2. Lily

2.8K 282 26
                                    


[z perspektywy Lily Evans- pyskatej pani prefekt i szkolnego łakomczucha, czyli mnie!]

Mamy nową dziewczynę w zamku! I to w naszym wieku, łał, to nie zdarza się często. Nie udało mi się z nią porozmawiać podczas uczty, niestety za szybko z niej wyszła. A teraz ciągle siedzi sama i jara fajki, a Syriusz lata dookoła niej jak nakręcony. W sumie ona wygląda jak damska wersja Syriusza przez tą skórzaną kurtkę. No, ale starczy już o niej. Ale się objadłam podczas uczty. Tyle pyszności, tęskniłam za dyniowymi ciasteczkami i kolorowymi, małymi torcikami. Uwielbiam słodycze! Tak szybko wcinałam, że nie zdążyłam się nawet przywitać ze wszystkimi znajomymi. Alice Carter, dziewczyna z mojego dormitorium, a także moja bliska koleżanka, tylko uśmiechała się widząc moje poliki pełne jedzenia. Będę musiała ją przeprosić za ten brak kultury i poświęcić jej chwilę, by poplotkować o wakacjach. Martwię się o moją kochaną, najlepszą przyjaciółkę Wendy. Przez wakacje schudła bardzo dużo, chyba kilkanaście kilo istała się bardzo markotna. Zawsze była raczej wycofana, ale teraz czuję, że coś jest bardziej nie tak niż zwykle. Bidula siedzi obok mnie i szkicuje własne stopy, mówi, że to pomaga jej wyćwiczyć rękę i dopracować anatomię człowieka. Czyż nie jest przesłodka? Objęłam ją ramieniem i spytałam z uśmiechem:
-Wendy, malutka. Tak dawno się nie widziałyśmy, co powiesz na wieczór przy kolorowych lampionach i słodyczach? Alice na pewno się ucieszy na ten pomysł, a również będziemy mogły lepiej poznać naszą nową koleżankę!
Ona tylko wzruszyła ramionami, więc ruszyłam tyłek chcąc podejść do tej nowej, ale już jej nie było tam gdzie wcześniej siedziała. Za to błyskawicznie doskoczył do mnie Potter.
- Cześć księżniczko. Mam coś dla ciebie! - KSIĘŻNICZKO? To chyba marzenie każdej dziewczyny - by zostać tak nazwaną, ale wolałabym kogoś innego niż tą łajzę.
Wyjął zza pleców ślicznie udekorowaną malinową babeczkę. Aż ślinkami pociekła! Ale ale! Co ja wyczyniam? Przecież to Potter, nie dam się zmanipulować temu gamoniowi. Na pewno coś chce, tylko czeka aż złapię haczyk jak jakaś głupia rybka, phi!
- Nie chcę. Najadłam się.
- A, widziałem jak szybko zajadałaś na uczcie. Całe wakacje cię nie karmili?
- Nie miałam takiego szczęścia, by urodzić się w rodzinie gotującej czarodziejskie specjały, wiesz patałachu?
- Evans, Evans. Ja ci to oferuję słodkości od samego szefa hogwardzkiej kuchni, a ty mnie tak brzydko przezywasz!
-Szefa kuchni? - zdziwiłam się. Nigdy nie zastanawiałam się nawet jak powstają te specjały, które codziennie wcinamy na ucztach.
-Nigdy nie byłaś w kuchni? - czy on mi czyta w myślach?!
-Nie... To chyba nie jest zgodne z regulaminem...
Potter zaśmiał się głośno i poczochrał włosy.
- Jak umówisz się ze mną, Evans, to chętnie ci pokażę.
Wypuściłam z oburzeniem powietrze odwróciłam się na palcach i ruszyłam w stronę pokoju. O nienie, tak nie będziemy pogrywać. Szybko odwróciłam się, zabrałam mu babeczkę i pobiegłam w stronę dormitorium. HA, ha! Przechytrzyłam szkolnego rozrabiakę!


*

Następnego poranka wstałam bardzo wcześnie. Chyba mam szczęście, bo zawsze chodzę spać bardzo późno i wstaję bardzo wcześnie. Nie potrzebuję jakoś dużo snu, ale za to chciałabym mieć z kim pogadać a wszystkie moje lokatorki wiecznie śpią! Jak ju żwspomniałam – chodzę spać późno, ale nawet o tej drugiej trzydzieści jedno z naszych czterech łóżek było puste. Co więcej! Nadal jest puste. Alice i Wendy pochrapują cicho, a nowej jak nie było, tak nie ma. Nie jestem pewna czy powinnam się zmartwić...
Zwlokłam się z łóżka, ubrałam ukochane, puchate kapcie w kształcie białych kotków i pogłaskałam mojego ukochanego, białego, puchatego kotka. Dostałam go od babci tuż przed wyjazdem do Hogwartu i nie mogłam wpaść na imię, więc jest po prostu Kotem. Tak, wołam do niego Kocie. Jest raczej wredny, a Potter mówi, że to dlatego, że zwierzęta są takie jak ich właściciele. A przecież JA jestem bardzo miła, tylko on działa mi na nerwy.
Zabrałam potrzebne ubrania z szafy i poszłam do łazienki. Co rano przeżywam horror patrząc w moje poranne odbicie i próbując ogarnąć się na tyle, by ludzie nie krzyczeli na mój widok. Spojrzałam więc w lustro nie spodziewając się ujrzeć nic nadzwyczajnego. Gorzko się pomyliłam!
- CO TO DO CHOLERY MA BYĆ? KUŹWA, POTTER.
Na CZOLE miałam napisane nienagannym pismem tego gnoma Pottera ' I <3JP' – czyli kocham Jamesa Pottera. Wyglądało to jak najobrzydliwszy na świecie tatuaż. Nie zważając na podkrążone oczy i szopę na głowie wybiegłam z dormitorium i w kilka sekund znalazłam się przed drzwiami Huncwotów. Z impetem otworzyłam drzwi, doskoczyłam do rozczochrańca, złapałam go za kołnierzyk piżamy i przyłożyłam mu różdżkę do szyi.
- TY SZUJO, co było w tej cholernej babeczce?!
Potter spojrzał na mnie zaspanymi oczami, a na jego twarzy pojawił się arogancki uśmieszek.
- Łapciu, chyba wygrałem zakład. Jednak zjadła tę babeczkę. - zaśmiał się patrząc mi prosto w oczy.
- Zlikwiduj to! Zlikwiduj to, bo pożałujesz!
- Daj spokój Evans,w końcu wszyscy dowiedzą się co do mnie czujesz.
Niewytrzymałam, wypuściłam różdżkę z ręki i przyłożyłam mu porządnie w nos moimi małymi, dziewczęcymi piąstkami. Następnie odwróciłam się na pięcie i wybiegłam z ich zaśmieconego dormitorium.

*

Spędziłam PÓŁporanka błagając naszą pielęgniarkę panią Larkin, by dała mi zwolnienie z lekcji lub usunęła to okropieństwo z mojej twarzy. Gdy mnie pierwszy raz zobaczyła zaczęła się niewyobrażalnie śmiać. Co za brak profesjonalizmu, to aż niepojęte. Potem stwiedziła, że nie może mi pomóc, bo nie chce mnie podtruć skoro nie wie jaki eliksir mnie tak załatwił. Poradziła mi ostro przypudrować buźkę. No świetnie, szkolna, magiczna pielęgniarka daje mi porady makijażowe. Nie mogło być lepieej.

Poszłam na te cholerne lekcje. Nienawidzę siebie i swojego perfekcjonizmu. Muszę mieć wszystko idealnie odrobione i nauczone, wrr. Oczywiście poszłam bez makijażu, bo wredny napis nie dał się zamalować. Potter musiał maczać w tym swoje paskudne paluchy. Znalazłam inne wyjście z sytuacji - założyłam na głowę gustowną chusteczkę, dzięki której wyglądałam jak sierotka Marysia albo inne siedem nieszczęść.
Przychodząc spóźniona na drugą godzinę transmutacji zrobiłam skruszoną minę do profesor McGonagall, która wydawała się na tyle zszokowana moim wybrykiem, że nawet nie spytała co mnie zatrzymało. Bycie obowiązkową i punktualną jednak ma swoje plusy, haha!

- Panno Evans...- usłyszałam jednak po chwili - ale co to za maskarada?

Potter, który siedział za moimi plecami cichutko zachichotał.
- Ja... ja to pani wytłumaczę... po lekcji... proszę...

- Ależ chyba nie będzie takiej potrzeby! - usłyszałam głos Pottera i w tej chwili złapał za koniuszek mojej chustki i ściągnął ją z mojej głowy. - Możecie to traktować jako potwiedzenie moich słów. Zawsze mówiłem, że Lily będzie moja!
Cała klasa spojrzała na mnie. Zobaczyli ten tragiczny napis na czole. Zaczęli się śmiać. Nieeeee,  nie ruszyło mnie to. Uodporniłam się na śmiechy i chichy w tym, pożalsięboże, skrzydle szpitalnym. Stałam się inną kobietą, zupełnie inną. Jestem twarda. Odwróciłam się do tego huncwockiego patałacha i zrobiłam najwredniejszą, najbardziej nikczemną minę na jaką było mnie stać i wysyczałam teatralnym szeptem, który nawet mnie z lekka przeraził: 

- Tak pogrywasz Potter? Zemszczę się. Poczekam tylko, aż zaczniesz się czuć bezpieczny, pomyślisz, że zapomniałam, a wtedy uderzę ze zdwojoną siłą i cały Hogwart, BA, cała Anglia będzie wiedziała, że James Potter naraził się Lily Evans. 

Cisza jaka zapanowała wtedy w klasie utrzymała się nawet po głośnym dzwonku, a ja wiedziałam, że on wie, że popełnił błąd, który będzie go wiele kosztować. 




***

Cześć! Jeśli przeczytałaś to pięknie proszę o jakiś ślad. <3

Koniec psot! - czyli Huncwoci rozrabiająOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz