No to zaczynamy

86 4 2
                                    

- Czeeeść. - zawołała Mel, a następnie przytuliła mnie.
- Hej.
- I co z inwazją? - zaśmiała się.
- Hahaha... Bardzo śmieszne.
- Chodźmy coś zjeść.
Poszłyśmy do McDonalda. Po otrzymaniu zamówienia usiadłyśmy przy stoliku przy oknie.
Rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się, aż w końcu zauważyłam, że wszyscy ludzie za oknem biegną w jedną stronę.
- Zobacz. - powiedziałam do Melanie. - Dokąd oni wszyscy biegną?
Wzruszyła ramionami.
- Wyjdźmy zobaczyć.
Odniosłyśmy tace i wyszłyśmy na zewnątrz. Wtedy zobaczyłyśmy dlaczego ludzie biegli, a właściwie uciekali. To był robot wysokości wieżowców. Zamiast oczu miał lasery, którymi co jakiś czas strzelał w uciekających ludzi. Maszyna kierowała się prosto na nas.
- Co to jest?! - krzyknęłam, gdyż robot wydawał potworne dźwięki idąc.
- Nie mam pojęcia.
Spojrzałyśmy na siebie z przerażeniem.
- Inwazja. - powiedziałyśmy równocześnie.
Odwróciłam wzrok w kierunku robota. Był coraz bliżej, a ja nie mogłam się ruszyć. Byłam jak sparaliżowana. Czułam, że ktoś ciągnie mnie za rękę, ale ja nadal wpatrywałam się w maszynę. Słyszałam, że ktoś krzyczy, woła mnie, ale to wszystko było przytłumione. Automat był coraz bliżej. Kiedy znalazłam się w jego zasięgu ktoś mnie wziął na ręce i zaczął biec. Zbiegł po schodach i postawił na ziemi, aby otworzyć drzwi. Następnie wepchnął mnie do środka, za mną weszło jeszcze kilka osób, a następnie słyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Chwilę później nastąpił wybuch. Był tak głośny, że musiał nastąpić niedaleko.
- Co ty sobie myślałaś?! - to była Mel. Zaczęła mną potrząsać. - Życie ci nie miłe?
- Ja...
- To nie było zbyt mądre. Dobrze, że akurat przechodziłem, bo inaczej obie byście zginęły. - nie znałam tego głosu. Odwróciłam się w jego kierunku i... O rany! To był chłopak z moich marzeń. Stał w świetle jednej z niewielu żarówek znajdujących się w tej... Hmm... Piwnicy?
Ciemne krótkie włosy, czarne oczy, lekko umięśniony i wysoki. Ubrany był w czarny T-shirt i granatowe jeansy.
Mam nadzieję, że nie przyglądałam mu się z otwartą buzią...
Spojrzał mi w oczy, a ja szybko odwróciłam wzrok. Czułam, że robię się czerwona na policzkach nie tylko ze stresu, że mi się przygląda, ale też ze wstydu, że musiał mnie nieść na rękach.
- Jestem Liam. - odważyłam się na niego spojrzeć. Na szczęście rozglądał się po pomieszczeniu, jakby oceniał kto z nim wszedł. Było nas może dziesięcioro. - Zaczęła się inwazja robotów. To co dzisiaj widzieliście, to dopiero początek. Od teraz ten kto wyjdzie na zewnątrz umrze. Razem z innymi chcemy uratować ludzkość, ale potrzebujemy więcej ludzi. Czy pomożecie?
Inni zaczęli potakiwać, a ja odwróciłam się do Mel.
- Jak mam pomóc. Przecież nie umiem walczyć, szybko biegać, nie jestem maniakiem komputerowym. Co ja mogę dać?
- Liam? - odezwała się głośno przykuwając jego uwagę. - Większość ze zgromadzonych tu, to mężczyźni. Co my - wskazała na nas - możemy zrobić, żeby wam pomóc? Raczej nie nadajemy się do walki czy ucieczki.
- Każda para rąk się przyda. Poza tym przejdziecie szkolenie. - podszedł do nas. - Jeśli oczywiście zechcecie zostać.
Kiwnęłam głową.
- Dobrze. - powiedział odchodząc. - Więc chodźmy.
Odsunął dywan. Pod nim był ukryty właz. Otworzył go i wszedł do środka. Razem z Mel weszłyśmy na końcu. Za nami był tylko kolega Liama, który zamknął jedyną drogę odwrotu.
Tak strasznie się bałam. Przecież nie zrobią ze mnie wojowniczki. Nie jestem wytrzymała, szybko się męczę. Na wf-ie najbadziej lubiłam grać w siatkówkę. Nigdy nie lubiłam biegać. Kiedy zobaczą jaka jestem marna pozbędą się mnie.
Tunel zaczął się zmniejszać. Na początku szlam wyprostowana, teraz musiałam iść na czworakach. Ehh... Moje ulubione jeansy...
W końcu pojawiła się drabina. Gdy po niej weszłam zobaczyłam, że jesteśmy znów w piwnicy. Liam zaprowadził nas na górę. Wtedy zobaczyłam, że wnętrze wygląda bardzo podobnie do mojego domu. Musieliśmy być w mojej dzielnicy, gdyż wybudowali tu czterdzieści identycznych.
- Melanie? - szepnęłam.
- Tak?
- Jesteśmy niedaleko mojego domu.
- Skąd to wiesz?
Powiedziałam jej to, co przed chwilą sama ustaliłam.
- Liam?!
Chłopak podszedł do nas.
- Kto tu mieszka?
- Moja dziewczyna. Dlaczego pytasz?
- Bo dom Chloe jest niedaleko stąd.
- Wiem.
- Wiesz?
Byłam zaskoczona. To on mnie znał? Nadal się nie odzywałam.
- Kiedyś wracałem razem z moją dziewczyną i Chloe wysiadła na tym samym przystanku co my. Dlatego podrzuciłem jej w nocy kartkę z ostrzeżeniem, ale jak widać zignorowała to.
- Przepraszam. - powiedziałam nie patrząc na niego. - Skąd mogłam wiedzieć, że to prawda?
- Czekaj, czekaj. - odezwała się Mel. - W nocy porzuciłeś jej kartkę?
- Tak. Przez okno.
- Skąd wiedziałeś które? - dalej drążyła temat.
- Zgadywałem.
- A jak dostałeś się na pierwsze piętro?
- Istnieje coś takiego jak drabina, moja droga.
- Jestem Melanie. - wyciągnęła rękę. Uścisnął ją i odszedł.
- Musiałaś go tak przepytywać? - szepnęłam.
- Mówiłam, że jakiś przystojniak ci podrzucił ten papier? Miałam rację.
- Słyszałaś, że jest zajęty.
- Skoro to właśnie Ciebie zauważył w autobusie, to coś znaczy. Może już niedługo.

RobotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz