Zdecydowanie za wcześnie

39 3 0
                                    

- Chloe?!
Potrząsnęłam głową, aby powrócić do rzeczywistości. Liam machał mi ręką przed oczami.
- Tak?
- Słyszałaś co mówiłem?
- Tak. - spojrzał mi w oczy. - No, dobra... Nie wiem co mówiłeś. Zamyśliłam się.
- Mówiłem, że idzie ci coraz lepiej. I jestem naprawdę zadowolony.
- Z siebie? - zaśmiałam się.
- Przeszkadza ci to? Nie mogę być dumny z siebie? W końcu jestem świetnym nauczycielem.
- Z grzeczności nie zaprzeczę. - odwróciłam się do niego plecami, aby ubrać buty i wtedy poczułam na plecach strumień wody. Odwróciłam się. Liam stał z wężem ogrodowym wycelowanym prosto we mnie. Uśmiechał się od ucha do ucha. Chwyciłam butelkę z wodą i ruszyłam w kierunku Liama.
Po naszej bitwie byłam cała mokra. Ze śmiechu leżałam na macie i próbowałam złapać oddech. Liam stał obok mnie wykręcając koszulkę. Po tym jak udało mi się wyrwać mu z rąk wąż oblałam go od stóp do głów.
Żałowałam tylko jednego. Miałam na sobie jasną bluzkę, która pod wpływem wody stała się przezroczysta.
Kiedy się uspokoiłam Liam usiadł obok mnie. Oparł się na rękach i patrzył przed siebie. A ja wpatrywałam się w niego. Z wyrazu twarzy odczytałam, że się nad czymś zastanawia.
- O czym myślisz? - czy powiedziałam to głośno?!
- Co jeśli to wszystko na nic? Co jeśli nic nie możemy zrobić? - mówił nie patrząc na mnie. - Myślę tak za każdym razem, gdy widzę tu moich znajomych. Mają nadzieję w oczach. Ale boję się, że może nawet tego nie mogę im dać. Że nie ma już dla nas nadziei...
- Nie myśl tak. - usiadłam nadal na niego patrząc. - Nadzieja umiera ostatnia, jak mówią. - uśmiechnął się i spojrzał na mnie. - Dopóki my tu jesteśmy, a ty nas prowadzisz jest nadzieja. Uwierz w to. Poradzimy sobie z tym, bo jesteśmy tu razem.
Nagle przytulił mnie. Może nie trwało to długo, ale mi wystarczyło. O rany, rany, rany!
- Pójdę już. - powiedziałam wstając.
- Dziękuję! - powiedział zanim wyszłam.
Wróciłam do domu i poszłam się wykąpać. Później chwyciłam laptop i wyszłam na ogród. Postanowiłam odwiedzić Facebooka. Dawno nie czytałam, co ludzie porabiają... Jako pierwszy był post ze zdjęciem tego wielkiego robota, którego widziałyśmy z Melanie w centrum. Wstawiła je dziewczyna z mojej dzielnicy. Napisała: "Już tu są!".
***
- Liam! Liam! - wolałam, gdy tylko weszłam do domu Nory.
- Chloe? Co się stało? - zbiegł po schodach i stanął przede mną. Nie mogłam wykrztusić słowa. Gdy tylko to przeczytałam ruszyłam biegiem o tym powiedzieć. Brakowało mi tchu. Oparłam ręce na kolanach.
- Roboty... są... tu... - udało mi się powiedzieć.
- Skąd wiesz?
- Laptop...
Liam pobiegł na górę, a chwilę później wrócił z laptopem w rękach. Postawił go na blacie w kuchni. Na szczęście zdążyłam odzyskać trochę sił, więc podeszłam i zalogowałam się. Następnie pokazałam Liamowi post. Patrzył na zdjęcie z otwartymi ustami przez dłuższą chwilę.
- To za szybko. - szepnął. Następnie zwrócił się do mnie. - Skąd wiesz, że już tu są?
- Poznaję te domy. Są na drugim końcu dzielnicy. Poza tym dziewczyna, która to wstawiła właśnie tam mieszka.
- Liam, co teraz? - spytała Nora.
- Musimy zacząć wcześniej. - odpowiedział nadal patrząc na zdjęcie.
- Oni nie są gotowi! - zaczęła krzyczeć.
- Nie mamy wyboru! - spojrzał na nią. Też był okropnie zdenerwowany. - Chloe. Musicie się tu przenieść. Wszyscy. Tylko w tym domu jest tunel. Weźcie ze sobą wszystko, co tylko dacie radę unieść. Nadchodzą...
***
Znów musiałam biec. Nogi bolały mnie potwornie, ale musiałam się spieszyć. Nie zostało dużo czasu.
- Zbieramy się! - krzyknęłam wchodząc do domu. - Weźcie wszystko, co możecie. Przenosimy się do Nory.
Wszyscy zrobili to, co powiedziałam. Mel, mama i ja wyszłyśmy ostatnie.
- Już tu są? - spytała Melanie.
Kiwnęła głową.
- Musimy się pospieszyć.
W połowie drogi usłyszałam ten dźwięk... Ten sam co w centrum... Spojrzałam w tym kierunku i upuściłam wszystko co trzymałam. Widziałam lasery. Przypomniałam sobie ile osób zginęło w mieście...
- Chloe! Rusz się!
Tym razem Liam nie mógł mnie uratować i na szczęście nie musiał. Szybko się ocknęłam, pozbierałam upuszczone przedmioty i pobiegłam za resztą.
Ten dźwięk... Ocieranie metalu o metal, gdy roboty się przemieszczały... Przyprawiało mnie to o gęsią skórkę. Najgorsze jednak było to, że się zbliżał. Odwróciłam się w kierunku robotów. Były już na końcu ulicy, a moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Tyle biegania... Miałam już dość. Nie mogłam złapać tchu i to nie tylko przez bieg. Byłam tak wystraszona.
Mel i mama już dawno zniknęły mi z oczu, a ja opadałam z sił. Dom Nory nadal był daleko i nie dam rady tam dobiec. Ostatni raz odwróciłam się i zobaczyłam, że nie mam szans. Podbiegłam do drzwi najbliższego domu. Na szczęście były otwarte. Weszłam do środkam i zatrzasnęłam drzwi. Szybko przeszłam się po całym domu. Zamknęłam wszystkie okna. W środku byłam sama. Podeszłam do drzwi wejściowych i spojrzałam przez wizjer. Zobaczyłam... Jak to nazwać? Nogę robota? Czy tak się mówi? W każdym razie android zmierzał w kierunku domu Nory. Mam nadzieję, że mama i Mel zdążyły...

RobotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz