[Rozdział z perspektywy Wendy Williams.] Głupiej gąski, która nie potrafi się kontrolować i nie wie co wyprawia - czyli mnie!
Na ten piątkowe popołudnie planowałam długi dzień wrażeń artystycznych. Przebranie się w wygodną, workowatą bluzę, związanie włosów w samurajski koczek i palce ubabrane farbą. W takie dnie chowałam się w starej sali od numerologii, którą pokazała mi profesor McGonagall, gdy pewnego razu przyłapała mnie na rysowaniu na zajęciach. Wszyscy uważali są za zgryźliwą nudziarę, ale tak naprawdę to troszczyła się od swoich wychowanków. Huncwotom też milion razy uratowała tyłki, a oni tego pewnie nawet nie zauważyli.
Cóż. Najwyraźniej nie było mi to pisane tego dnia.
Pragnęłam szybko przełknąć coś podczas śniadania, by zagłuszyć burczenie brzucha, no i niepostrzeżenie wykraść kubek herbaty.(Koniecznie zaparzonej jak najsłabiej, żeby nie pomylić jej z wodą do malowania farbami! Czasem zdarzyło mi się łyknąć z kubeczka, w którym czyszczę pędzelki... Nie polecam.)
Zasiadłam więc na ławie obok Lilki, dając jej przyjacielskiego całusa w policzek i rzucając uśmiechy Alice i Katerinie.
Lily wyszczerzyła do mnie zęby, łyknęła trochę soku dyniowego i powiedziała:
- Jak ci się spaa-aaaało Wee-endy? - gdy z jej gardła wydobył się uroczy śpiew wytrzeszczyła oczy w zdziwieniu. - Co do choleeeeryyy?
Zachichotałam.
- Lilka, co ci się zebrało na śpiewanie?
- Tooo nie specjaaalniee!
Peter siedzący tuż obok Kateriny zaczął szaleńczo chichotać, a Remus wbił mu łokieć w brzuch z karcącą miną. Nie umknęło to Kat.- Co żeście zrobili, wy młotki?
- Właaaaśnieee? - delikatny śpiew Lilki zwrócił uwagę większości stołu Gryfonów. O dziwo, spora ich część zaśmiała się śpiewająco. Remus spojrzał na nią przepraszająco, a reszta Huncwotów zaśmiewała się w głos.
W kilka minut cała Wielka Sala aż huczała od śpiewających lepiej, lub też gorzej, uczniów.
- Ucznioowiiiee, prooszę o ciiszę!!! - Profesor McGongall najwyraźniej nigdy nie uczęszczała na lekcje śpiewu, toteż z jej gardła wydobył się okropny fałsz. Wytrzeszczyła oczy i zatkała sobie usta ręką.W tym momencie Syriusz Black wkroczył z werwą na stół, depcząc przy okazji kilka rozrzuconych luzem cukierów, zaczął krzyczeć:
- Panie i panowie! - ukłonił się wykonując teatralny ruch ręką. James Potter machnął różdżką w jego kierunku, co zmieniło szatę Blacka na wyjściową. - Witam w Idolu! Dzięki naszej małej sztuczce z sokiem dyniowym każdy z was dziś ma szansę wykazać się pięknym śpiewem, który ocenię JA! Syriusz Black, razem z moim jury w składzie...
Potter wskoczył na stół tuż obok niego i kontynuował jego przemowę wesoło skacząc z nogi na nogę.- Jakim tam Idolu! - Mruknął przeciągając samogłoski i uśmiechnął się słodko gdy na stół obok nich wdrapała się pozostała dwójka przyjaciół.- Witamy w pierwszym Musicalu Hogwarckim! Do końca dzisiejszego dnia będziecie śpiewać to, co chcecie powiedzieć! Czyż to nie cudowne? Czy mamy na sali jakichś innych fanów mugolskich musicali? - odpowiedziało mu milczenie.- Halo...? ... Cóż. Jestem pewien, że do wieczora każdy z was pozna się na ich wspaniałości! To co panowie? Chluśniem, bo uśniem?
Huncwoci unieśli kubki wypełnione sokiem dyniowym i równocześnie je wyzerowali.
A potem było już tylko gorzej.
*Byłam jedną z nielicznych uczennic, która nie spróbowała dziś soku dyniowego. Cóż, był on ulubionym napojem uczniów Hogwartu. Swego czasu, był jedynym napojem, który był podawany na naszej stołówce podczas obiadów i kolacji. (Na śniadaniach dopuszczane są ciepłe napoje.) Na szczęście uczniom udało się wywalczyć wodę niegazowaną, kiedy my jeszcze byliśmy na pierwszym roku. Tak, to Lily uwielbia czytać Historię Hogwartu i opowiadać mi takie pierdoły.
CZYTASZ
Koniec psot! - czyli Huncwoci rozrabiają
Fiksi PenggemarTasiemiec. :3 Luźna interpretacja tego, co działo się podczas szkolnych lat Lily Evans i Huncwotów.