[Z perspektywy huncwockiego mózgu i jedynego faceta, o którym Syriusz Black mówi #mójcrush - czyli mnie, Remusa Lupina.]
Siedziałem pod ciepłym kocem sącząc moją ulubioną zieloną herbatę z kubka, który dostałem od chłopaków na ostatnie święta. Był puchaty i czasami gryzł, jeśli nie był traktowany z wielką delikatnością. Syriusz uważał, że przezabawne było danie mi kubka, który tak jak ja, posiadał 'futerkowy problem'. Przez pierwszy tydzień użytkowania owego kubeczka nie starczyło mi szybko-leczących, magicznych plasterków, by zakrywać poranione palce i musiałem pożyczyć różowe ze wzorkiem w białe koty od Lily. Wtedy Łapa zaczarował mój ulubiony kardigan, by posiadał owy wzorek do pary. Niestety, dowcipniś niepomyślał, że w mig mogę go odczarować i zaczarować jego szatę ,by wyglądała jak wyprana w brokacie. Uśmiechnąłem się na wspomnienie o błagalnej minie Syriusza i jego żałosnych łkaniach, bym to odczarował, bo 'zniszczy to jego silną pozycję jako samca alfa Hogwartu'.
Była sobota, 14 dni do następnej pełni. Czułem się wyśmienicie i mogłem nadrobić sporo nauki, na czas, gdy będę niedysponowany. Już wiedziałem, że nie było mi to dane, gdy do dormitorium wleciała trąba powietrzna, to znaczy James Rogacz Potter z całą masą różnych pergaminów; w zębach, rękach, podpachami, wetkniętymi w kołnierzyk, pasek, spodnie, skarpetki. Wyglądało to tak komicznie, że wypuściłem z rąk kubek, który pogryzł mi pięty, a na dodatek oblałem się wrzątkiem.
-CHOLERA!
- Lunatyczku, damy się tak nie wypowiadają.
Szybko uprzątnąłem rozgardiasz.
- Damy?
- Jesteś naszą gorrrącą wilczycą. MAM ŚWIETNY PROJEKT. Zmienimy WSZYYYYYYSTKO w Hogwarcie, by wyglądało jak Starożytny Rzym! Co ty na to? Wyobraź to sobie! Piękne rzymskie kolumny, zamiast zbroi zbereźne i nagie posągi, GORĄCE HOGWARTCZANKI W SKĄPYCH TOGACH, ty możesz robić zawilczycę kapitolińską- symbol Rzymu, co ty na to, wilczku kochany? A SYRIUSZ BĘDZIE AMOREM! Strzeli strzałą miłości w skąpo ubraną Evans i wtedy to już będzie musiała się ze mną umówić, co ty na to? Czyż to nie pomysł STULECIA? Słyszysz mnie? STULECIA. ŚLIZGONÓW SIĘ ZACZARUJE, BY MÓWILI TYLKO PO ŁACINIE HAHA CZAIIISZ?! - Potter był tak zaaferowany tym co mówił, że aż się przeraziłem. Chyba spędził kilka dobrych godzin w bibliotece szukając przydatnych zaklęć i wiadomości o starożytnym Rzymie, że padło mu na mózg i stał się potworem. Cóż, ale nie wiedziałem, że najgorsze było jeszcze przede mną...-Syriusz pokaż mu się, nono!
Drzwi łazienki otworzyły się zdecydowanie za szybko i wyszedł przez nie Syriusz... całkiem nagi Syriusz, którego wiadome miejsce było przykryte tylko listkiem. Długie włosy miał zaczesane do tyłu, w ręce trzymał łuk i uśmiechał się szeroko.
- Co...
-Super wyglądam, nie? Czysta natura, żadnego ulepszania. Prezentuje się takim, jak mnie stworzono! LASKI BĘDĄ ZACHWYCOONE!
James zaczął się histerycznie śmiać, gdy z obrzydzeniem wepchałem prężącego muskuły Syriusza z powrotem do łazienki. On chyba niezdaje sobie sprawy, że McGonagall padłaby na zawał jakby go zobaczyła, a większość szkolnych dziewczyn by pomdlało.
-Łapa, jesteś największym na świecie błaznem, ale cała szkoła nie musi o tym wiedzieć...
*
Na wieczornej uczcie siedziałem razem z Syriuszem, a James zniknął gdzieś z Peterem. Black za to był z lekka obrażony, że nie doceniłem jego ekshibicjonistycznego pokazu i tylko mruczał pod nosem 'Doprawdy, Luniuś. Ja jestem największym fanem twoich wdzięków, liczyłem na mały rewanżyk.' Przed nami siedziała Evansówna i wcinała babeczki z szynką.
- Niezła odmiana kanapek. - zagaił Syriusz, któremu najwyraźniej poprawił się humor na widok całego oblepionego keczupem Severusa Snape'a, patrząc raczej zgorszony na to, co je dziewczyna.
- Daj spokój, Syriuszu. Nie dali nic innego, co byłoby choć trochę słodkie.
- To chyba dlatego, że dużo loszek zaczęło przybierać na wadze, musicie trzymać formę!- pokazał Lily rząd równych, białych zębów, a ona prychnęła pogardliwie, złapała za swoją szklankę i wylała mu na głowę sok dyniowy. Chyba nie była fanką jego porąbanego humoru...
- Kto by chciał się podobać takiemu seksiście.
-EVANS?! MOJE WŁOSY! Okres masz?!
Lily wyszła z sali cała wzburzona, przełknąłem więc ostatni kęs zapiekanki z kurczakiemi ziemniakami i wstałem, by za nią pójść.
- Pójdę z nią pogadać.
Znalazłem dziewczynę w wieży astronomicznej. Ostrożnie usiadłem obok niej, objąłem ją ramieniem i wyjąłem z kieszeni zawiniętą w sreberko czekoladę.
- Zjedz Lily, poczujesz się lepiej. Wiesz, Łapa ma takie poczucie humoru- trzeba mu to wybaczyć.
Wtuliła głowę w moje ramię i poczułem jagodowy zapach jej włosów. Pachniały ślicznie. Cała była śliczna. Ale zdecydowanie nie dla mnie. Była miłością życia mojego najlepszego przyjaciela i zasługiwała na dostatnie, bezpieczne życie. Taki potwór jak ja nie zasługuje na nic, oprócz wiecznej tułaczki.
- Jesteś cudowny Remusie, wiesz o tym? - usłyszałem jej słodki głos. - Jesteś najlepszym przyjacielem jakiego miałam. - Przytuliła się do mnie i złożyła na moim czole lekki pocałunek, który sprawił, że w tamtej właśnie chwili poczułem się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
CZYTASZ
Koniec psot! - czyli Huncwoci rozrabiają
FanficTasiemiec. :3 Luźna interpretacja tego, co działo się podczas szkolnych lat Lily Evans i Huncwotów.