Trzy słowa

30 3 0
                                    

Okropnie bolała mnie głowa. Chciałam podnieść rękę, ale napotkałam opór. Powoli otworzyłam oczy.
Gdzie ja jestem?!
Chciałam się ruszyć, ale miałam związane ręce i nogi. A... No i byłam przywiązana do krzesła.
- W końcu się obudziłaś. - rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale żarówka nie dawała zbyt wiele światła, przez co nie widziałam osoby, która mnie tu przetrzymywała.
- Gdzie jesteśmy?
- Tam gdzie chciałaś.
- Czyli? - co to za głupie hierki?!
- Jak ci powiem, to nie będzie zabawy. - zaśmiał się.
- Po co mnie tu zaciągnąłeś?
- Sama chciałaś.
- Nie pamiętam, żebym chciała zostać porwana. Kim jesteś? - powiedziałam po chwili.
Chłopak podszedł bliżej i stanął w świetle żarówki.
- Chase? - ledwie wydusiłam to z siebie.
- Znalazłaś mojego pendrive'a. Nie mogłem tak tego zostawić. Więc przyprowadziłem cię w to miejsce. Jeszcze nie domyślasz się, gdzie jesteśmy? - zaśmiał się. Czułam gęsią skórkę na rękach.
- To... - przypomniałam sobie naszą ostatnią rozmowę. Chciałam zobaczyć skąd wychodzą nowe roboty.
- Dokładnie. Ale ponieważ już cię tu przyprowadziłem, to chętnie ci coś opowiem. I tak nikomu tego nie powiesz. - znów zaśmiał się złowrogo. Miałam ochotę rzucić się z mostu. Pokazałam temu człowiekowi nasz azyl... - Rozumiem, że Liam opowiedział ci nieco o powstaniu robotów. Poznałem jego ojca zaraz, gdy się tam zatrudniłem.
- To ty podrzuciłeś im wirusa. - Al uśmiechnął się. - To przez ciebie tyle ludzi zginęło. - zaczęłam się wyrywać, przez co zaczęły mnie szczypać nadgarstki.
- Widzę, że dużo wiesz. Nawet Nora tego nie wie.
- Jak mogłeś?!
- Już słoneczko. Nie bądź taka nerwowa. Wszystko ci wyjaśnię. Pracowałem dla konkurencji, a oni chcieli pokazać, że te maszyny przyniosą na nas zagładę. Napisałem idealnego wirusa. Miałem go dostarczyć i włączyć. Oczywiście nikt nawet nie pomyślał, że mógłbym wnieść coś takiego do siedziby. Chwilę później nie mieli kontroli nad programem. Stracili wiele w oczach całego kraju.
- Tyle ludzi zginęło przez waszą chorą zazdrość?! Bo nie mogliście znieść sukcesu konkurencji?! To się nazywa morderstwo! - byłam tak wściekła, że łzy ciekły mi po policzkach. Czułam jak gotuję się w środku.
- Zginęli tylko ci, którzy musieli. Jeśli inni się poddadzą, to przeżyją. Waszej grupie rebeliantów też damy szansę. Wystarczy tylko się poddać, a odzyskają domy, rodziny i wszystko co stracili.
- Nie wszystko. Zmarłym życia nie wrócisz. Liam nigdy się na to nie zgodzi! - kiedy tylko wykrzyczałem ostatnie zdanie wymierzył cios w mój prawy policzek. Aż syknęłam z bólu.
- Sama się przekonasz. Liam nie będzie zgrywał bohatera, bo nie zagwarantuje nikomu bezpieczeństwa. Ale ja mogę im to dać. Nikt za nim nie pójdzie, a i on porzuci ten bezsensowny pomysł. - chwycił mnie za podbródek i mocno pociągnął tak, żebym na niego spojrzała. - Wiesz co? Szkoda takiej buźki. Nie chcę cię zabijać, więc jeśli będziesz współpracować i przekonasz wszystkich, że walka nie ma najmniejszego sensu, to zadbam, żebyś przeżyła. - pocałował mnie, ale natychmiast tego pożałował. - Ugryzłaś mnie! - chociaż coś mogłam zrobić. - Zastanów się, kochanie. - postanowiłam zrobić jeszcze jedną rzecz. Splunęłam mu w twarz. Nie żałowałam tego nawet, gdy udeżył mnie w drugi policzek. - Wrócę jutro. Zobaczymy, czy zmienisz zdanie. - Al ruszył prawdopodobnie do wyjścia.
- Nie licz na to! - krzyknęłam zanim zupełnie straciłam go z oczu.
***
Al jak powiedział, tak zrobił. Spędziłam wiele godzin w zupełniej ciemności, bo gdy wyszedł zgasił jedyną żarówkę. Na początku starałam się uwolnić, jednak skutkowało to jeszcze większym bólem. Chciałam roztrzaskać krzesło, ale było niezniszczalne. Podejrzewam, że w trakcie tej nierównej walki zagwarantowałaby sobie kilka siniaków.
Kiedy trzeci raz leżałam na ziemi, a krzesło było nadal całe, postanowiłam odpuścić. Niepotrzebnie traciłam energię.
Gardło piekło mnie z pragnienia, a brzuch burczał. Chciałam spać, ale pozycja była tak niewygodna, że nie kogłam zmrużyć oka. W końcu jakimś cudem mi się udało.
***
- Jakie to zimne! - dostałam lodowatą wodą w twarz. Idealna pobudka.
- Przemyślałaś moją propozycję? - tym razem było zupełnie ciemno. Dopiero po chwili zobaczyłam sylwetkę chłopaka.
- Zdania nie zmienię.
- Jesteś okropnie uparta.
- Nie każdy przyjmie twoją ofertę z otwartymi ramionami. - uśmiechnęłam się do niego.
- Zdążyłaś zauważyć, że dotrzymuję słowa. Zawsze. Wystarczy tylko jedno słowo. - zbliżał się do mnie z każdym wypowiedzianym słowem. W końcu stanął za mną i nachylił się. - Powiedz to, Chloe. Wiem, że chcesz. - szepnął mi do ucha.
Zacisnęłam zęby.
- Skoro jeszcze się nie zastanowiłaś... Do zobaczenia jutro.
Byłam tak wściekła, że kiedy Al wyszedł zaczęłam krzyczeć i płakać.
Kiedy się uspokoiłam powiedziałam sobie: pora na plan. Muszę się stąd wydostać, ale tylko Chase może mnie uwolnić. Może uda mi się go zmylić.
***
- Kolejny dzień, to samo pytanie. - tym razem nie zmrużyłem oka. Potrzebowałam snu, ale na pierwszym miejscu było dokładne dopracowanie planu.
- Zgadzam się. - te dwa słowa ledwo wyszły z moich ust. Ale nie było wyboru.
- Słucham? - podszedł bliżej.
- Słyszałeś. - nie byłam w stanie tego powtórzyć.
- Mam ci tak po prostu uwierzyć? Jaką mam pewność, że nie chcesz wykorzystać mojej dobroci?
Dobroci?!
- Udowodnię ci, ale potrzebuję rąk.
Chwilę stał w miejscu, pewnie zastanawiał się co robić, ale w końcu uwolnił mi ręce.
- Stań tuż przede mną. Bliżej. - zrobił krok. - Bliżej. Jeszcze bliżej.
W końcu stał już na tyle blisko, że mogłam go dosięgnąć. Wiedziałam, że nie mogę się zastanawiać, nie mogę się zawahać. Pocałowałam go w usta. Wyobraziłam sobie ten moment, gdy całowaliśmy się z Liamem w kuchni. Myślałam o tym, jak wiele ich różni. I, że zdecydowanie wolę, gdy całuje mnie Liam.
Odsunęłam się od Ala.
- Wystarczy? - spytałam. Chłopak nic nie odpowiedział, ale chwilę później mogłam chodzić. Pora na numer dwa.
- Chodźmy. - wziął mnie za rękę i oprowadził po tym upiornym miejscu.
***
- Kochana. - powiedział Al po kolacji. - Teraz czas na Liama. Musisz go przekonać, żeby się poddali.
- Mam do nich wrócić? - czyżby to było takie proste?
- Nie! - no tak... - Nagramy film, który mu podrzucę. Powiesz mu, że powinien zrobić to co ty i uratować innych. Najlepiej zacznijmy już teraz. - poprowadził mnie do innego pokoju, posadził na kanapie, a sam usiadł naprzeciw mnie z kamerą.
Miałam nadzieję, że Liam nie uwierzy w te bzdury, które będę tu wygadywać. Wtedy przypomniałam sobie o jednej rzeczy. Razem z Mel wymyśliłyśmy kiedyś kod, dzięki któremu "czytałyśmy między wierszami". A właściwie co dwa słowa.
- Liam. To nie wojna. Wierz mi. - mogłam wykorzystać to, że miałam iść na żywioł. - Może to nie jest dobre. Prawda... - dobrze, że miałam czas na myślenie, gdy byłam zamknięta. Może zdanie nie miały składu i ładu, ale liczyłam, że Chase nie zwróci na to uwagi. Pokazałam do kamery trzy palce. To był znak, że kończymy mówić kodem. - Przeżyjecie jeśli się poddacie. To jedyny i najlepszy pomysł. Liam... Ja już to zrobiłam. Liczę, że pójdziecie za moim przykładem i się spotkamy. Czeka na was nagroda.
Al wyłączył kamerę.
- Na początku niemrawo, ale końcówka już była niezła. Teraz tylko na płytkę i wracam na śniadanie.
Chłopak pocałował mnie w czoło i wyszedł.
- Pokażę ci twój pokój. - okropnie mnie wystaszył wracając.
Zaprowadził mnie do jednego z pokoi. Zobaczyłam pościelone łóżko, trochę ciuchów.
- Łazienka jest za tymi drzwiami. - wskazał na pierwsze drzwi, których nie zauważyłam. - A za tymi jest mój pokój. - uśmiechnął się. Mimo ogromnej niechęci odwdzięczyłam mu się tym samym. - Miłych snów, słońce. - wyszedł i zamknął drzwi na klucz.
Wykąpałam się porządnie. Starałam się zmyć Chase'a z siebie. Kiedy tylko moja głowa przywitała się z poduszką odpłynęłam w świat snów.
Obudził mnie zapach naleśników. Umyłam się i spojrzałam na ubrania, które zostawił Al. Nic do mnie nie pasowało. Same krótkie spódniczki, obcisłe bluzki...Masakra. W końcu jednak musiałam się w coś ubrać, bo przecież nie mogłam zostać kolejny dzień w tych samych ciuchach. Wybrałam granatową spódniczkę, która wydawała się ze wszystkich najdłuższa i białą bluzeczkę z krótkim rękawem. Chwyciłam za klamkę, żeby wyjść z pokoju, ale natrafiłam na opór. Nadal byłam zamknięta. Spróbowałam wejść do pokoju Ala. Udało się. Jednak ten pokój nie miał więcej drzwi. Usiadłam zrezygnowana na jego łóżku i czekałam.
- Chloe. Widzę, że już wstałaś. - chłopak wszedł ze śniadaniem na tacy. - Chciałem ci podać śniadanie do łóżka i czuję się zawiedziony.
- Ja też czuję się zawiedziona widząc jakie ubrania dla mnie zostawiłeś.
- Przecież wyglądasz bardzo ładnie, więc nie wiem o co ci chodzi. - wskazał na stół i postawił tam tacę. - Smacznego.
***
- Dostarczyłeś płytę Liamowi? - spytałam.
- Tak.
- Oglądał ją już?
- Nie. Ale ją zauważył, więc myślę, że to kwestia czasu...
Usłyszeliśmy okropny huk. Chase nastychmiast wybiegł zostawiając otwarte drzwi. Postanowiłam z tego skorzystać. Wybiegłam na korytarz i otwierałam wszystkie drzwi. Budynek był ogromny... W końcu byłam tak zmęczona, że zamieniłam bieg na chód. Po jakimś czasie usłyszałam głosy. Ruszyłam w tym kierunku i wtedy zza zakrętu ktoś się wyłonił i celował prosto we mnie. Nie zdążyłam nic powiedzieć. Dostałam w ramię. Słyszałam, że ktoś krzyczy, ale nic nie rozumiałam. Ktoś do mnie podbiegł, coś powiedział, coś robił z moim ramieniem i wziął mnie na ręce. Później nic nie pamiętam.
***
- Pączuszku. Obudź się proszę.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam Liama. Klęczał obok kanapy w salonie, na której leżałam, i trzymał mnie za rękę. Nie widział, że się obudziłam.
- Pączuszku? Czy jestem aż tak gruba? - spytałam zachrypniętym głosem. Liam natychmiast mnie uścisnął. - Auu... - syknęłam.
- Przepraszam. Po prostu jestem głodny. Przecież nie jesteś gruba. - zaśmiał się. Nadal mnie nie puścił. - Tak się o ciebie bałem. Oglądałem ten filmik. Mel rozpoznała wasz kod. Natomiast ja poznałem miejsce. Bywałem tam kilka razy z moim ojcem. Ale niestety Nora cię postrzeliła. Mam nadzieję,mżawka nie specjalnie...
- A co z Alem?
- Lucas się nim zajął. Już go nie zobaczymy.
- To on wprowadził wirusa...
- Domyśliłem się. Ale nie myśl już o tym. Jesteś głodna?
- Bardzo.
- W takim razie zaraz wracam.
Chciałam wstać, ale ramię nadal bolało. Moją uwagę przykuło moje ubranie. Nie byłam już w mini, ale miałam na sobie spodnie dresowe, które na pewno nie są moje. Usiadłam.
- Smacznego. - Liam wrócił z kanapkami i sokiem pomarańczowym. Uśmiechnęłam się.
Znowu byłam w domu.

RobotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz