Cisza

35 2 0
                                    

Tym razem szłam. Nie wiedziałam gdzie, nie miałam dokąd.
Znalazłam wejście do tunelu. Bez zawahania weszłam do środka.
Kiedy dotarłam do rozwidlenia skręciłam w lewo. Miałam nadzieję, że doprowadzi mnie to do centrum.
W końcu pojawiła się drabina. Weszłam po niej i pchnęłam "drzwiczki". Rozejrzałam się, ale nikogo nie było. Wyszłam i zamknęłam za sobą tunel. Najciszej jak potrafię podeszłam do drzwi. Były zamknięte, więc roboty tu nie weszły. Lekko je otworzyłam. Utwierdziło mnie to, że jestem sama. Dom był zburzony. Przypomniałam sobie dźwięk wybuchu, gdy szliśmy tunelem. To wszystko wyjaśnia. Pełno gruzu - tyle zostało z większości budynków w centrum.
Ruszyłam przed siebie.
Po pewnym czasie usłyszałam ten potworny dźwięk, który oznaczał, że zbliża się do mnie robot. Schowałam się za pozostałością ściany i chwyciłam kawał gruzu. Był dosyć ciężki, ale potrzebowałam broni, a ten duży kamień się do tego nadawał.
Czułam jak z każdą sekundą serce bije mi coraz szybciej. W końcu go zobaczyłam. Szedł powoli i wiedziałam, że mnie nie zauważył. Kiedy poszedł dalej wyłoniłam się i zaczęłam uderzać go kamieniem, aż w końcu przestał się ruszać. Maszyna nie żyła, jeśli można powiedzieć, że roboty żyją. Z uśmiechem ruszyłam dalej.
Szlam ulicami, które jeszcze niedawno były pełne ludzi. Miejsca, które tętniły życiem były teraz kompletnie puste.
Nim zauważyłam znalazłam się w jednym z centrum handlowych. A przynajmniej w tym, co z niego zostało. Rozglądałam się wokół. Widziałam ludzi przygniecionych gruzem, trafionych z broni robotów. Szukałam żywych, ale nikogo nie znalazłam. Weszłam po nieruchomych ruchomych schodach. Jeśli już wchodziłam do centrum handlowego i nie szlam do kina, to były tylko dwa miejsca, które wtedy odwiedzałam: moją ukochaną księgarnię i stoisko z Bubble Tea. Na ulubiony napój raczej nie miałam co liczyć, więc weszłam do księgarni. Przewrócone półki z książkami to wszystko, co zostało.
Zaczęło się robić ciemno, więc postanowiłam, że tu zostanę. Poszłam jeszcze do sklepu po sok pomarańczowy, który zawsze poprawiał mi humor, coś do jedzenia i plecak. Może być później potrzebny. Następnie wróciłam do księgarni i weszłam za ladę. Zjadłam paczkę krakersów, wypiłam sok i położyłam się na ziemi. Było już zupełnie ciemno, jednak sen nie przychodził. Gdy zamykałam oczy widziałam twarze tych, których zostawiłam za sobą. Liam, który był dla mnie taki miły, moja przyjaciółka Mel, mama i, co najdziwniejsze, Nora. Jej śmiech, kiedy sprawiała mi ból. Ale co do jednego miała rację. Dlatego odeszłam. Byłam kulą u nogi i bałam się, że to właśnie u nogi Liama. Nie mogłam pozwolić, żeby coś mu się stało z mojej winy. Nie darowałabym sobie tego.
Obudziły mnie promienie słońca. Spojrzałam na zegarek, który nadal miałam na ręce. 8.00. Nie wiedziałam, co robić cały dzień. Jednak nie zamierzałam bezczynnie siedzieć. Poszłam do toalety, a następnie do sklepu. Ktoś był tu w nocy, bo ubyła spora część produktów. Znalazłam coś dla siebie i oczywiście sok, tym razem grejpfrutowy i ruszyłam w miasto.
Znów nie natknęłam się na nikogo żywego. Odwiedziłam miejsca tak dobrze mi znane, a teraz tak obce. Widziałam rodziny zasypane gruzem, ulice były całe we krwi. Szlam tak jakiś czas, aż zaczęło mi burczeć w brzuchu. Spojrzałam na zegarek. 17.30... Odwiedziłam najbliższy sklep, a następnie chciałam wrócić do miejsca, w którym spędziłam noc. Zanim tam dotarłam było już ciemno, gdyż nie działała ani jedna latarnia. Ułożyłam się w tym samym miejscu i tym razem szybko zasnęłam.
Obudził mnie ukochany dźwięk. Robot był w księgarni. Cicho wsunęłam się głębiej pod ladę starając się uspokoić oddech. Słyszałam jak maszyna przechadza się po pomieszczeniu. Raz bliżej mnie, innym razem dalej. Wtedy postanowiłam, że muszę mieć broń. I muszę nauczyć się jej używać, co może nie być takie łatwe. Ale skoro Liamowi udało się mnie nauczyć choć trochę walczyć, to jestem w stanie nauczyć się strzelać.
Robot w końcu wyszedł. Odetchnęłam z ulgą i wyjrzałam ponad ladą. Nikogo nie było. Opadłam na ziemię i zasnęłam.
Rano znów wyjrzałam ponad ladę i na szczęście robotów nie było. Jednak byłam tak wystraszona,że chwyciłam gruby i bardzo ciężki tom encyklopedii. Tak na wszelki wypadek.
Wiedziałam, że nie mogę już tu zostać. Roboty patrolują miasto, więc potrzebuję lepszej kryjówki.
Ruszyłam przed siebie. Musiałam wyglądać naprawdę komicznie z encyklopedią w ręce, ale wtedy nie zastanawiałam się nad tym.
Kiedy tak szłam oddalając się od tych na których mi zależało zauważyłam pistolet. No, nie. To jakieś żarty. Broń, o której tak myślałam przez ostatnie godziny nagle pojawiła się przede mną. W pierwszej chwili wymieniłam encyklopedię na pistolet, ale zdałam sobie sprawę, że nie wiem czy potrafię strzelać, dlatego schowałam go do plecaka, a w dłoniach zostawiłam encyklopedię.
Znów odwiedziłam sklep, mimo że nie podobało mi się, że kradnę, ale wiedziałam, że potrzebuję jedzenia. Gdy miałam pełny plecak ruszyłam na poszukiwania miejsca do spania, gdyż robiło się już ciemno. Jednak zanim wyszłam moją uwagę przykuł zeszyt. Tak, zeszyt formatu A4, 100 kartkowy, który na okładce miał zdjęcie mojego miasta. A przynajmniej tego, jak kiedyś wyglądało. Chwyciłam go i właśnie dlatego możesz, drogi czytelniku, prześledzić moją historię.
W końcu udało mi się znaleźć idealne miejsce. Zanim odpłynęłam widziałam przed oczami smutną twarz Liama.
- Tęsknię za Tobą. - powiedziałam i zasnęłam.
Kolejne dni mijały podobnie. Gdy roboty odnajdywały moją kryjówkę, to albo uciekałam przed nimi, albo z nienacka atakowałam grubym tomem. Tak pozbyłam się może pięciu maszyn.
Byłam już wiele dni sama, zgubiłam rachubę przy piętnastu. Przypomniałam sobie, że mam pistolet w plecaku, ale na razie nie miałam gdzie ćwiczyć. Narobiłabym za dużo hałasu, a nie chciałam, żeby androidy mnie znalazły. Nie poradziłabym sobie z więcej niż jednym naraz.
Po kolejnych kilku dniach zauważyłam, że kieruję się w stronę mojego domu. Po namyśle stwierdziłam, że jest to jakiś pomysł. Może nie spotkałabym tam maszyn i mogłabym przetestować moje umiejętności strzeleckie. Wiedziałam, że Liam nie skorzysta z tunelu prowadzącego do domu Nory. Nie było szans, żeby tu wrócił.
Stanęłam przed tym, co kiedyś było drzwiami mojego domu. Weszłam do środka i zajrzałam do każdego pomieszczenia. Nie pomyliłam się. Nie spotkałam tu ani jednego robota, a domy nie były zrównane z ziemią. Poza zniszczonymi drzwiami, kilkoma wybitymi oknami i splądrowanej lodówki nie widziałam zniszczeń.
W piwnicy tata zostawił kiedyś deski, więc postanowiłam zabić wejście. Tak na wszelki wypadek.
Pewnie się zastanawiasz, jak niby taka słaba osóbka jak ja ma niby przybić deski. Kiedyś byłam harcerką. Może byłam tylko na jednym obozie, ale przed nim tata nauczył mnie wbijać gwoździe i na wyjeździe byłam w tym naprawdę dobra. Dlatego chwyciłam deski, gwoździe, młotek i na tyle, ile to było możliwe zakryłam wejście. Następnie rozłożyłam moje łóżko, położyłam się w nim i zasnęłam.
Kolejne dni spędziłam w domu wychodząc tylko w poszukiwaniu jedzenia. W końcu, z nudów, wysyłałam wszystko w plecaka. Oprócz zeszytu i resztek krakersów wypadł pistolet. Spojrzałam na niego i nie wiedziałam co mam zrobić. Chwyciłam w dłoń i odbezpieczyłam (skąd wiedziałam co robić? Chyba naoglądałam się seriali kryminalnych...). Wykonałam jeden strzał w misia na drugim końcu pokoju. Trafiłam idealnie w oko.
- Zabiłam misia... - zaśmiałam się żałośnie. - Jestem super.
Postanowiłam więcej nie próbować. Może pod presją będę w stanie trafić w maszynę.
Kolejne dni mijały tak samo. I gdyby nie to, że byłam w domu sama, pomyślałabym, że wróciłam do swojego dawnego, nudnego życia.

RobotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz