kochanie? – szybko ją podniosłem i skierowałem się w stronę Jess, posadziłem dziewczynkę na ławce.
-Noga i ręka. – dziewczynka trochę spokojniejsza już otarł piąstką oczy.
Spojrzałem na miejsca, które wskazała na których skóra była zdarta i dość obficie ciekła krew.
-Jess mogła byś popilnować gitary i zakupów, zaraz wrócimy tylko opatrzę jej tę nogę. – poprosiłem.
-Jasne idź. – od razu się zgodziła.
Szybko wziąłem dziewczynkę na ręce i skierowaliśmy się w stronę bloku w którym mieszkaliśmy. Gdy byliśmy w mieszkaniu Em posadziłem na blacie w kuchni, a z szafki wyciągnąłem apteczkę, szybko wyjąłem z niej wodę utlenioną, na co dziewczynka zaczęła piszczeć.
-Nie tato! To piecze, nie chce wody utlenionej. – zeskoczyła z blatu.
-Nie wygłupiaj się Emily, muszę. Poszczypię tylko trochę. – podążyłem za nią.
-Nie chce, proszę. - zaczęła mi uciekać.
-Emily Izabello Clifford i tak Cię złapię. – oczywiste było, że dziewczynka pobiegła do swojego pokoju. Gdy do niego wszedłem nikogo w nim nie było. Od razu skierowałem się w stronę białej szafy, gdy ją gwałtownie otworzyłem, dziewczynka zaczęła piszczeć i krzyczeć. Podniosłem ją i skierowałem się do pomieszczenia w którym byliśmy jeszcze przed chwilą. Gdy dziewczynka zauważyła, gdzie się kierujemy nie dość, że zaczęła krzyczeć głośniej to jeszcze kopać.
-No nie maż się tak. – zacząłem. – Bo powiem Andy'emu jaką histerię odstawiłaś. – zagroziłem.
Dziewczynka automatycznie przestała się wyrywać i krzyczeć, a zastąpiło to ciche pochlipywanie. Chwyciłem w rękę wodę utlenioną i nalałem trochę na wciąż niezaschniętą ranę.
-Tato zabierz, to boli. – znów wybuchła płaczem.
-Zaraz przestanie. – rana strasznie się pieniła, polałem jeszcze trochę, a na koniec przemyłem czystą wodą, wyciągnąłem plaster i zakleiłem rankę.
-Było tak strasznie? - zaśmiałem się.
Dziewczynka nic nie odpowiedziała, ale zamiast tego wtuliła się w moją szyję.
^.^.^.^.^.^.^
Najdłuższy rozdział! 716 słów.
Biedna Emily . :(
Przepraszam za błędy i dziękuje za votes i kom. (chociaż ostatnio jest ich mniej, co mnie smuci :( )